Pierwszy set dobitnie pokazał, że rywale odstawali od polskiej drużyny umiejętnościami indywidualnymi, ale także ewidentnie zżerała ich trema. Rozpoczął spotkanie w polu zagrywki Ryan Millar i od razu był to serwis punktowy. Tym samym zaczęło się powolne niszczenie wszystkich atutów drużyny z Węgier. Rzeszowianie zdobyli cztery punkty z rzędu. Goście próbowali jak tylko mogli, ale do przerwy technicznej żadne zabiegi nie przynosiły skutku. Do pierwszej przerwy technicznej było już 8:2 dla drużyny gospodarzy. Po przerwie nie było wcale lepiej. Atak za atakiem z coraz większą nonszalancją i chęcią grania nie tylko pod dobry wynik, ale także i pod publikę błyszczeli rzeszowianie. Wszystko im wychodziło. Stan na tablicy wyników do drugiej przerwy technicznej brzmiał 16:4 i goście musieli w duchu już uznać owy set za przegrany, gdyż nie mieli żadnych pomysłów jak zatrzymać rozpędzoną rzeszowską lokomotywę. I faktycznie tak się stało. Set zakończył się dla nich siatkarskim nokautem 25:13. Warto dodać, że fantastyczny set zaliczyli w szczególności ganiony za swoją postawę w ostatnich meczach Gyorgy Grozer (86% w ataku), Aleh Akhrem zanotował 75% skutecznie zbitych piłek, a Matej Cernić aż 100%.
Drugi set z początku do złudzenia przypominał pierwszy. W pamięci kibiców na pewno na długo pozostanie kiwka Grozera w momencie kiedy stał on... Tyłem do siatki. Coraz większa pewność siebie przemawiała przez rzeszowski zespół. Znów 8:2 do pierwszej przerwy technicznej. Później jednak nastąpiło jakby przebudzenie się z letargu i otarcie z tremy dla zawodników z Węgier. Udanie atakowali Alpar Szabo, Balazs Bagics czy Ferenc Nemeth. Jednak pomimo lepszej gry na nic zdawały się ich kolejne ataki. Do drugiej przerwy technicznej było 16:9. Następnie nastąpił moment gorszej gry Grozera i Cernica co na moment przywróciło wiarę w umiejętności Węgrów. Przy stanie 18:15 dla gospodarzy zdenerwowany Ljubo Travica poprosił o czas. Wpłynął on korzystnie na jego zawodników, którzy pewnie wygrali końcówkę seta w stosunku 25:19.
W trzeciej partii rzeszowianie niestety nie przypominali w żadnym elemencie gry drużyny, która zwycięsko wyszła z dwóch poprzednich rozdań. Mnóstwo błędów indywidualnych,brak zrozumienia w rozegraniu z Ivanem Iliciem zawodników na poszczególnych pozycjach sprawił, że walka punkt za punkt toczyła się aż do stanu 14:13 dla gospodarzy. Później jednak nastąpiło przebudzenie Grozera, który w fantastyczny sposób zdobył 4 punkty z rzędu co pozwoliło wrzucić Asseco Resovii przysłowiowy "piąty bieg". Wynik znów znalazł się pod kontrolą co pozwoliło ostatecznie zwyciężyć rzeszowianom trzecią partię w stosunku dokładnie takim samym jak poprzednią - 25:19.
Warto zauważyć, że Asseco Resovia zagrała dobre spotkanie bombardując wręcz Węgrów zagrywką. Znów dał się we znaki brak zgrania, a także lekceważenie przeciwnika w momencie kiedy prowadzi się 2:0. Teraz wszystko w głowie Ljubo Travicy by poukładać zespół na najbliższe spotkanie z drużyną Delecty Bydgoszcz. Kaposvari Roplabda SE to młody zespół, nabierający dopiero doświadczenia i na pewno nie była to przeciwnik, który mógł prezentować poziom chociażby zbliżony do brązowych medalistów Plusligi poprzedniego sezonu.
Asseco Resovia Rzeszów - Kaposvar Roeplabda 3:0 (25:13, 25:19, 25:19)
Asseco Resovia Rzeszów: Baranowicz, Perłowski, Millar, Akhrem, Cernić, Grozer, Ignaczak (l) oraz Ilić, Grzyb, Buszek, Józefacki
Kaposvari Roplabda SE: Alpar, Hoboth, Csoma, Nemeth, Bagics, Kaszap, Daek (l) oraz Laszczik, Gergye