Paweł Fajdek udowodnił, że jest wielki, wygrał piątkowy konkurs z wynikiem 79,81. To jego trzecia wygrana podczas mistrzostw świata, ale wciąż brakuje mu medalu olimpijskiego. To zamierza nadrobić podczas igrzysk w Tokio w 2020 roku.
Wcale nie było takie pewne, że Fajdek pójdzie w kierunku dyscypliny, jaką jest rzut młotem. Mama chciała, żeby syn stawiał na naukę, a tata chciał, by zajmował się kolarstwem. Jednak wyniki spowodowały, że nie było wyjścia - Fajdek chciał zostać młociarzem i tak też się stało.
Gdy nie wiadomo o co chodzi...
Początki wcale nie były łatwe, oczywiście za sprawą pieniędzy. Zawodnika nie było stać na kupno odpowiednich butów, bo jego pierwsze stypendium wynosiło w najlepszym wypadku 80 złotych miesięcznie. Trenował więc w "oszukanych" butach. - Kupowało się kornery, takie korkotrampki. Obcinaliśmy te plastikowe korki, ale nie do końca, żeby podeszwa dłużej wytrzymała. To były tanie buty po 25-30 zł, a nadawały się w miarę do rzucania - mówił w rozmowie z "Logo 24".
Fajdek tłumaczył, że do ciężkiego sportu nie trafiają dzieci, których rodzice maja pieniądze. Najczęściej pochodzą z wiejskich terenów, które chcą wyładować energię, które ktoś zaciekawił sportem i zaczynają trenować.
ZOBACZ WIDEO Piotr Lisek o skokach na tyczkach Bubki: Zapamiętam ten dzień
Z czasem stypendia zaczęły być większe, a szło to w parze z dobrymi wynikami podczas mistrzostw w kolejnych kategoriach. I choć nadal nie są to pieniądze, które zarabiają piłkarze, Fajdek nie musi się już martwić o swoje finanse. Wcześniej nie było tak kolorowo, więc sam musiał także dorabiać. - Na przykład od piątej rano, codziennie, zbierałem ogórki. Rąbałem też drzewo, zrzucałem węgiel, a nawet z kolegami i koleżankami robiliśmy ludziom zawieszki na drzwi. Wszystkie w stylu: "Kto próg ten przeskoczy, dostanie między oczy". Poza tym byłem ministrantem, więc w okresie kolędy parę groszy zawsze udało się zebrać - wyjaśnił w rozmowie z "Playboyem".
Olimpijska klątwa
Paweł Fajdek już teraz mógłby być zawodnikiem spełnionym, bo jest najlepszy na świecie od dłuższego czasu. Nie potrafi tego tylko udowodnić podczas igrzysk olimpijskich. Najpierw w Londynie w 2012 roku, a następnie w Rio de Janeiro w 2016 roku.
W obu przypadkach był faworytem, a mimo to dwukrotnie nie uzyskał przepustki do finału. Zrezygnował z bycia chorążym reprezentacji, wszystko podporządkował tym imprezom, ale przegrał. Sam ze sobą. Pozbierał się jednak i zapowiedział, że medal wywalczy w Tokio.
A tymczasem w mistrzostwach świata nie znalazł się lepszy od niego, zresztą przez cały sezon przegrał tylko raz - z Wojciechem Nowickim.
Popek czy Elton John?
Mogłoby się zdawać, że rzut młotem to konkurencja na tyle mało popularna, że Paweł Fajdek nie będzie miał tylu fanek, by posuwać się do kroku zamieszczania zdjęć z małżonką na portalach społecznościowych. - To na szczęście odstrasza potencjalne, niebezpieczne dziewczyny. Ale czasami, na żywo, zdarzają się kobiety, które w moim kierunku robią takie, a nie inne oczy. Widzę to i wiem, o co chodzi, ale jestem absolutnie niedostępny - zapewnił.
Zdarza się jednak, że ludzie kojarzą młociarza, ale nie są pewni i mylą go z kimś. Nawet na profilu na Facebooku sugerowano, że wygląda jak Paweł Rak, czyli popularny "Popek" albo przynajmniej jego brat. Do najzabawniejszej pomyłki doszło jednak w Chinach przed Uniwersjadą. Jedna z pań, widząc dowodowe zdjęcie Fajdka, zapytała czy ma coś wspólnego z Eltonem Johnem.
Złotówka za taryfę
Historia, dzięki której Paweł Fajdek jest znany na całym świecie, wydarzyła się właśnie w Chinach. W 2015 roku wywalczył złoto w Pekinie i... swój krążek zostawił w taksówce. Zrobiła się z tego spora afera, podejrzewano, że taksówkarz próbował go ukraść, a potem insynuowano, że to nasz młociarz był pijany.
Ostatecznie medal został zwrócony właścicielowi, ale historia odbiła się szerokim echem. - Byłem cytowany w mediach na całym świecie i tylko Jan Paweł II miał większą liczbę publikacji na swój temat w ciągu jednego dnia - wspominał rok później Fajdek.
Tymczasem powrócił do Londynu, który pięć lat temu okazał się dla niego bardzo pechowy. Znów był faworytem, ale tym razem sprostał presji i oczekiwaniom i wywalczył mistrzostwo świata. Po raz trzeci, dzięki czemu przechodzi do historii. Choć wynik nie jest zatrważający, bo najdłuższy rzut nie przekroczył granicy 80 metrów, to jednak miał dużą przewagę nad resztą stawki. Drugi Walerij Pronkin rzucił o 1.65 bliżej. A na następnych mistrzostwach? Fajdek może znów być najlepszy.