Paulo Sousa nie pociągnął kadry w górę, ale nie był najgorszym selekcjonerem w historii

Getty Images /  Emmanuele Ciancaglini / Na zdjęciu: Paulo Sousa
Getty Images / Emmanuele Ciancaglini / Na zdjęciu: Paulo Sousa

Gdy Paulo Sousa obejmował kadrę optymiści nazywali to znakomitym ruchem Zbigniewa Bońka. Gdy odchodził, część dziennikarzy nazwała go najgorszym selekcjonerem w historii. Z naszej analizy wynika, że Sousa był po prostu przeciętny.

Pożegnanie Paulo Sousy z kadrą było skrajnie emocjonalne. Kibice i dziennikarze nazywali go tchórzem, szczurem, oszustem, powoływali się na jego słowa o rodzinie, cytowanie Jana Pawła II. Trudno w tych okolicznościach o racjonalną ocenę kadencji portugalskiego trenera.

O analizę danych poprosiliśmy analityka inStat, Marka Marciniaka, który pracował dla reprezentacji Belgii, Szwecji czy kadry olimpijskiej Brazylii.

Niska średnia punktowa

- Można zacząć od podstawowych danych, czyli średniej punktowej. Tu Paulo Sousa osiągnął najsłabszy wynik na imprezie międzynarodowej od turnieju Euro 2008. Średnia punktowa w całej kadencji Portugalczyka (na poziomie 1.53) jest równa dokonaniom Franciszka Smudy i niższa niż średnia Waldemara Fornalika (1.56) - zauważa Marciniak.

Jednocześnie podkreśla, że to statystyka, która pokazuje przewrotność pracy trenera. Najważniejsze punkty straciliśmy w meczach z Węgrami i Słowacją. Gdyby te trzy mecze wygrać, Sousa byłby najskuteczniejszym selekcjonerem od kilku dekad (2,06 na mecz). Tu też warto na usprawiedliwienie pracy selekcjonera dodać, że znacznie niższą średnią punktową w latach 80. miał Antoni Piechniczek, który dwukrotnie awansował na mundial, raz wyszedł z grupy, raz zajął 3. miejsce na świecie. Jest tu więc szerokie pole do interpretacji. Koncentrując się na konkretnych osiągnięciach, występ na Euro 2020 należy ocenić jako słaby, ale do baraży o mundial awansowaliśmy.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: do rzutu wolnego podszedł... bramkarz. Zobacz, co z tego wyszło!

Sousa grał nie po polsku

Przejdźmy do samej gry. -  Polacy byli dwa razy częściej w polu karnym przeciwnika niż ich wszyscy rywale - mówi Marciniak. W połączeniu z wyższym posiadaniem piłki (60 proc.) a także faktem, że znacznie częściej strzelaliśmy bramki z ataku pozycyjnego niż z kontrataku (24:6), oznacza to, że Sousa zmienił naszą grę. Potrafiliśmy utrzymać się przy piłce, jednak w ostatniej fazie nasze bramki to były głównie zagrania w pole karne. Polacy nie strzelali w ogóle zza pola karnego. - To wygląda na błąd, bo to po pierwsze element dodatkowy, po drugie może powodować możliwość dobitki - mówi analityk.

Najczęściej nasza akcja wyglądała w ten sposób, że staraliśmy się zagrać piłkę w pole karne i tam dwóch napastników starało się coś z nią zrobić. Największą skuteczność miał oczywiście Robert Lewandowski, który brał udział przy 40 proc. bramek. To akurat dość naturalne biorąc pod uwagę, że jest najlepszym piłkarzem świata.

Powrót Lewandowskiego i Zielińskiego

Na pewno Lewandowski po słabszym okresie u Brzęczka wrócił do wysokiej formy. Jego dorobek za kadencji Portugalczyka to 12 meczów, 11 bramek, cztery  asysty. U Brzęczka było: 18 meczów, osiem bramek, sześć asyst. I zbyt wiele meczów z "czystym kontem" z przeciętnymi zespołami. Wcześniej u Nawałki: 40 meczów, 37 bramek, dziewięć asyst. "Lewy" jest zabójczą bronią, nie każdy potrafił jej używać. Nawałka znalazł klucz, Brzęczek go zgubił, Sousa znowu znalazł.

Wcześniej, gdy Brzęczek przychodził do kadry, pisaliśmy, że tak jak Nawałka odblokował napastnika Bayernu, on powinien odblokować pomocnika Napoli. Nie udało się to. U Brzęczka Piotr Zieliński zaliczył raczej regres.

O Sousy znowu poszedł do góry. Przy 78 proc. akcji zakończonych bramką udział miał właśnie duet Lewandowski - Zieliński. Ten drugi w każdym meczu tworzył jakąś akcję, która zakończyła się bramką dla Polski. To bardzo dobry wynik, który pokazuje, że zawodnik wrócił do dużej formy po słabszym okresie u Jerzego Brzęczka. Zieliński może nie tak efektowny, ale za to był bardzo efektywny, przynajmniej jeśli bierzemy pod uwagę średnie wartości.

Na pewno u Sousy bardzo zyskali napastnicy. Zwłaszcza pod nieobecność Arkadiusza Milika i Krzysztofa Piątka wypłynęli Karol Świderski i Adam Buksa, którzy byli skuteczni, dużo zyskali na współpracy z Lewandowskim.

Szwankowała defensywa i stałe fragmenty

Problem natomiast mieliśmy w defensywie. Kamil Glik, bez którego trudno wyobrazić sobie naszą linię defensywną oraz Wojciech Szczęsny grali poniżej oczekiwań. I tu można upatrywać błędu selekcjonera. Jeśli chodzi o Szczęsnego, mógł mu zaszkodzić brak rywalizacji. Po tym jak Łukasz Fabiański dostał do zrozumienia, że jego miejsce jest na ławce i przestał się liczyć w walce o miejsce w bramce, Szczęsny drastycznie się opuścił.

- Co drugi celny strzał do bramki Szczęsnego lądował w siatce. Dodatkowo polski bramkarz zanotował kilka istotnych pomyłek, tu można wymienić choć gola otwierającego w Budapeszcie, bramka samobójcza ze Słowacją, strzał Kane'a w Warszawie, rzut wolny w meczu z Andorą. Można postawić tezę, że zdecydował brak rywalizacji. Może pomógłby Fabiański, może Gikiewicz, który jest jednym z lepszych bramkarzy w Bundeslidze - mówi Marciniak.

Pewne jest, że cała formacja defensywna nie była tak mocna jak wcześniej. Dodatkowo rywale znacznie częściej wykorzystywali nasze błędy niż my ich. Dodatkowo Polacy znacznie częściej tracili bramki ze stałych fragmentów gry. To o tyle zabawne, że przyjęło się, iż jest to nasza broń. - To akurat bardzo istotna statystyka. Przy wyrównanym meczu stałe fragmenty gry decydują - mówi Marciniak.

Konkretnie: Polacy mieli 90 rzutów rożnych, nasi rywale 41. Polacy strzelili z nich trzy bramki, nasi rywale cztery. Jeśli chodzi o rzuty wolne, my mieliśmy 48 wobec 46 rywali, my wykorzystaliśmy dwa, rywale trzy.

Wróćmy do gry defensywnej. Jeśli chodzi o Kamila Glika, on sam w rozmowie z Kanałem Sportowym dał do zrozumienia, że nie czuł się aż tak pewnie jak u Adama Nawałki. Marciniak wylicza, że Glik miał udział w 10 błędach (w 11 meczach), które  doprowadziły do straty gola.

Oczywiście można to różnie interpretować. Glik jest obrońcą, bez którego trudno wyobrazić sobie dziś funkcjonowanie kadry narodowej, to zawodnik, który zawsze "idzie w pożar", stąd też jego statystyki mogą wypaść mniej korzystnie. Podobnie jest w przypadku Jakuba Modera, który popełnił aż pięć błędów skutkujących stratą bramki (podobnie Grzegorz Krychowiak).

Pozwolenie na ryzyko

Moder jest zawodnikiem, który dużo ryzykuje. To też jest charakterystyczne dla kadencji Sousy, że zawodnicy podejmowali więcej ryzyka niż wcześniej.

Dobrze pokazuje to statystyka dryblingów. - Gdy analizowaliśmy mundial z 2018 roku, nasi zawodnicy mieli problem z grą jeden na jednego, unikali dryblingów, w tej klasyfikacji byli w ogonie. U Sousy byli bardziej efektywni pod tym względem. Może nie było tych dryblingów aż tak dużo, ale trochę było i piłkarze byli w tym skuteczni - mówi Marciniak. Statystyki najlepiej dryblujących zawodników na mecz: Zieliński -  31/40 (78 proc. skuteczności), Kamil Jóźwiak - 32/45 (71 proc.), Świderski - 17/25 (68 proc.), Moder - 12/18 (67 proc.), Karol Linetty - 9/10 (90 proc.).

Na pewno zyskali zawodnicy na bokach. Za kadencji Portugalczyka cztery asysty zaliczył Przemysław Frankowski, a 3 Jóźwiak. Z drugiej strony warto zwrócić uwagę, że wróciliśmy trochę do czasów Franciszka Smudy i Waldemara Fornalika, gdzie zbyt dużo graliśmy jedną stroną, brakowało nam równowagi, przez co byliśmy zbyt przewidywalni. Tu może nie było aż takiej różnicy, ale większość akcji szła prawą stroną (32:25), poza tym więcej bramek straciliśmy z naszej lewej strony.

Analityk zwraca też uwagę na duże różnice w naszej skuteczności między pierwszą i drugą połową. - 14 goli strzelaliśmy w pierwszych połowach, 23 w drugich. To może dowodzić teorii, że Sousa ma problem z wyborem optymalnego składu, ale też umie reagować i dokonuje dobrych zmian - mówi Marciniak.

Czy opłacało się zmieniać

Gdy Paulo Sousa obejmował reprezentację Polski, ostrzegaliśmy, że niekoniecznie jest to taka okazja na rynku, żeby bez wyraźnego powodu zwolnić Jerzego Brzęczka. Sousa dał drużynie nowy impuls, wprowadził wiele ciekawych zmian, wprowadził swój styl, ale nie można powiedzieć, że drużyna zaliczyła wielki skok jakościowy. Sousa nie był tym, który zastał Polskę drewnianą a zostawił murowaną. Lepiej wykorzystywał potencjał zawodników w ofensywie, ale w defensywie jego drużyna zaliczyła regres. Dlatego Sousę pożegnaliśmy bez wielkiego żalu. Oczywiście głosy o tym, że jest najgorszym selekcjonerem w historii, brzmią mocno niepoważnie. Z drugiej strony, jeśli ściągamy obcokrajowca z nazwiskiem, to jednak można wymagać od niego więcej.

ZOBACZ inne teksty autora

Źródło artykułu: