Transmisja telewizyjna ani ranga przeciwnika nie zatrzymały w domach kibiców warszawskiej Politechniki, którzy licznie stawili się w Arenie Ursynów. I jeśli spojrzeć na pozycję w tabeli oraz ostatnie wyniki Inżynierów, to taki stan rzeczy absolutnie nie dziwi - podopieczni Jakuba Bednaruka przed spotkaniem z częstochowskim AZS-em plasowali się na czwartym miejscu.
Z kolei częstochowianie do Warszawy przyjechali z nożem na gardle - w dotychczas rozegranych meczach nie ugrali nawet jednej partii, a w ostatniej ligowej potyczce kontuzji nabawił się Dawid Murek...
Początek piątkowego spotkania, a właściwie niemalże cały pierwszy set, obfitował w sporą liczbę błędów, co niekorzystnie wpływało na poziom widowiska. W akcjach było sporo przypadku i, gdzieniegdzie, również szczęścia. Dopiero w końcówce do głosu doszła znacznie lepsza gra, a wprowadził ją Marcin Nowak; kapitan Politechniki najpierw zaskoczył rywali kiwką, a następnie dołożył punkt asem serwisowym. Po ataku Krzysztofa Wierzbowskiego gospodarze prowadzili już 23:17 i w tym momencie przebudzili się częstochowianie. Było to jednak chwilowe, gdyż podopieczni Jakuba Bednaruka nie dali sobie wydrzeć zwycięstwa w tej partii, a całość zamknął Wierzbowski.
Nieco lepiej w drugą odsłonę weszli Inżynierowie, prowadząc na pierwszej przerwie technicznej 8:5. Tuż po wznowieniu gry dwa punkty z rzędu zdobyli siatkarze Wkręt-metu AZS Częstochowa, ale ich dobra passa się skończyła w momencie, kiedy w polu zagrywki pojawił się Maciej Zajder (9:7). Skuteczna zagrywka środkowego stołecznego zespołu pozwoliła na wyprowadzenie pięciopunktowej przewagi (13:8). Taką różnicę oczek warszawianie utrzymywali dość długo, jednak przy stanie 18:13 nastał znacznie lepszy fragment gry podopiecznych Marka Kardosa, którzy w jednym ustawieniu nadgonili cztery punkty. Nic dziwnego, że taki stan rzeczy wzbudził czujność u szkoleniowca gospodarzy. Dobrze w szeregach Akademików z Częstochowy spisywał się Miłosz Hebda, który do mocnych ataków dołożył trudną w odbiorze zagrywkę.
To wszystko złożyło się na bardzo wyrównany i zacięty fragment gry: z jednej strony punktował Hebda, z drugiej Maciej Pawliński i Grzegorz Szymański. Sprawę w swoje ręce wziął Marcin Nowak, zniecierpliwiony tym, że jego drużyna nie może wyprowadzić dwupunktowej przewagi, huknął z drugiej piłki, a dzieła dokończył - podobnie jak poprzednio - Krzysztof Wierzbowski.
Od małego nokautu partię numer trzy rozpoczęli Inżynierowie, bowiem po kilku minutach prowadzili już 8:2 i po przerwie technicznej nastąpiła weryfikacja wyniku na 7:2... Zamieszanie w żaden sposób nie wybiło warszawian z rytmu, w dalszym ciągu punktowali i dopiero po błędzie w zagrywce Wkręt-met zyskał trzecie oczko (10:3).
Jednak im dalej w las, tym więcej punktów zbierali Inżynierowie. Częstochowianie stali bezradnie na boisku, a gospodarze bezlitośnie powiększali przewagę, która po bardzo długiej wymianie piłek urosła do dziesięciu punktów (14:4). To jednak nie był koniec diabelskiej gry Politechniki: gospodarze rozszaleli się w ataku, a rywale wyglądali tak, jakby mieli nie przekroczyć granicy 10. oczek. Tak jednak się nie stało, chociaż częstochowianie punkty gromadzili w bólach.
Sytuacja jednak nie uległa zmianie, a Akademicy z Częstochowy mogli jedynie zmniejszać wymiar kary; zryw miał miejsce już w samej końcówce spotkania (dla Politechniki), jednak było to zdecydowanie za późno. AZS nadal pozostał bez zwycięskiej partii w PlusLidze, a Diabły Bednaruka zdobyły kolejny komplet punktów.
AZS Politechnika Warszawska - Wkręt-Met AZS Częstochowa 3:0 (25:20, 26:24, 25:19)
AZS PW: Wierzbowski, Pawliński, Nowak, Drzyzga, Szymański, Zajder, Potera (libero) oraz Olenderek (libero), Dryja, Stefanović, Adamajtis.
AZS: Hunek, Marcyniak, Stelmach, Kaczyński, Hebda, Bociek, Bik (libero) oraz Lisinac, Szlubowski, Piechocki, Janusz.
MVP: Marcin Nowak.