Po zakończeniu pracy z kadrą Polski w 2021 roku Vital Heynen zdecydował się przenieść do żeńskiej siatkówki i przez dwa lata prowadził kadrę Niemiec. W tym sezonie nadszedł jednak czas na zmiany i Belg objął męską reprezentację Chin.
Już w pierwszym roku pracy były selekcjoner Polaków odniósł ogromny sukces. W niedzielę w finale Challenger Cup jego ekipa pokonała Belgów 3:1 i w przyszłym sezonie zagra w elitarnej Lidze Narodów. W rozmowie z WP SportoweFakty Heynen porównuje Chiny i Polskę, opowiada o wyborach Nikoli Grbicia i ocenia szanse naszej kadry na medal igrzysk w Paryżu.
Arkadiusz Dudziak, WP SportoweFakty: Był pan zaskoczony, że Nikoli Grbiciowi tak długo zabrało wybranie składu na igrzyska?
Vital Heynen, były selekcjoner reprezentacji Polski, mistrz świata z 2018 roku, obecnie trener kadry Chin: Mam jeden apel: Zaufajcie Nikoli i pozwólcie pracować. On wie, co robi. Jestem przekonany, że myślał o tym bardzo długo. Ocenianie wyborów personalnych przed turniejem nie ma większego sensu, bo żaden z dziennikarzy, kibiców czy innych trenerów nie wie tyle o sytuacji, co Grbić i jego sztab.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Rajskie wakacje reprezentanta Polski
W niedzielę go ogłosił i to oznacza, że po prostu wtedy był gotowy. Do igrzysk zostały jeszcze trzy tygodnie, więc nie ma nic w tym złego.
W 2021 roku też dla pana to był bardzo trudny wybór?
Nie aż tak. Najtrudniej było mi przed kwalifikacjami olimpijskimi w 2019 roku. Nie miałem czasu, by odpowiednio wybrać. Nie miałem wewnętrznego spokoju, gdy podejmowałem decyzję, a to proces, który zabiera trochę dni. Nigdy nie jest miło wysłać kogoś do domu. Przeważnie byłem mocno przekonany do swoich decyzji, a wtedy nie końca.
Polska w tym roku w końcu zdobędzie medal w igrzyskach?
Dominujecie w rankingu światowym. Nie ma dyskusji. Polska jest najlepszą drużyną na świecie, więc w końcu kiedyś to się zdarzy. Macie teraz dobry skład, za cztery lata też tak będzie. Nie ma wątpliwości, że możecie wygrać złoto, ale na igrzyskach zawsze są niespodzianki.
Polacy mają dobrą grupę. Z Egiptem graliśmy parę dni temu, wiec znam ich bardzo dobrze. Później czekają was Brazylijczycy i Włosi. To są trudni przeciwnicy, ale paradoksalnie to dla was świetna wiadomość. Takie trudne mecze pomogą wam się zahartować i zespół będzie bardziej gotowy na ćwierćfinał.
Co jest największym zagrożeniem dla kadry Polski?
Kontuzje. To zawsze największe ryzyko. Utrata kluczowego gracza to ogromny problem. Masz pomysł na drużynę, a później musisz zaczynać wszystko od nowa. To może okazać się kluczowe w tak ważnym turnieju.
Dlaczego zdecydował się pan na powrót do męskiej siatkówki i wybrał Chiny?
Zawsze zastanawiało mnie to, dlaczego Chiny mają świetną żeńską reprezentację, a męską nie. To nie jest przecież mały kraj. Zgłosili się do mnie i byłem bardzo zainteresowany. Potrzebowałem wyzwania i chcę zobaczyć, czy mogę pomóc siatkówce mężczyzn w Chinach.
Dlaczego w chińskiej siatkówce u panów trudno o sukcesy?
Zawodnicy bardzo często zostają w jednym klubie przez całe życie. Zasugerowałbym to, żeby otworzyli się na doświadczenie zagranicznych trenerów. Przecież właśnie droga Polski na szczyt zaczęła się od tego, że otworzyliście się na inne sposoby myślenia. Wciąż się uczę tej kadry, być może będę musiał jeszcze mocno zmodyfikować swoje podejście.
Krążą pogłoski, że to nie pierwszy kontakt z federacją, a po zakończeniu pracy w Polsce miał pan prowadzić żeńską kadrę Chin. Ile w tym prawdy?
To nie jest prawda, było wręcz przeciwnie. Po igrzyskach w Tokio byłem zainteresowany, ale męską kadrą. Wydawało się, że to dla mnie może być świetna rzecz, ale w tamtym momencie Chińczycy nie chcieli żadnego zagranicznego trenera. Mieliśmy kontakt, ale pośrednio i tyle. Po trzech latach sytuacja się zmieniła.
Już w pierwszym sezonie nadszedł ogromny sukces i Chiny wracają do elity.
W tym roku chciałem lepiej zrozumieć sytuację i trochę zmienić sposób myślenia chłopaków. Podpisałem kontrakt na pięć lat i dopiero po trzech nastąpi weryfikacja. To bardzo długi czas. Chcieliśmy awansować do Ligi Narodów w przeciągu trzech sezonów. W Challenger Cup byliśmy szóstą drużyną pod względem rankingu. Nie byliśmy wcale faworytami. Zwycięstwo to wielki bonus. W przyszłym roku będziemy mieli na sobie presję, bo będziemy się bronili przed spadkiem.
Praca w Chinach mocno różni się od tej w Polsce?
Zdecydowanie. Podobieństwem jest jednak to, że oba kraje wspierają różne dyscypliny, także siatkówkę. Ludzie mają dużo szacunku, widzi się, że w Chinach sport jest ważny. Dzieci w szkole uprawiają go bardzo dużo i jest częścią kultury. Reprezentacja dla zawodników ma dużą wartość. Rząd i federacja bardzo wspierają kadrę i to też jest podobne do Polski, ale nasz poziom nie jest jeszcze podobny. Siatkówka ma tu przyszłość.
Jak rząd wspiera sport?
Mamy fantastyczne centrum treningowe dla wszystkich sportów. Zresztą tam mieszkam. W jednej hali mamy trzy boiska do siatkówki, w innej dwa, znakomicie wyposażone. Wszystko jest dostępne dla zawodników. Mogę poprosić federację o wszystko, co chcę, poprzez godziny treningu czy daty zgrupowań. Federacja i rząd robią wszystko, by reprezentacja była dobra. Nigdy nie spotkałem się z tym, że czegoś nie mogą zrobić dla mnie.
Różnice kulturowe są mocno widoczne?
Tak. Chińczycy trenują bardzo długo. Największym wyzwaniem dla mnie było przekonanie ich, że trzeba pracować mniej, ale efektywniej.
Czyli był problem z przetłumaczeniem, że nie liczy się ilość, lecz jakość?
Tutaj liczyła się właśnie ilość. Zawodnicy trenują, ale tego nie lubią. To normalne, jeśli masz 5-6 godzin zajęć każdego dnia. Ja chcę mieć szczęśliwych ludzi na treningach. Znacie to z Polski, że lubię gierki, szalone rzeczy. Oni w ogóle nie są do tego przyzwyczajeni. Na dzisiaj wszystko idzie jednak po mojej myśli.
Większość z nich nigdy w karierze nie miała zagranicznego trenera. Nie mówię, że jestem dla nich wybitnym trenerem, ale przynajmniej wnoszę jakieś nowe pomysły. Chińskie nie są złe, ale potrzeba czasem nowego spojrzenia.
Siatkarze coraz chętniej próbują nowych rozwiązań, choć miałem z tym problem. W chińskiej kulturze zmiany nie są czymś częstym. Chiny to tradycja, więc trudno im się adaptować. Przez dwa miesiące musiałem przekonywać jednego zawodnika, by zaczął serwować z innej pozycji. Skoro zagrywał tak samo przez 15 lat, to po co to zmieniać? W końcu jednak się udało. Dla mnie ten sukces i awans do Ligi Narodów to najlepsze, co mogło się przytrafić, bo zwycięstwa pomogą przekonać ich do mojej wizji.
Dobry występ da wam najpewniej kwalifikacje z rankingu na przyszłoroczne mistrzostwa świata.
Nic jeszcze nie jest oficjalne, ale byłoby bardzo dziwne, jeśli ostatecznie byśmy się na tych mistrzostwach świata nie znaleźli.
Rozmawiał Arkadiusz Dudziak, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj więcej:
Grbić postawił na znane twarze. Ryzykowna gra trenera w walce o złoto [OPINIA]
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)