[b]
Maciej Szarek, WP SportoweFakty: Rok 2013, upada HSV Hamburg. Na stole, jeśli wierzyć plotkom, milionowa oferta z VIVE, a pan wybiera THW Kiel. Dlaczego?[/b]
Domagoj Duvnjak, rozgrywający THW Kiel:
Bardzo proste - chciałem zostać w Niemczech. Świetnie się tu czuję, znam język, mieszkam tu od wielu lat razem z rodziną, jest tu najlepsza liga świata. Czego chcieć więcej?
Może płytkie, ale mógł pan zostać najlepiej opłacanym szczypiornistą świata.
Nie zaprzeczę, że doszło do kontaktu czy jakichś rozmów. Ale tylko wstępnych. Każdy zawodnik dostaje oferty, to normalne. Co do tej z VIVE, to trudno mi się nawet do tego odnieść, bo o żadnej kwocie nic nie wiem. Ale nawet jeśli tak mogło się stać, miło, ale pieniądze nie są najważniejsze.
ZOBACZ WIDEO "Klatka po klatce" #9: Różalski o przyjmowaniu uchodźców
Podobno nie lubi się pan także uczyć języków.
To też nie do końca tak. Fakt, angielski znam słabo: rozumiem, ale nie lubię i raczej unikam mówienia (wywiad przeprowadzany jest dwujęzycznie: pytania po angielsku, odpowiedź po niemiecku - przyp. aut.), ale już choćby z niemieckim nie mam problemów.
"Nikt chyba jeszcze kilka lat temu nie traktował poważnie mocarstwowych planów prezesa Servaasa". Tak mówił pan przed pierwszym Final Four z udziałem VIVE (w 2013 roku - red.). Od tego czasu kielczanie poszli o jeszcze jeden krok dalej.
Tak, wygrali Ligę Mistrzów. Wielka sprawa. To pokazuje, jak dobrze zarządzany jest klub z Kielc i że wciąż idzie do przodu. Ktoś może powiedzieć, że nie mają juz głodu zwycięstwa po wygraniu Champions League, ale to nieprawda. Mogę mówić o waszym klubie tylko pozytywnie.
Więc dziś zawodnicy postrzegają VIVE inaczej?
Każdy widzi jak ten klub się rozwija. Liga Mistrzów to najlepszy przykład. Są tu świetni zawodnicy, gracze, kibice. Wszystko na najwyższym poziomie. Miło tu przyjeżdżać.
W pana przypadku stanęło jednak na THW. Dobry wybór?
Zdecydowanie. Jestem bardzo szczęśliwy w Kilonii. Realizuję się tu. Poza tym to wspaniały klub z ogromnymi tradycjami. Nazwa THW to wielka marka i jestem dumny, że mogę być jej częścią.
Ale ostatnio bez tytułów.
Przyjdą. Spokojnie.
To będzie musiał pan po powrocie do gry (Duvnjak kontuzjowany jest od kwietnia - red.) rzucić wiele bramek. Razem z tą w Kielcach to już trzecia porażka THW z rzędu, a piąta w sześciu meczach. Co się dzieje?
Myślę, że takie nieszczęśliwe okresy w sporcie się po prostu zdarzają i każdy klub prędzej czy później przechodzi przez coś takiego. Dlatego to mnie aż tak nie martwi, bo wiem, że wyjdziemy z kryzysu, ale trzeba powiedzieć, że teraz czuć w klubie małą niepewność albo raczej zlość. Bo mieliśmy jednak już lepsze fragmenty, choć więcej było tych złych i w efekcie przegranych spotkań.
Przegrana 11 bramkami z VIVE (22:31) to już w ogóle niemal pogrom.
Zagraliśmy źle. W pierwszej połowie zrobiliśmy za dużo błędów technicznych, a nasi rywale to wykorzystali. Za to dla nich wielkie gratulacje, bo wygrali zasłużenie. My walczyliśmy, daliśmy z siebie wszystko, nie mam co do tego wątpliwości, ale rywale byli zwyczajnie lepsi i przegraliśmy. Musimy grać lepiej. Jestem jednak w pozytywnej myśli - na pewno się rozkręcimy i będzie o wiele lepiej.
Z panem byłoby lepiej?
W takim stanie, to nie. Ale i po powrocie nie wiadomo.
Ale przyjechał pan z drużyną. Tym razem jako drugi trener. Chyba pierwszy raz w takiej roli?
Tak, to zupełnie nowe doświadczenie, ciekawe. Wszystko dlatego, że nasz pierwszy trener - Alfred Gislasson - przeszedł operację i nie mógł przyjechać z drużyną. Ja bardzo chciałem tutaj być z kolegami, wpadliśmy więc na pomysł, żeby wpisać mnie jako asystenta i przynajmniej doświadczyłem czegoś nowego, ale proszę mi wierzyć, że wolałbym być na boisku.
Właśnie. Być z drużyną, a nie móc jej pomóc na parkiecie - to musi być trudne.
Nawet bardzo. Najgorsze jest to, że aż chce się wejść na parkiet, ale nic nie można zrobić, tylko stać, podpowiadać, a ja się przecież palę do gry! Nie podoba mi się to, bo jestem zawodnikiem i chcę grać. Mam nadzieję, że to już niedługo minie.
Szczególnie dla takiego zawodnika jak pan, który lubi mieć duży wpływ na zespół.
To prawda - lubię. To dla mnie ważne, żeby dużo grać i czuć się znaczącym elementem zespołu. Ale to dlatego, że zależy mi na wynikach mojej drużyny. Przed sezonem byłem nawet na obozie przygotowawczym razem z całą ekipą, oczywiście pracowałem trochę samemu, ale starałem się każdy trening odbywać z drużyną, tak jakbym był zdrowy. To dobre dla mojej głowy, a także motywacja do cięższej pracy i jeszcze szybszego powrotu.
Granie po 60 minut w każdym meczu nie było właśnie przyczyną kontuzji?
Trudno powiedzieć. Możliwe, że tak, ale ja po prostu uwielbiam grać w piłkę ręczną i dopóki trener mnie nie zdejmie, to gram. Pewnie, obciążenia są duże, ale taki jest nasz zawód, że jesteśmy narażeni na kontuzje, a małe urazy to codzienność. Mnie niestety przytrafiła się dłuższa nieobecność. Szkoda, żałuję.
To kiedy pan wróci już do gry?
Myślę, że już za miesiąc.
Szybko. Mówiło się, że później. Nawet w okolicach Nowego Roku.
Tak, ale rehabilitacja przebiega bardzo dobrze. Czuję się dobrze, kolano już mi nie dolega. Teraz potrzebuję tylko odrobiny czasu, żeby je ponownie wzmocnić, kontynuować treningi i powoli wracać do gry.
Po powrocie mały lifting stylu gry, żeby aż tak nie obciążać kolana?
Nie wiem. To kwestia zależna od trenera. Ja dalej chcę się po prostu cieszyć grą ile mogę. Na pewno na początku nie wejdę od razu w rytm 60 minut co 3 dni, bo ważne, żeby na spokojnie wrócić do gry i zbudować formę.
Bo jakby nie patrzeć jeszcze trochę grania przed panem. Najważniejszy cel z jakim dąży pan do powrotu do grania?
Powrót do gry i zdrowia to cel sam w sobie. Zadanie numer jeden. Chcę znowu wybiec na parkiet, a potem wygrać z THW kilka tytułów.
A myślałem, że powie pan, że mistrzostwa Europy w domu, w Chorwacji w styczniu...
Wierzę, że będzie to wspaniala impreza. Podobnie jak Mistrzostwa Świata 2009 zorganizowane przez Chorwację. Zdobyliśmy wtedy srebro. Teraz najważniejsze dla mnie to być zdrowym, a jeśli tam wystąpię, to zrobię wszystko byśmy powtórzyli tamten wynik.
Obserwuj autora na Twitterze!