Polacy po raz pierwszy w historii zagrali mecz jako liderzy rankingu FIVB i to od razu z drużyną, którą zepchnęli z pierwszej pozycji po 16 latach panowania. Zaprezentowali się jak na liderów przystało i pokazali Brazylijczykom, że w tym momencie są od nich lepszym zespołem.
Drużyna trenera Nikoli Grbicia wygrała po czterosetowym spotkaniu, w którym ani jedna partia nie była wyrównana. Pierwszą i trzecią bardzo wysoko wygrał nasz zespół (25:16), w drugiej górą byli "Canarinhos" (25:22). W czwartej Biało-Czerwoni prowadzili już 17:8, potem ich rywale odrobili dużą część strat, ale do tie-breaka nie doprowadzili (25:22 dla Polaków).
- Nastawialiśmy się na trudne spotkanie i takie ono było - ocenia mecz Mateusz Bieniek. - Po pierwsze, to Brazylia, ona nie oddaje meczów bez walki. Po drugie w pierwszym turnieju u siebie przegrali dwa spotkania, więc tu w Sofii na pewno bardzo im zależy, żeby podreperować swój bilans. Po trzecie, przyjechali w swoim najsilniejszym składzie, a my graliśmy w takim zestawieniu po raz pierwszy.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: wchodziła pod kosz i nagle... Coś niesamowitego!
- My mieliśmy jednak mocne argumenty. Bardzo dobrze zagrywaliśmy, graliśmy nieźle w bloku i w obronie. Nie było u nas takiego elementu, który byłby kiepski, a wtedy trudno się gra przeciwko nam - uważa środkowy polskiej kadry i PGE Skry Bełchatów.
Decydującą rolę w środowym meczu odegrała zagrywka. W polu serwisowym Polacy spisali się dużo lepiej, niż Brazylijczycy. Zaserwowali aż trzynaście asów, a ich rywale tylko jednego. Najskuteczniejszy w polu serwisowym był Bieniek, zdobywca siedmiu punktów.
- W lidze na pewno miałem tyle asów. A w kadrze? Sam nie wiem. Możliwe, że to mój rekord. Ważny był dobry początek. Jak zagrasz jednego asa, potem drugiego, to później masz pewność siebie. A ja najpierw zdobyłem punkt skrótem, potem dołożyłem kolejny mocną zagrywką i wtedy już wiedziałem, że będzie ok, bo Brazylijczycy będą musieli uważać na więcej niż jeden wariant mojego serwisu. Nikola cały czas dawał mi zielone światło, żebym ryzykował i efektem było te siedem punktów. Jednak do rekordu Wilfredo Leona jeszcze mi daleko. Jego rekord to 13 asów, więc żeby go przebić musiałbym dołożyć jeszcze drugie tyle.
- Cieszą mnie te asy, ale dla mnie najważniejsze jest to, że pokonaliśmy bardzo mocnego przeciwnika. Nie jesteśmy jeszcze nawet na półmetku Ligi Narodów, jednak w kontekście awansu do turnieju finałowego w Bolonii, który jest naszym celem, to zwycięstwo będzie sporo ważyć. Mamy dużo powodów, żeby się z niego cieszyć i je doceniać - podkreśla 28-letni siatkarz.
Bieniek zdradził też, w jaki sposób w tym roku polscy siatkarzy spędzają wspólnie czas. W poprzednim roku wspólnie grali w popularną wieloosobową grę "Among Us". Teraz na tapecie mają inną zabawną grę, "Stumble Guys".
- Kolejny rok i kolejna wspólna zajawka. W grze ścigamy się swoimi ludzikami po różnych mapach. Bawi się w to cały zespół i jeszcze nasz fizjoterapeuta. To tylko prosta gierka, ale potrafi wzbudzić emocje, bo każdy z nas chce wygrać. Numerem jeden jest chyba Kuba Kochanowski. Jednak sporo chłopaków depcze "Kochanowi" po piętach.
Grzegorz Wojnarowski, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także:
Ależ emocje, co za poziom w Lidze Narodów. Amerykanie górą!
Debiut kapitana Bartosza Kurka. "Było ciekawie"
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)