Serbowie rozpoczęli rywalizację od przegranych spotkań z aktualnymi mistrzami świata, ale pozostawili po sobie doskonałe wrażenie. Mimo, iż nie zagrali w najsilniejszym składzie, a w domu pozostały największe gwiazdy serbskiej siatkówki – Nikola Grbić, Ivan Milijković oraz Andrija Gerić, to młodzi gracze w pełni wykorzystali szansę zwrócenia na siebie uwagi kibiców i ...trenera Igora Kolakovića. Na brazylijskim parkiecie stoczyli dwa wyjątkowo zacięte mecze, przegrane dopiero po pięciosetowej walce.
Drużyna Serbii pokazała przysłowiowy "lwi pazur" i stawiła zacięty opór faworyzowanym rywalom, wyłącznie za sprawą własnych błędów nie odnosząc zwycięstwa w drugim, niedzielnym spotkaniu. Serbowie, rozsądnie i spokojnie prowadzeni przez swojego rozgrywającego Petkovića, zagrali najlepiej jak potrafią, bez cienia bojaźni i z wielkim zaangażowaniem, skutecznie burząc spokój sław brazylijskiej siatkówki. Serbowie znaleźli skuteczną receptę na kombinacyjną grę Brazylijczyków w postaci własnej zagrywki, która odrzuciła rywali od siatki. Znakomicie zaprezentowali się też dwaj serbscy środkowi: Podrascanin i Bjelica, którzy swoją dobrą grą w bloku oraz w ataku przyćmili swoich brazylijskich vis a vis.
Kluczowym zawodnikiem Serbów był jednak ich leworęczny atakujący Sasa Starović, z którego zablokowaniem mieli ogromne problemy tak doświadczeni gracze jak Andre Heller czy Gustavo. Na brazylijskim parkiecie ten młody siatkarz pokazał nie tylko siłę, ale i całkiem przyzwoitą technikę ataku.
Przegrane spotkanie z Wenezuelą stanowiło sporą niespodziankę, ale tego dnia w zespole Serbii wyraźnie zabrakło lidera w ataku, gdyż młody Sasa Starović nie zagrał na takim poziomie, jak w pojedynkach z Brazylią. Igor Kolaković - trener reprezentacji Serbii podkreślał niezadowolenie z postawy swoich graczy, którzy kompletnie zawiedli w ataku, czego w żaden sposób nie mogła zrekompensować ich ofiarna i skuteczna gra w obronie.
Jednak w kolejnym meczu zawodnicy Serbii wzięli srogi rewanż za sobotnią przegraną, w niedzielę pewnie pokonując zespół Wenezueli 0:3. Siatkarze z Europy zdecydowanie dominowali na parkiecie i z rytmu gry nie wytrąciła ich nawet dobra postawa rywali w trzecim secie. W drugim pojedynku z Wenezuelą na parkiecie pojawili się już: rozgrywający Nicola Grbić i atakujący Ivan Milijković.
Jedno zwycięstwo przywieźli Serbowie z Francji, rozgrywając tam dwa zgoła odmienne mecze. W spotkaniu numer jeden, Serbia - mimo gry w najsilniejszym składzie - nie potrafiła znaleźć skutecznego środka, pozwalającego na odniesienie sukcesu. Goście w każdym elemencie ustępowali Francuzom – mieli miej bloków punktowych, mniej punktów zdobyli w ataku i popełnili więcej niewymuszonych błędów.
Rewanż należał już do podopiecznych trenera Igora Kolakovića, a jego zawodnicy po raz kolejny zaprezentowali nie tylko wysokie indywidualne umiejętności techniczne, ale także większe opanowanie oraz koncentrację w kluczowych momentach spotkania.
Dwa spotkania z Brazylijczykami, rozegrane tym razem w Serbii, były autentyczną ozdobą rundy interkontynentalnej rozgrywek Ligi Światowej. Oba potoczyły się według podobnego scenariusza: dwie pierwsze partie wygrała ta drużyna, która ostatecznie musiała uznać wyższość przeciwników. Dla przyszłych losów reprezentacji Serbii najważniejsze okazało się druga, niedzielna konfrontacja, gdyż wygrana – i zdobyte wówczas punkty – dały temu zespołowi bezcenną nadzieję na udział w wielki finale w Rio de Janeiro.
Losy drugiego meczu odwrócili młodzi siatkarze, których serbski szkoleniowiec desygnował do gry po dwóch przegranych odsłonach. I tak na parkiecie pojawili się: rozgrywający Vlado Petković i młodziutki atakujący Sasa Starović, udowadniając, iż są autentycznie wartościowymi zmiennikami podstawowych graczy. Silna zagrywka tego drugiego zawodnika mocno utrudniła życie przyjmującym, a piłek, sprytnie wybitych po rękach Brazylijczyków, nie był w stanie podbić nawet ich libero – Sergio. Swój rytm gry odzyskał także serbski blok, z pokonaniem którego mieli wielki problem Andre czy Dante.
Mecze z Wenezuelą odbyły się zgodnie z planem, a zwycięstwa gospodarzy ani przez chwilę nie były zagrożone.
O wszystkim miały zatem rozstrzygnąć pojedynki serbsko – francuskie, a szanse obu rywali na grę w turnieju finałowym wydawały się być wyjątkowo wyrównane. Francuzi rozpoczęli walkę o finał w Rio od mocnego uderzenia – po dobrej grze wygrali dwa pierwsze sety i do szczęścia potrzebowali już tylko jednej partii. Siatkarze Serbii, po raz kolejny, pokazali wielką siłę oraz odporność psychiczną - potrafili odwrócić losy spotkania i pokonali przeciwników, w tie-breaku nie dając już swoim francuskim rywalom najmniejszych szans.
W ten sposób nieważne stały wyniki dotychczas rozegranych spotkań - tylko zwycięzca sobotniego meczu miał zagrać w Final Six w Rio de Janeiro. Nic zatem dziwnego, że od pierwszych akcji widać było wyjątkową koncentrację i mobilizację zawodników po obu stronach siatki, ale to Serbowie – bezkompromisowymi atakami i agresywnymi zagrywkami – przechylili szalę zwycięstwa na swoją stronę.
Wyniki spotkań reprezentacji Serbii w rundzie grupowej:
Brazylia – Serbia 3:2 (22:25, 25:23, 25:28, 23:25, 15:11)
Brazylia – Serbia 3:2 (23:25, 25:19, 24:26, 25:23, 15:11)
Wenezuela – Serbia 3:1 (25:20, 19:25, 25:23, 25:22)
Wenezuela – Serbia 0:3 (21:25, 21:25, 18:25)
Francja – Serbia 3:1 (17:25, 25:20, 25:23, 25:20)
Francja – Serbia 0:3 (20:25, 31:33, 19:25)
Serbia – Brazylia 2:3 (25:17, 25:21, 21:25, 21:25, 8:15)
Serbia – Brazylia 3:2 (20:25, 18:25, 25:23, 25:20, 15:11)
Serbia – Wenezuela 3:0 (25:22, 25:23, 25:16)
Serbia – Wenezuela 3:1 (18:25, 25:20, 27:25, 25:20)
Serbia – Francja 3:2 (23:25, 18:25, 25:21, 25:19,15:8)
Serbia – Francja 3:1 (25:20, 25:22,12:25, 25:17)