Półfinał baraży o awans do mundialu w Katarze z Rosją Polska rozegra już 24 marca, a powołania na najważniejsze spotkanie drużyny narodowej od kilkunastu lat Paulo Sousa będzie rozsyłał trzy tygodnie wcześniej, czyli równo za trzy miesiące.
Gdyby musiał zrobić to w tej chwili, mógłby zdjąć maskę i przestać być oazą spokoju, na jaką pozuje podczas konferencji prasowych. Odkąd Portugalczyk prowadzi Biało-Czerwonych nie musiał sobie radzić z takim kryzysem formy wśród kadrowiczów.
Życiowa dyspozycja Roberta Lewandowskiego i Piotra Zielińskiego zamazuje obraz drużyny narodowej. A brutalna prawda jest taka, że z mających poważne problemy reprezentantów można stworzyć Polskę B. Tylu ich jest.
ZOBACZ WIDEO: Ale sztuczka! Zobacz piękną bramkę z Ligi Mistrzów
Nie ma kto bronić
Bartłomiej Drągowski opuścił dwa ostatnie zgrupowania kadry z powodu kontuzji mięśnia uda. Uraz miał nie być poważny i "Drago" miał wrócić do bramki po kilku tygodniach, tymczasem pauzuje już dwa miesiące i końca rehabilitacji nie widać.
Po rezygnacji Łukasza Fabiańskiego w naturalny sposób dołączył do Wojciecha Szczęsnego i Łukasza Skorupskiego. W bramkarskiej hierarchii zajmuje jednak miejsce za nimi, więc jego przedłużająca się absencja nie ma poważnych konsekwencji. Gorzej, że Sousie w tym momencie rozsypał się cały blok obronny.
Paweł Dawidowicz zerwał więzadło krzyżowe przednie w kolanie i nie ma szans, by był do dyspozycji selekcjonera na turniej barażowy. W tym momencie uraz mięśnia łydki wyklucza z gry też Jana Bednarka. I wreszcie, niespotykany dotąd regres formy zanotował Kamil Glik.
Przepłacony
Jest już do dyspozycji Fabio Caserty po trzymeczowej pauzie za czerwoną kartką, ale trener Benevento nie korzysta z jego usług. W poprzedniej kolejce Glik wszedł do gry na 10 ostatnich minut, a w piątek w ogóle nie pojawił się na boisku.
Odkąd w sezonie 2012/13 przebił się do "11" Torino, nie zdarzyło mu się usiąść na ławce rezerwowych w dwóch kolejnych meczach ligowych. Ani w Torino, ani w Monaco, ani w Benevento. Mało tego, pod jego nieobecność w składzie Czarownice wygrały cztery kolejne mecze - z nim na boisku takiej passy nie miały ani w poprzednim, ani w tym sezonie
Glik jest w tej chwili pochyłym drzewem ze znanego powiedzenia. Uwielbiany przez włoskie media Polak przez słabą formę znalazł się pod ostrzałem dziennikarzy. Ci wytykają mu wysoką pensję - 3,5 mln euro rocznie za sezon. I twierdzą, że 33-latek nie jest wart tych pieniędzy. Więcej TUTAJ.
Podcięte skrzydła
W jeszcze gorszej sytuacji znaleźli się Kamil Jóźwiak i Tymoteusz Puchacz, którzy podczas Euro 2020 byli dla Sousy wahadłowymi pierwszego wyboru, oraz Przemysław Płacheta, który podczas turnieju też dostał od selekcjonera swoją szansę.
Jóźwiak przeżywa najgorszy czas, odkąd półtora roku wyjechał do Derby County. W "11" po raz ostatni znalazł się 30 października. W pięciu z sześciu kolejnych meczów Kozłów w ogóle nie zagrał, a w jednym wszedł na boisko na 21 minut.
Płacheta gra jeszcze mniej. Na 17 meczów Norwich City w tym sezonie zagrał tylko w jednym - 31 października w spotkaniu z Leeds United dostał dwuminutową szansę. To epizod, po którym nie można nawet powiedzieć, że poznał smak Premier League.
Zimny prysznic
Puchacz natomiast marzy choćby o takim kontakcie z Bundesligą. 22-latek nie doczekał się jeszcze debiutu w niemieckiej ekstraklasie. Mało tego, od 3 października nie usiadł nawet na ławce rezerwowych Unionu Berlin w ligowym meczu.
- To jest bardzo ciężka sytuacja, bo w ogóle inaczej to sobie wyobrażałem i mam zupełnie inne ambicje. Jest bardzo ciężko, ale muszę sobie z tym radzić i po prostu sobie z tym poradzę - mówił 20 listopada w rozmowie z Viaplay. Więcej TUTAJ.
Problem w tym, że jego w kolejnych tygodniach znalazł się w jeszcze gorszym położeniu. W czwartek Urs Fischer zafundował mu zimny prysznic. Puchacz nie podniósł się z ławki w meczu Ligi Konferencji, która w tym sezonie była jego jedynym kontaktem z piłką klubową...
Degradacja
W kończącym eliminacje MŚ 2022 meczu z Węgrami (1:2) tercet środkowych pomocników tworzyli Jakub Moder, Mateusz Klich i Karol Linetty. Dwaj ostatni są dziś w miejscu, w jakim dawno nie byli.
Klich nieoczekiwanie przestał być ulubionym żołnierzem Marcelo Bielsy. W dwóch pierwszych sezonach "Szaleńca" (2018-20) na Elland Road zagrał w 92 kolejnych ligowych meczach i w każdym od pierwszej minuty.
Przez pierwsze trzy lata rządów Argentyńczyka w Leeds nie zagrał łącznie tylko w czterech ligowych meczach, podczas gdy w tym sezonie opuścił już pięć takich spotkań. W trzech z sześciu ostatnich w ogóle nie pojawił się na boisku, a w pozostałych rozegrał tylko 139 minut.
Także Linetty obniżył loty. W pierwszym meczu Torino po listopadowym zgrupowaniu kadry został zdegradowany do roli zmiennika, a dwa kolejne przesiedział na ławce rezerwowych. Przed tygodniem pauzował z powodu urazu i w ten weekend też ma nie zagrać.
W naszej wirtualnej reprezentacji z kłopotami miejsce obok Klicha i Linettego mógłby zająć Nicola Zalewski. Utalentowany 19-latek, którego Sousa we wrześniu wprowadził do reprezentacji, nie może przekonać do siebie Jose Mourinho. Jego bilans w Romie w tym sezonie to raptem 36 minut w 5 meczach.
Sousa może też zapomnieć o powołaniu na baraże Krystiana Bielika. Wiązał z nim spore nadzieje, ale 23-latek jeszcze nie wznowił treningów po urazie kolana, którego doznał 30 stycznia. Nie gra już od ponad 10 miesięcy, więc trudno spodziewać się, by w marcu był w formie reprezentacyjnej.
Pistolety z tłumikiem
Największym atutem reprezentacji Polski jest w tej chwili jej potencjał w ataku, ale ostatnie perypetie Krzysztofa Piątka i Arkadiusz Milik mocno go osłabiają. Piątek w dwa i pół roku przeszedł drogę od zera do bohatera i z powrotem. W tej chwili jest rezerwowym w broniącej się przed spadkiem z Bundesligi Hercie Berlin.
I jej problemem, bo kolejni trenerzy nie wiedzą, jak zagospodarować sprowadzonego za ponad 20 mln euro z Milanu napastnika, który miał być symbolem nowej ery w Starej Damie. A okazał się transferowym niewypałem.
Doszło do tego, że w listopadzie Pal Dardai stwierdził publicznie, że Piątek jest ograniczony piłkarsko. To brutalna, ale prawda. Węgier powiedział głośno to, o czym myśleli poprzedni trenerzy Piątka. Gdy był w strzeleckiej formie, maskował te niedoskonałości bramkami. Teraz stoi na boisku obnażony. A raczej siedzi na ławce.
W rozmowie z Viaplay zdradził, że wyjaśnił sobie z Węgrem wszystkie nieporozumienia, ale kłopot w tym, że Dardaia w Berlinie już nie ma, a jego następca Tayfun Korkut też nie ma zamiaru na niego stawiać. W swoim debiucie z VfB Stuttgart (2:2) zaufał w pierwszej linii Stevanowi Joveticiowi i Ishakowi Belfodilowi. Pierwszy skompletował dublet, a drugi asystował mu przy jednym z trafień.
A Piątek? Dostał od Korkuta 5 minut. Klubowy dorobek Polaka w tym sezonie jest zawstydzający. To jeden gol i jedna asysta. Od 23 października nie miał udziału w zdobyczy bramkowej Herthy.
Milik ma się czym pochwalić, bo strzelił dla Olympique Marsylia pięć goli, w tym jednego w czwartkowym meczu Ligi Europy. Jednak nawet mimo trafienia był krytykowany przez francuskie media. Więcej TUTAJ. Na Velodrome też nie ukrywają, że mają większe oczekiwania wobec niego.
- Pytanie brzmi: jak przywrócić go do jego prawdziwego poziomu? Wrócił po poważnej kontuzji. Nie przygotowywał się latem, w czasie, gdy drużyna ciężko pracowała. I teraz jest problem. Teraz powrót do tego poziomu jest mniej prawdopodobny - przyznał kilka dni temu w rozmowie z "France Football" prezes klubu Pablo Longoria.
W trakcie sezonu Milik nie będzie miał czasu na nadrobienie braków, bo przerwa zimowa w Ligue 1 trwa tylko dwa tygodnie (22.12-07.01). Wobec tego Sousa musi oprzeć plan na baraże o Adama Buksę i Karola Świderskiego.
Jak w "Misiu"
Selekcjoner ma też powody do zadowolenia. Poza Lewandowskim i Zielińskim w życiowej formie jest też Przemysław Frankowski. Bartosz Bereszyński, Robert Gumny, Maciej Rybus, Jakub Moder, Grzegorz Krychowiak czy Buksa i Świderski mają niepodważalne pozycje w drużynach klubowych.
Po kontuzjach do gry wrócili natomiast Jacek Góralski, Kamil Piątkowski i Arkadiusz Reca. Żeby jednak "plusy nie przysłoniły nam minusów". Piątkowski we wrześniowym meczu z San Marino udowodnił, że jeszcze brakuje mu do gry w kadrze A.
A Góralski i Reca natomiast w drużynie Sousy jeszcze w ogóle nie funkcjonowali i dwa dni wspólnych treningów przed meczem z Rosją to za mało, by nadrobili rok pracy zespołu pod wodzą Portugalczyka.
***
Mecz półfinału baraży o awans do MŚ 2022 Rosja - Polska zostanie rozegrany 24 marca w Moskwie. Pięć dni później odbędzie się finał play-offów, w których Biało-Czerwoni w razie zwycięstwa zagrają z kimś z pary Szwecja - Czechy.