Nie mam problemu z tym, że nie gram - rozmowa z Izabelą Bełcik, zawodniczką Atomu Trefla Sopot

Drużyna z Sopotu nie sięgnęła po Puchar Polski. W finale musiała uznać wyższość MKS-u Dąbrowa Górnicza. Turniej w Radomiu był okazją do wielu rozmów, m.in. z Izabelą Bełcik, zawodniczką Atomu Trefla. Rozgrywająca, obserwująca zmagania koleżanek z kwadratu dla rezerwowych, zgodziła się odpowiedzieć na kilka pytań.

Piotr Dobrowolski: Megan Hodge otrzymała w piątkowym meczu półfinałowym Pucharu Polski statuetkę dla najlepszej zawodniczki spotkania. To chyba duże wzmocnienie drużyny w tym sezonie?

Izabela Bełcik: Na początku Megan było trochę ciężko się zaaklimatyzować. Przyjechały dziewczyny prosto z Pucharu Świata. Teraz widać, że dochodzi do formy. Dużo pracuje nad przyjęciem.

Świetnie prezentuje się w ofensywie...

- W ataku potrzebuje tylko pewności siebie. Myślę, że ona ma wszystko, bo i warunki fizyczne, i motorykę taką niesamowitą, że tylko pozazdrościć.

W tym sezonie pełni pani funkcję rezerwowej. W pierwszym zestawieniu występuje Alisha Glass...

- Nie mam problemu z tym, że nie gram. Nie jej wina, trener ma takie założenie i po prostu tak ustawia skład. Mogę tylko pracować i wywiązywać się ze swojej roli jak najlepiej potrafię. Jak mam stać w kwadracie, to będę stać w kwadracie.

Zapewne nie jest łatwo pogodzić się z taką sytuacją?

- Miałam taki moment buntu, że nie mogłam pogodzić się z tym, że bardzo rzadko jestem na boisku, a czasem nawet w ogóle poza "dwunastką". Teraz gdzieś tam potrafię to sobie wytłumaczyć. Jeśli mamy coś wygrać, to wygramy to wszystkie. Wiadomo, że czasem jest żal, że mogłoby się trochę więcej swojego udziału włożyć. Ale nie ja decyduję i muszę to zaakceptować.

Ciężko było "przestawić się" z dużej hali Ergo Arena na mniejszą, jaka jest w Radomiu?

- Szczerze mówiąc, to rozgrywamy mecze na naszej dużej, nowoczesnej hali, a trenujemy na sali treningowej, która znajduje się w tym samym obiekcie, ale jest obok. Ta sala, na której trenujemy najczęściej, jest podobnych gabarytów do tej, więc dobrze czujemy się na tej sali, może nawet lepiej niż na naszej.

W Lidze Mistrzyń lada chwila zmierzycie się z bardzo silną Rabitą Baku. Pierwszy mecz w fazie play-off u siebie to dobrze dla debiutanta w tych rozgrywkach?

- Nie zastanawiamy się nad tym. Tak został ułożony terminarz i po prostu bierzemy go takim, jaki jest. Nie myślimy o tym, czy lepiej zaczynać u siebie, czy nie. Będziemy grać, walczyć.

Co trzeba zrobić, aby w najbliższym spotkaniu pokonać jednego z faworytów europejskich zmagań?

- Rabita jest bardzo, bardzo mocnym zespołem, chyba najmocniejszym z tych, które mogły się nam przytrafić w tej rundzie. Trzeba z podniesioną głową wyjść na boisko, wierzyć w swoje możliwości i walczyć, po prostu walczyć.

Ten sezon jest bardzo intensywny...

- My i Muszynianka gramy praktycznie co trzy dni. Siły uchodzą, ale w końcu gramy o "coś". Towarzyszą nam duże emocje i to zmęczenie schodzi czasami na drugi plan.

Macie jednak tak szeroki skład, że trener Alessandro Chiappini może wystawiać dwie mocne "szóstki"...

- Tak, ale na razie nie gramy dwiema "szóstkami". W Lidze Mistrzyń trener wystawia więcej zagranicznych dziewczyn, w lidze polskiej ma tak jakby ograniczone możliwości. Chyba większy ból głowy ma z tym, żeby wystawić tę "dwunastkę", która ma reprezentować nasz zespół, bo ten kto siedzi na trybunach i nie może grać, jest trochę "poszkodowany".

Źródło artykułu: