Kluczowym dla losów tego pojedynku okazał się być trzeci set, w którym goście zanotowali bardzo dobrą serię, zdobywając siedmiopunktową przewagę. Czy gospodarzom zabrakło sił? - Nie skończyła się energia, bo chłopaki walczyli. Nie mogę powiedzieć złego słowa, że brakło walki. Jeśli jest taka seria, to bardzo trudno utrzymać maksymalną koncentrację i pozytywną energię. Potrzebowaliśmy czasu, żeby tą większą wiarę odbudować - mówił po zakończeniu meczu Andrzej Kowal.
W tym fragmencie pojedynku fantastycznie serwował Amin Esmaeilnezhad. Taka seria mogła podłamać graczy Cuprum Stilonu Gorzów? - Myślę, że nie. Wyszedł Amin, zaczął strzelać bardzo mocną zagrywką i naprawdę nie mogliśmy zrobić side-outu. Ten przestój sprawił, że z jednopunktowej przewagi zrobiło się siedem punktów różnicy. To naprawdę dużo - zauważył Kamil Kwasowski.
Trener zespołu z Gorzowa nie ukrywał, że to właśnie zagrywka okazała się decydująca dla losów meczu. - Generalnie mecz rozstrzygnął się w podstawowym elemencie, czyli w serwisie i przyjęciu. Skra przy jedenastu błędach i dziesięciu asach zagrała świetnie w serwisie. Nie radziliśmy sobie z nim - przyznał szkoleniowiec.
ZOBACZ WIDEO: Afera w polskiej kadrze. Trener z zawodniczką do dziś nie porozmawiali
Dla Stilonu to czwarta porażka z rzędu. W ciągu czterech dni rozegrali dwa spotkania. W poniedziałek przegrali 0:3 z Treflem w Gdańsku, a w czwartek 1:3 właśnie ze PGE GiEK Skrą Bełchatów. Nad morzem wyglądało to gorzej, szczególnie w kwestii zagrywki.
- Na pewno. Tylko że to jest nasza sala i oczekujemy tu lepszej systematyki w serwisie. Przeciwnik czuł się tutaj lepiej niż my, co pokazują statystyki. Punktów nie ma. To jest dla nas najważniejsze. To dla nas trudna sytuacja, ale chłopaki walczą i to daje promyk nadziei - podsumował Andrzej Kowal.
Kapitan drużyny popiera zdanie trenera. - Zagraliśmy dużo lepsze spotkanie niż w poniedziałek. Walczyliśmy, zostawiliśmy kawał serducha na boisku. Bełchatów był lepszy. Cieszy mnie powrót do lepszej gry naszego zespołu, chociaż w poniedziałek też był dobry, ale końcówki u nas zawiodły - powiedział przyjmujący.
To już kolejne takie starcie, gdzie różnice na koniec setów nie były duże i decydowały detale. Za piękną walkę punktów jednak nie dają. - W czwartym secie goniliśmy wynik i doszliśmy ich prawie na remis. Nie poddaliśmy się - zakończył Kamil Kwasowski.