Podczas tzw. dnia medialnego z reprezentacją Polski, w trakcie którego była możliwość porozmawiania z naszymi zawodnikami, część z dziennikarzy zadała pytanie o to, czy już jesteśmy gotowi na grę w turnieju olimpijskim lub czy siatkarze chcieliby już przenieść się w czasie o miesiąc do przodu i zagrać pierwszy mecz w Paryżu. Odpowiedzi były całkowicie różne. Filip Czyszanowski z TVP Sport usłyszał od Jakuba Popiwczaka, że "tak", od Nikoli Grbicia, że "nie jesteśmy jeszcze gotowi", a od Bartosza Kurka, że "pytanie jest bezzasadne", a "najpierw mecz z Brazylią w ćwierćfinale VNL i na tym się skupiam".
Gdy sam zapytałem o to m.in. Bartosza Bednorza czy Marcina Janusza, również odpowiedzi były różne. W pierwszym przypadku: "nie wiadomo jeszcze, kto pojedzie na igrzyska", zaś w drugim odpowiedź była raczej twierdząca, że chcemy już przenieść się na imprezę czterolecia. To tylko pokazuje, że nie ma jednej właściwej drogi mentalnej, by przygotować się na obciążenie psychiczne związane z faktem, że "to jest ten dzień i ta chwila".
Tak samo, jak nie ma jednej ścieżki przygotowań do Igrzysk. Trener USA John Speraw skład na Igrzyska w Paryżu wybrał jeszcze przed startem Ligi Narodów. Włosi pojadą do Paryża w zupełnie innym zestawieniu niż przyjechali na finał VNL. U nas z kolei wciąż trwa selekcja, choć już była odłożona w czasie. Siatkarze zgodnie przyznają, że Nikola Grbić nie daje po sobie poznać, kogo weźmie ze sobą na turniej turniejów.
ZOBACZ WIDEO: Probierz zmusił reprezentantów do powrotu do Polski? Jasna odpowiedź kadrowicza
Zgadzamy się jednak w tym, że Brazylia siatkarsko zawsze jest mocna. Zawsze. Niezależnie od tego, że Polacy zajęli drugie miejsce po fazie interkontynentalnej, a Canarinhos - siódme, ćwierćfinał Ligi Narodów w Atlas Arenie pokazał, że są to zespoły klasy światowej. Że jeden błąd na przestrzeni całego seta może przywrócić lub zabrać marzenia o wygranej.
Pierwsze półtora seta czwartkowego spotkania mogło znów podpasować pod teorię, że na hasło "ćwierćfinał" miękną nam nogi. Ale wtedy mówilibyśmy: "lepiej, że przytrafiło się to teraz, niż jakby miało się wydarzyć w tej samej fazie w Paryżu". Bo stolicę Francji od trzech lat całe polskie środowisko siatkarskie odmienia przez wszystkie przypadki. Na tę perełkę w koronie czekamy od 1976 roku.
Ale kiedy podwójna zmiana z Grzegorzem Łomaczem i Bartłomiejem Bołądziem pomogła pchnąć rezultat w drugim secie, a na dokładkę Tomasz Fornal pocelował zagrywką rywali, przypomniały mi się słowa Bartosza Kurka ze środowego dnia medialnego:
- Fajnie by było [powtórzyć to, czego kadra dokonała rok temu - przyp. red.]. To było coś niezwykle trudnego. Powtórzenie będzie ogromnym wyzwaniem. Nie mówię, że "niemożliwym", bo z takim nastawieniem trenujemy i się przygotowujemy, ale będzie bardzo trudno, by ta dyspozycja była równa przez cały sezon kadrowy. Wiem, że słabsze mecze nadejdą, ale wierzę, że przeciągniemy je na swoją korzyść.
No spójrzmy w lustro: nie widzieliśmy już oczami wyobraźni 0:2 w tym meczu? Nie pokrzykiwaliśmy do serbskiego selekcjonera Polaków Nikoli Grbicia: "szybciej z tymi zmianami"? A oni znów się obronili i wygrali starcie z mocarną Brazylią. I to bez tie-breaka.
Doskonale wiemy, że gramy na najlepszym światowym poziomie. Uratuje nas spokój. Tak jak uratował nas w czwartek w Łodzi.
Z Łodzi - Krzysztof Sędzicki, WP SportoweFakty
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)