Kinga Bernacka: Zgodzi się pan z opinią, że decydujący wpływ na wynik Waszej rywalizacji z AZSem miał pierwszy mecz w Białymstoku, gdzie wygrywaliście już 2:0, a całe spotkanie przegraliście 2:3?
Krzysztof Mazurek: Myślę, że tak. Okazało się, że mamy mniej ograny zespół i w trudnych momentach nie ma osoby, która wzięłaby ciężar gry na siebie. W Białymstoku próbowała to zrobić Karolina Kosek i w pewnym momencie nawet jej się to udało. W sobotę na początku bardzo dobrze zagrała Paulina Opalińska, ale potem się spaliła. Chyba po prostu ten obecny skład na to miejsce jest optymalny, ale w takim składzie nie jesteśmy w stanie zwojować więcej.
Pan wielkiego wpływu na obecny skład zespołu nie miał?
- Właściwie żadnego.
Co zadecydowało o tym, że Wisła nie awansowała w tym sezonie do PlusLigi Kobiet. Właśnie skład zespołu?
- Brak wzmocnień. Jeśli zespół ma aspiracje grać w wyższej lidze i zajmuje takie miejsce, jakie Wisła zajęła rok temu (drugie – przyp. redakcji), to kierownictwo sekcji myśląc o tym, że chce awansować powinno wzmocnić zespół. Tutaj były transfery, ale nie miały one aż takiego wpływu na wygląd drużyny. Rok temu odeszły z Krakowa bardzo dobre zawodniczki, przypominam, że Magda Piątek jest jedną z lepiej punktujących siatkarek w PlusLidze Kobiet, a odeszła też środkowa, Sylwia Wojcieska, która przeszła do Winiar. Być może, kiedy odszedł trener Litwin rynek transferowy był już zamknięty, ale żeby grać lepiej trzeba się rozwijać i trzeba się wzmacniać. Tym składem, mimo ciężkiej pracy, bo dziewczyny naprawdę ciężko pracowały, nie jesteśmy chyba w stanie osiągnąć więcej.
Co w takim razie trzeba poprawić, żeby w przyszłym roku Wisła wywalczyła ten upragniony awans?
- Parę drobiazgów. Na przykład Karolina Surma gra bardzo ładnie, szybko, dynamicznie. Jest żywiołową zawodniczką i bardzo pracowitą, ale ma trochę za mało centymetrów, jak na środek bloku. Na pewno mamy też za delikatne skrzydła. Tu też są punkty, które nam uciekają. W sobotę w końcówce drugiego, czy trzeciego seta mieliśmy zablokowane aż trzy ataki ze skrzydła.
Jaki był dla pana ten rok spędzony w Krakowie?
- Bardzo fajny. Dużo dał mi ten rok. Pracowałem z dobrymi zawodniczkami, widziałem kawał dobrej siatkówki i zmieniło się trochę moje spojrzenie na wiele rzeczy. Myślę, że sporo się nauczyłem. Generalnie od strony techniczne i taktycznej, stwierdzam, że różnica między dobrym II-ligowym klubem, a klubami I-ligowymi jest taka, że w I lidze zawodniczki są wyższe.
Chciałby pan nadal pracować w Wiśle w przyszłym sezonie?
- Wszystko zależy od wielu czynników.
A kiedy wyjaśni się, czy zostaje pan w Krakowie?
- Będę rozmawiał z Zarządem i zarówno ja, jak i Zarząd klubu podejmiemy decyzję w ciągu najbliższego tygodnia.