Roszady personalne - posumowanie II weekendu Ligi Światowej

Drugi weekend Ligi Światowe przyniósł kilka niespodziewanych rozstrzygnięć, które zadziwiły i miłośników siatkówki i siatkarskich specjalistów. Zwycięstwo Francji nad mistrzami świata z Brazylii, przegrany mecz Polaków w Chinach, pierwsza wygrana Wenezueli z zespołem Serbii czy dwa zwycięstwa Egipcjan nad Japończykami muszą prowokować do dyskusji nad przyczynami tych niespodzianek.

W tym artykule dowiesz się o:

Wystarczy jednak uważnie prześledzić zestawienia, w jakich wystąpiły poszczególne zespoły w czasie kolejnych weekendowych potyczek, aby dostrzec, iż wiele z nich zagrało w kompletnie nowych, żeby nie powiedzieć – nietypowych składach. I jeśli weźmie się pod uwagę ten aspekt, to przegrane potencjalnych faworytów przestają dziwić.

Gdy przeanalizujemy skład, w jakim zagrali we Francji Brazylijczycy, to wówczas zaskoczenie ich porażką będzie znacznie mniejsze. Na francuskim parkiecie zabrakło kilku największych gwiazd brazylijskiej siatkówki – Marcelinho, Dantego czy Andre. Więcej – kilku graczy z Brazylii kibice i eksperci mieli okazję zobaczyć po raz pierwszy w życiu. Należy jednak podkreślić, że i po francuskiej stronie siatki zabrakło kilku kluczowych graczy (Antiga, Samica) od lat stanowiących o sile podopiecznych trenera Philippe Blain’a, a ich absencja w drugim spotkaniu była aż nadto widoczna.

W polskim zespole nie zagrali w Hangzhou: Paweł Zagumny, Michał Winiarski czy Sebastian Świderski. W reprezentacji Serbii w pierwszym, przegranym meczu z Wenezuelą tylko na chwilę na boisku pojawili się Nicola Grbić i Ivan Milijković.

Roszady personalne, jakie stosują niemal wszyscy bez wyjątku szkoleniowcy tłumaczyć należy tym, iż tegoroczne rozgrywki Ligi Światowej mają na celu jak najlepsze przygotowanie drużyn do Igrzysk Olimpijskich w Pekinie. Zaś te zespoły, które nie zakwalifikowały się na najważniejszą sportową imprezę, myślą już o radykalnej odmianie jakości własnej gry poprzez poszukiwanie nowych, wartościowych zawodników.

Nie można także zapominać, iż spotkania Ligi Światowej rozgrywane są na rożnych kontynentach i w rożnych strefach czasowych, co nieuchronnie powoduje zachwianie rytmu biologicznego zawodników, utrudnia im lub wręcz uniemożliwia systematyczne budowanie formy. Trenerzy, chcąc oszczędzić swoim podopiecznym wyczerpujących podróży po całym świecie, często podejmują decyzję o pozostawieniu ich w macierzystych krajach (Bułgar Kostadin Stojkow, z Włoch), gdzie bez przeszkód mogą przygotowywać się do olimpiady lub też zawodnicy ci pojawiają się w wybranych przez szkoleniowców pojedynkach, niekoniecznie na tych samych pozycjach (Brazylijczyk Samuel w pierwszym spotkaniu z Francją zagrał na pozycji przyjmującego, a w drugim meczu – na ataku).

Często siatkarze czas mniejszych obciążeń meczowych wykorzystują także na zregenerowanie sił, mocno nadwątlonych długim i wyczerpującym sezonem oraz wyleczenie drobnych urazów (Hiszpan Israel Rodriguez).

Zgodnie z powyższym założeniem - podstawowi zawodnicy, którzy ze względu na wysokie umiejętności mają ugruntowaną pozycję i pewne miejsca w swoich narodowych reprezentacjach, nie muszą już niczego udowadniać i mogą w spokoju trenować lub...odpoczywać jak Matej Kazijski, który po spotkaniach z Hiszpanami pojechał na wakacje.

Nie można zapominać, że równie wielu siatkarzy nadal musi walczyć o miejsce w dwunastce na Pekin. I dla nich Liga Światowa jest doskonałą okazją do zaprezentowania swoich umiejętności oraz pozyskania przychylności sztabów szkoleniowych. Warto odnotować i zapamiętać takie nazwiska, jak: Dragan Travica z Włoch, Piotr Nowakowski z Polski, Marlon z Brazylii czy Martin Penev z Bułgarii, gdyż zawodnicy ci właśnie pukają do bram narodowych reprezentacji.

Ceną, jaką płacą zespoły za rozliczne zmiany personalne, jest niekiedy przegranie spotkania i fala krytyki, spadająca na zawodników i szkoleniowców. Ale czy nie warto podjąć ryzyka mając przed oczami cel, jakim jest olimpijski medal, o którym bez wątpliwości marzą wszystkie drużyny?

Komentarze (0)