W tym artykule dowiesz się o:
Jakiekolwiek udane zagranie takiego zawodnika dla komentatorów i kibiców znamionuje wielki talent i potencjał, który... jakoś nigdy jeszcze nie eksplodował, chociaż mówi się o tym, odkąd pojawili się w ekstraklasie. Jeden ich udany drybling czy asysta to od razu przebłysk geniuszu.
Mają za sobą media, a krytykować ich nie wypada, bo się mogą nie daj Boże obrazić. Do tego mają harde miny i pełną wiarę w swoje umiejętności. Wpychani są do reprezentacji i typowani jako pierwsi, którzy mogą wyjechać do mocniejszej ligi. Nie są to źli zawodnicy, ale na pewno gorsi niż ich wizerunek w mediach.
Nie ma tu na razie Daisuke Matsuia i Helio Pinto, którzy są w Polsce stosunkowo krótko i dajmy im czas na adaptację. Chociaż Japończyk na razie błysnął tylko tym, że dwukrotnie pokonał Stevie Wondera stojącego w bramce Podbeskidzia Bielsko-Biała, a Portugalczyk jedną asystą do Miroslava Radovicia i do Maora Meliksona, z którym się go porównuje, na razie mu daleko.
Oto 10 najbardziej przereklamowanych piłkarzy T-Mobile Ekstraklasy. Zapraszamy.
Ivica Vrdoljak (Legia Warszawa)
Chorwat to papierowy tygrys taki sam, jak puchar, który trzyma w ręku na powyższym zdjęciu. Ile był wart, widać było w dwumeczu ze Steauą Bukareszt, chociaż po pierwszym spotkaniu w Rumunii był dumny ze swojej postawy.
Vrdoljak nie jest ani dobry w odbiorze i dwukrotnie więcej roboty przez niego w środku pola ma Dominik Furman, a w kreacji jest kompletnie jałowy. Owszem, stawiają na niego kolejni trenerzy Legii, ale umówmy się - 30-letni pomocnik nie gra umiejętnościami, tylko - jak w kabarecie Dudek - "siłom i godnościom osobistom".
Fenomen, którego nie jesteśmy w stanie rozgryźć - jeden z najbardziej nijakich piłkarsko zawodników T-Mobile Ekstraklasy jest kapitanem mistrza Polski. Gdyby tak jak gra w Legii, grałby w Zagłębiu Lubin, szukano by drugiego dna i układów menedżerskich...
Łukasz Teodorczyk (Lech Poznań)
Akurat w dwóch ostatnich meczach Kolejorza zdobył trzy bramki i zapewnił poznaniakom komplet punktów, ale jak mawiał nieoceniony Ryszard Ochódzki - niech te plusy nie przysłonią nam minusów.
Patrzymy szerzej niż na tydzień wstecz i widzimy, że Teodorczyk to jedynie odkrycie mediów. Jego ligowy dorobek przed rozpoczęciem tego sezonu to 9 bramek, a kandydat na prawdziwego napastnika zaczyna się od +10. Teodorczyk ma gorszą średnią zdobywania goli od Piotra Celebana w FC Vaslui.
Nie można mu odmówić ambicji i jakichś tam umiejętności, ale jak najbardziej pasuje do definicji piłkarza przereklamowanego. Zagrał nawet dwa razy w reprezentacji Polski, ale kto w dzisiejszych czasach nie zagrał?
Saidi Ntibazonkiza (Cracovia)
Czarna Perła z Burundi według sprowadzających go do Cracovii Tomasza Rząsy i Rafała Ulatowskiego miała dać Pasom nową jakość, a skończyło się tak, że krakowianie spadli z ekstraklasy.
Nie da się Saidiemu odmówić, że jest zawodnikiem szybkim i podejmującym ryzyko, ale to ryzyko naprawdę rzadko kiedy się opłaca. Kto pamięta jego drybling zakończony udanym zagraniem, ręka w górę. Akurat podobnie jak Teodoroczyk na złość temu zestawieniu strzelił dwie bramki ze Śląskiem Wrocław, ale dwa gole na 10 "setek" w trzech meczach z rzędu to jednak nie jest najlepsza średnia.
Ntibazonkiza to przykład piłkarza, wokół którego narosła legenda. W dwóch pierwszych sezonach gry w ekstraklasie skuteczność jego zagrań - licząc nawet podania do tyłu - była na poziomie 35 procent, udawał mu się co piąty drybling. Burundyjczyk jest niezłym zawodnikiem, ale nie tak dobrym, jak mówią o nim "eksperci" i jak myśli o nim prezes Cracovii Janusz Filipiak. Teraz jego gra wygląda lepiej, ale dzięki temu, że wszedł w tryby dobrze funkcjonującej maszyny, jaką jest zespół Wojciecha Stawowego.
Nie zgadzacie się z nami? Gdyby był naprawdę dobry, nie przyjeżdżałby z Holandii do polskiej ligi. Kierunek dla dobrych zawodników jest raczej odwrotny.
Tomasz Podgórski (Piast Gliwice)
Gdyby w piłce nożnej obowiązywały zmiany powrotne jak w piłce ręcznej lub futbolu amerykańskim, Podgórski mógłby wchodzić na boisko tylko i wyłącznie po to, by wykonać stałe fragmenty gry, bo akurat to robi na wysokim poziomie.
Gorzej z samą grą w piłkę, wbrew temu, co się o nim sądzi w powszechnej opinii. Naprawdę średni ligowiec, który potrafi kopnąć stojącą piłkę w miarę do celu. Niektórzy swego czasu widzieli go w reprezentacji Polski jako opcję rezerwową dla Jakuba Błaszczykowskiego. Ech...
Kolejny po Vrdoljaku kapitan swojego zespołu - pozycja w szatni chyba często stawiana jest ponad umiejętności.
Michał Janota (Korona Kielce)
Sam wszędzie opowiada o niskim poziomie holenderskiej II ligi, w której sam przecież nie błyszczał... Wydawało się, że może po powrocie do Polski źle wybrał klub, że Korona Leszka Ojrzyńskiego nie pasuje do niego, ale kiedy kielczan przejął Hiszpan Jose Rojo Martin Janota znów nie odpalił.
A 23-latek to sztandarowy przykład piłkarza, którego najprostsze udane zagrania wprawia w zachwyt komentatorów i kibiców. Jeden pas na jeden kontakt i od razu "już zaraz, już niedługo zobaczymy tego starego, dobrego Janotę". Problem w tym, że nikt wcześniej go nie widział i jeśli ktoś ma być tym "starym Janotą", to właśnie ten Janota, którego znamy od 15 miesięcy.
Ponadto cazus Saidiego - przeprowadzka z Holandii do Polski to nie jest najlepszy wpis w CV.
Hubert Wołąkiewicz (Lech Poznań)
Całkiem solidny ligowiec, ale czasem można odnieść wrażenie, że przerasta ligę, a jak popełni błąd to jest to "błąd, jaki Wołąkiewiczowi nie zwykł się przydarzać". Tymczasem jest wręcz odwrotnie - "to udana interwencja jaka nie zwykła się przydarzać Wołąkiewiczowi".
Całkiem sprawny jak na środkowego obrońcę, ale to bardziej dlatego, że warunkami fizycznymi nie grzeszy i musi nadrabiać szybkością. Bo ustawieniem już nie. Jako że jest skoczny i agresywny w powietrzu, to powstał mit, że dobrze gra głową - też niepotwierdzony.
Tomasz Jodłowiec (Legia Warszawa)
Wieczny, 28-letni talent, który lada moment ma eksplodować i grać na miarę możliwości. Tylko jakich możliwości? "Jodła" jak na Górala z Żywca jest słusznej postury i nie mniej słusznej krzepy, ale to gra w piłkę, a nie zawody drwali. W polskiej lidze długo to jednak wystarczyło na to, by menedżerowie upychali go w najlepszych klubach, ale czas takich piłkarzy się kończy. Chociaż dla niektórych Jodłowiec to wciąż symbol solidności. Współczujemy.
27 występów w reprezentacji Polski - to dorobek Jodłowca. Odstawienie go od kadry to jedna z najlepszych decyzji Waldemara Fornalika.
Łukasz Broź (Legia Warszawa)
"Wśród ślepców jednooki jest królem". Broź był najlepszym graczem marnego Widzewa, co wyszło na jaw dopiero, gdy sięgnęła po niego Legia, której jest w tym momencie najsłabszym grającym ogniwem. O ile Vrdoljak jest solidnym ligowcem, to Broź jest zdecydowanie poniżej średniej.
Kasper Hamalainen (Lech Poznań)
Po osiągnięciu pełni formy fizycznej Fin miał dzielić i rządzić w środku pola Lecha Poznań, ale daleko mu do Semira Stilicia, który też miał lepszą prasę niż grał. Hamalainen jest po prostu nijaki - ani w destrukcji, ani w kreacji, ani w wykończeniu nie sprawdza się dobrze. Miał być równie dobry jak Aleksandar Tonev, a na razie nie umywa się nawet do Vojo Ubiparipa. Tyle, że jest objęty jakimś parasolem ochronnym i każdy jego słaby występ jest albo usprawiedliwiany, albo dyskretnie przemilczany.
Trener Mariusz Rumak stawia na niego regularnie, żyjąc nadzieją, że Fin odpali. Ale nie - on nie odpali. Lepiej zwiększyć znaczenie w drużynie Karola Linettego, którego wartość jest mocno zaniżona i mówimy tak nie dlatego, że ma 18 lat, bo młodość to okoliczność, a nie zaleta, a dlatego, że jest po prostu lepszym piłkarzem.
Miłosz Przybecki (Zagłębie Lubin)
Podobno to zagubiony bliźniak Jakuba Koseckiego , ale "Kosa" w okresie prenatalnym chyba zabrał mu to, co najlepsze, dzieląc się z nim tylko szybkością.
Nie jest przypadkiem, że najwięcej w naszym zestawieniu skrzydłowych. To po prostu dla wielu najmniej odpowiedzialna pozycja albo inaczej - taka, na której błędy są łatwo rozgrzeszane i gubią się wśród innych.
Przybecki z jakichś powodów był latem łakomym kąskiem na rynku transferowy. Z jakich? Chyba takich, że był do wzięcia za darmo, a to zawsze w cenie i jest podobny do Koseckiego. Po trzech dobrych meczach w ekstraklasie od razu stał się medialnym kandydatem na reprezentanta Polski. Zagłębie to dla niego idealny klub - kasa się zgadza, a niepowodzenia będzie zwalał na 'lubiński klimat, w którym już niejeden się pogubił".