O grze w Polsce chciałby zapomnieć. Może wyrządzić naszej kadrze "krzywdę"

Getty Images / Marcin Golba/NurPhoto / Na zdjęciu: Toncek Stern
Getty Images / Marcin Golba/NurPhoto / Na zdjęciu: Toncek Stern

Reprezentacja Polski o miejsce w półfinale igrzysk olimpijskich 2024 powalczy ze Słowenią. Liderem naszych rywali jest Toncek Stern, który zachwyca w Paryżu. To właśnie siatkarza z nieudaną przeszłością w PlusLidze naprawdę trzeba się bać.

W tym roku reprezentacja Słowenii należała do grona ekip, które nie odpuszczały rywalizacji w Lidze Narodów. Wszystko z uwagi na to, że podopieczni rumuńskiego selekcjonera Gheorghe Cretu nie mieli zagwarantowanego miejsca na igrzyskach olimpijskich 2024.

Ostatecznie Słoweńcy zajęli 4. miejsce w VNL po porażce z Polską. Ostatecznie po raz pierwszy w historii dostali się na turniej olimpijski za sprawą światowego rankingu FIVB. I na tym wydarzeniu robią furorę.

Lider przez duże "L"

Zespół ten z kompletem punktów zameldował się w ćwierćfinale imprezy. Udało im się pokonać Kanadę (3:1), Serbię (3:0) oraz Francję (3:2). Ostatecznie trafili na reprezentację Polski, która uplasowała się na 2. miejscu w grupie.

ZOBACZ WIDEO: "Pod siatką": Ulubiony moment z igrzysk? Leon nawet się nie zastanawiał

Tym samym Biało-Czerwoni mogą już obawiać się rywalizacji przeciwko Tonckowi Sternowi. To właśnie atakujący jest liderem Słowenii i w fazie grupowej zdobył łącznie 77 punktów w trzech spotkaniach.

Takim wynikiem nie może pochwalić się żaden inny zawodnik. Za sprawą ataków zapisał na swoim koncie 66 "oczek" przy ponad 53 procentowej skuteczności w ofensywie. Do tego dorzucił jeszcze 7 asów serwisowych, a także 4 bloki.

Mógł mieć igrzyska z głowy

Stern doprowadził do zachwytu swoimi występami w każdym spotkaniu fazy grupowej. Jednak niewiele brakowało, by było zupełnie inaczej. Wszystko za sprawą meczu otwarcia, w którym Słowenia zmierzyła się z Kanadą.

W trakcie pierwszego seta Słoweniec po podbiciu piłki w obronie został nadepnięty przez jednego ze swoich kolegów - Gregora Ropreta. Zawodnik od razu złapał się za lewą dłoń, a momentalnie przy nim pojawił się sztab medyczny.

Stern ostatecznie zmuszony był opuścić parkiet i w szatni zajęli się nim lekarze. Mimo że obawa dotycząca zdrowia atakującego mogła być ogromna, to szybko wszystko się zmieniło. Minęło kilkanaście minut i ten ponownie był na boisku z zabandażowanymi dwoma palcami lewej dłoni.

- Kiedy Toncek wrócił, powiedział mi tylko: "wpuść mnie z powrotem na boisko". Toncek to boiskowe zwierzę. Nie ma problemu z bólem. Gdy wszyscy byli wokół niego, zaczął płakać, ale nie z powodu bólu. Zdawał sobie tylko sprawę, że może to być dla niego koniec turnieju - powiedział w rozmowie z RTV Slovenija selekcjoner Cretu.

O grze w Polsce chciałby zapomnieć

Sezon 2019/20 dla Sterna był pierwszym, w którym podpisał kontrakt w naszym kraju. Wówczas związał się z BKS Visłą Bydgoszcz, ale o tym pobycie nie chciałby jednak pamiętać.

Dla bydgoszczan sprowadzenie słoweńskiego atakującego było znakomitym ruchem, bo ten prezentował się bardzo dobrze. Tyle tylko, że pod koniec stycznia 2020 roku postanowił rozwiązać umowę i zasilić turecki Halkbank Ankara.

Należy jednak podkreślić, że wpływ na zmianę klubu podczas sezonu przez Sterna miała sytuacja finansowa Visły. Właśnie przez problemy atakujący zdecydował się odejść, mimo iż zaległości wobec niego miały zostać uregulowane przed przejściem do Halkbanku.

Początkowo w sprawie 28-latka bydgoszczanie zarzekali się, iż jego wyjazd do Słowenii miał dotyczyć spraw rodzinnych. Kilka dni później pojawił się jednak komunikat o zerwaniu umowy przez zawodnika.

"Z przykrością informujemy, że Toncek Stern, jednostronnie zerwał umowę. Odbyło się to bez zgody klubu i wbrew zapisom zawartym w kontrakcie. W ostatnich miesiącach siatkarz nie przekazywał żadnych uwag dotyczących swoich oczekiwań, klub nie naruszył też zapisów dotyczących regulowania zobowiązań finansowych wobec zawodnika" - brzmiał komunikat Visły.

Mimo że sprawa została skierowana do FIVB, to nie miała ona dalszej historii związanej ze wspomnianą organizacją. Pojawiła się jednak jeszcze reakcja ze strony samego zawodnika, bowiem ten twierdził, że pojawiły się nieprecyzyjne informacje w tej sprawie.

"Pomimo mojego pełnego zaangażowania klub nie wywiązywał się ze swoich obowiązków. Z pomocą kancelarii sportowej CRESTA zdecydowałem się bronić swoich interesów. Klub nie wykorzystał swojej szansy, żeby poprawić sytuację i w odpowiedzi na to zdecydowałem się rozwiązać umowę. Kluby muszą szanować pracę zawodników. Niech Visła lepiej zapłaci mi zaległe pieniądze, a nie publikuje nieprawdziwe oświadczenia. Jestem zdeterminowany, żeby walczyć przed CEV i otrzymać to, co mi się należy za moją pracę, ponieważ jestem zawodowym siatkarzem" - brzmiały słowa Sterna, natomiast dalszej historii w tej sprawie również nie było.

Znów ucieknie do Turcji?

Starszy brat przyjmującego PGE GiEK Skry Bełchatów Ziga Sterna ostatnie sezony spędził we Włoszech. Natomiast w minionym reprezentował barwy Olympiakosu Pireus i teraz miało się to nie zmienić.

Nie jest to jednak jeszcze wcale pewne. Greckie media donoszą, że z uwagi na jego znakomitą formę podczas igrzysk olimpijskich wzbudził zainteresowanie, wobec czego ofertę transferową miał mu przedstawić turecki Ziraat Bankasi Ankara.

Lukratywna oferta ze strony Ziraatu miała sprawić, że Stern obecnie zastanawia się nad swoją przyszłością, mimo przedłużenia kontraktu w Grecji. Już teraz atakujący otrzymał propozycję podwyżki wynagrodzenia za pozostanie w Olympiakosie, natomiast sam klub zgłosił do CEV praktyki, które stosuje turecki zespół.

Oferta ze strony Greków ma jednak mocno odbiegać od tej, którą przedstawili Turcy. Stąd też na ten moment niewiadomą pozostaje, czy gwiazdor Słowenii po zakończeniu igrzysk wróci do Olympiakosu, czy zdecyduje się na zmianę barw.

A już w poniedziałek, 5 sierpnia okaże się, jak długo Stern będzie jeszcze przebywał w Paryżu. Atakujący zrobi wszystko, by wraz ze swoim zespołem pokrzyżować szybki reprezentacji Polski na igrzyskach. Początek spotkania o godzinie 9:00, a relacja tekstowa na WP SportoweFakty.

Jakub Fordon, dziennikarz WP SportoweFakty

Źródło artykułu: WP SportoweFakty