Zaszczepił się na COVID-19 w Rosji. Mówi o "skutkach ubocznych"

WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu: Grzegorz Krychowiak
WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu: Grzegorz Krychowiak

Grzegorz Krychowiak tłumaczy, dlaczego w klubie strzela gole, a w reprezentacji nie. Opowiada też, z jakiego powodu Robert Lewandowski wystąpił w spotkaniu z Andorą, w którym doznał kontuzji kolana. Polak zaszczepił się już też na COVID-19.

[b]

[/b]W marcowych spotkaniach eliminacji mistrzostw świata 2022 reprezentacja Polski zdobyła cztery punkty. Zremisowała z Węgrami (3:3), pokonała Andorę (3:0) i przegrała z Anglią (1:2). Krychowiak na ostatni mecz doleciał sam, na własną rękę, ze względu na błędny wynik testu na koronawirusa. Piłkarz opowiada nam o ostatnim zgrupowaniu kadry, planach na przyszłość i roli, jaką pełni w drużynie narodowej. Polscy kibice zarzucają zawodnikowi, że gra zbyt zachowawczo, a w swoim klubie, Lokomotiwie Moskwa, bryluje w ofensywie. W reprezentacji Krychowiak rozegrał 78 meczów i zdobył cztery bramki.

Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Zaszczepił się pan na COVID-19?


Grzegorz Krychowiak: Tydzień temu przyjąłem w Moskwie pierwszą dawkę.

Odczuwał pan jakieś skutki uboczne?

Ja nie, ale rywale tak.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Jak on to zrobił?! To może być najpiękniejszy gol roku!

To znaczy?

Strzeliłem gola i miałem asystę w meczu z Rostowem. Wygraliśmy 4:1.

A to dopiero pierwsza dawka.

Druga za trzy tygodnie, więc powinno być tylko lepiej.

W marcu przez zawirowania z wynikiem testu na COVID-19 prawie przeszedł panu koło nosa mecz z Anglią w eliminacjach MŚ 2022.

Wszedłem do pokoju fizjoterapeuty i już coś nie grało. Za chwilę pojawił się Łukasz Gawrjołek ze sztabu i pyta: "Dobra, kto jest pozytywny?". Wtedy zrozumiałem, że chodzi o mnie.

Chyba się pan wkurzył.

Stresu nie było, podszedłem do tego na spokojnie.

Drugi wynik był negatywny, a później szybko wyleciał pan do Londynu i dołączył do reszty drużyny.

Zrobiliśmy kolejny test następnego dnia, we wtorek rano, około godziny 11. Jeden dzień przed meczem. Wszystkie organizacyjne sprawy były już w toku. Rozmowy z UEFA, rezerwacja samolotu. Potrzebowałem tylko negatywnego wyniku. Małe problemy robiła angielska federacja, ponieważ upierała się, że powinienem lecieć w dniu spotkania. Po kolacji dostałem informację, że samolot mam w środę rano, a godzinę później, że jednak mogę ruszać na lotnisko.

Uparł się pan i się udało. Był pan podwójnie zmotywowany na boisku?

Podobną sytuację miałem zimą w Moskwie. Powiedziałem trenerowi: chcę strzelać rzuty karne. Sporo było rotacji, kilku zawodników wykonywało karne na zmianę. Na obozie w Marbelli stwierdziłem głośno, że czuję się na siłach i biorę to. W końcu przyszedł moment w meczu i odczuwałem małe ciśnienie. Można dużo gadać, deklarować chęci, ale w końcu przychodzi czas weryfikacji. Strzeliłem gola.

Czułem to samo lecąc do Anglii. Wszyscy dookoła starali się, żebym wyleciał z Polski, mógł wystąpić, a ja musiałem odwdzięczyć się na boisku. Gdybym zagrał "piach", to zaprzepaściłbym pracę wielu ludzi.

A później Gareth Southgate, selekcjoner Anglii, nazwał pana występ "doskonałym".

Słyszałem i było to bardzo miłe. Gra się jednak o zwycięstwa, o wyniki.

A kadra przegrała 1:2. Pan nie był zadowolony z tego meczu, jak i z reakcji niektórych graczy po spotkaniu. W rozmowie z TVP Sport przyznał pan, że niektórzy z naszych piłkarzy byli zadowoleni z "ładnej porażki".

Otoczka przed meczem z Anglią dziwiła mnie. Dookoła drużyny dało się wyczuć nastawienie, że jedziemy do Londynu przegrać jak najmniej. Może późniejsze pozytywne reakcje w mediach wzięły się stąd, że zabrakło nam kilku minut do remisu, a przed spotkaniem mało kto na nas stawiał.

Jak pan ocenia tamten mecz?

Było sporo pozytywów, ale i błędów - zwłaszcza w pierwszej połowie. Głównie się broniliśmy i straciliśmy mnóstwo energii na grze w destrukcji, którą mogliśmy przełożyć na ofensywę. Po przerwie zagraliśmy wyżej, przycisnęliśmy rywala, obraz meczu się zmienił.

Błędy wzięły się z powodu zbyt dużego respektu dla rywala?

Nie, bardziej chodziło o względy czysto taktyczne. Powinniśmy mocniej podejść do Anglików. Nie jest to jednak wina trenera. Zabrakło komunikacji na boisku między zawodnikami i zwyczajnie podjęcia ryzyka. Nie jechaliśmy tam z nastawieniem jak najniższej porażki. Nikt nas nie musiał motywować na mecz z Anglią, ale zabrakło zdecydowania.

Jak mamy to rozumieć: potrzebujecie czasu, żeby dotrzeć się z trenerem?

Czasu potrzeba, ale go nie ma. Nie zwalałbym na to winy. Euro mamy za półtora miesiąca. Każdy trening i mecz musi być najlepiej wykorzystany. Stąd na przykład decyzja o grze w najmocniejszym składzie z Andorą. Trenowaliśmy też przez kilka dni dwa razy dziennie.

No właśnie, sporo dyskutowało się o tym, czy w meczu z Andorą powinien wystąpić najmocniejszy skład.

Tak jak powiedziałem - nie mamy czasu na eksperymenty.

Jak gra się bez Roberta Lewandowskiego?

To kluczowy zawodnik, jego brak był ogromną stratą. Co mogliśmy jednak zrobić? W takich sytuacjach trzeba reagować i robić swoje.

Niedawno zareagował pan na wpis jednego z kibiców w mediach społecznościowych. W skrócie napisał pan, że gdyby wiedział on, czego wymaga od pana trener w reprezentacji, inaczej postrzegałby pana występy w kadrze.

Krychowiak w klubie i reprezentacji to dwaj inni zawodnicy.

Może pan wytłumaczyć, na czym polega różnica?

W kadrze przy wyprowadzaniu piłki muszę grać prosto: najlepiej na dwa kontakty. Bardzo szybko, bez zbędnego ryzyka. Na mojej pozycji, defensywnego pomocnika, oczekuje się przede wszystkim: walki, odbioru piłki, asekuracji kolegów. Również wyprowadzania piłki z dwoma środkowymi obrońcami. Cały trud polega na tym, by zrobić to jak najłatwiej. Wydaje się, że są to bardzo proste kwestie. Wiem, że kibic może pomyśleć: "on gra do boku, nie podejmuje ryzyka" i w pewnym momencie wzburzyć się, że coś jest nie tak. Trzeba jednak zrozumieć, że biegając z przodu, możesz pozwolić sobie na więcej ryzyka. Z tyłu, po stracie piłki, wszystko szybko się dzieje, robi się niebezpiecznie.

W Lokomotiwie moja pozycja jest inna i oczekiwania też. W Moskwie gram bardziej ofensywnie. Oddaję kilka strzałów w meczu, dzięki temu zbieram gole i asysty. Ale żeby pięć razy uderzyć na bramkę, musisz grać w okolicach pola karnego.

Bardziej woli pan wersję z kadry czy klubu?

W kadrze gram z tyłu, ale odbijam to sobie w Lokomotiwie. Wiem, że zdobywanie bramek jest bardziej doceniane. Możesz harować cały mecz, a bohaterem zostanie strzelec gola. Obie opcje mi odpowiadają.

Widzi pan różnicę pomiędzy Jerzym Brzęczkiem a Paulo Sousą?

Zawsze są różnice i zawsze w porównaniach znajdzie się krytyka, która może zostać źle odebrana i oceniona. Nie chcę porównywać obecnego selekcjonera z poprzednim. Nic to nie wniesie, a może tylko zaszkodzić. Ważne, że maksymalnie wykorzystaliśmy ostatnie zgrupowanie. Szybko zrozumieliśmy plan i wizję trenera Sousy.

Słabo wypadliśmy pod względem punktowym. W eliminacjach MŚ mamy ich na razie tylko cztery. Musimy teraz gonić rywali, wygrać z Anglikami u nas. W pierwszej kolejności trzeba poprawić wyniki, bo zrobiło się trochę gorąco, ale na szczęście wszystko w naszych rękach.

Dużo obiecuje pan sobie po Euro 2020?

Byłem na dwóch imprezach: jednej udanej - Euro 2016, drugiej nie - na mundialu 2018. Obie nauczyły mnie, jak duże znaczenie mają na takim poziomie detale. Musimy koniecznie wygrać pierwsze spotkanie ze Słowacją, a później skupiać się na kolejnych meczach, bez długofalowego celu.

Pan czuje się w formie jak przed turniejem we Francji pięć lat temu?

Tak, mogę to porównać. Jestem bardzo dobrze przygotowany fizycznie, gram systematycznie, w całości przepracowałem wcześniejsze obozy przygotowawcze.

A te gole i asysty w Lokomotiwie to argument przed rozmowami o nowym kontrakcie?

Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie pomagają.

Szykuje się podwyżka?

Zobaczymy. Mam cel: chcę strzelić dziesięć goli w tym sezonie, na razie jest siedem w lidze i dwa w Pucharze Rosji. Do rozmów jeszcze nie doszło, ale chciałbym, żeby sprawa mojej przyszłości wyjaśniła się do stycznia 2022 roku. Kontrakt mam do końca czerwca 2022 r. i nie zamierzam załatwiać wszystkiego na ostatnią chwilę.

Czyli nie zmieni pan klubu w to lato?

Wątpię, ale nigdy nic nie wiadomo. Na razie w Rosji czuję się bardzo dobrze.

Ma pan szczęście, bo gracie z kibicami.

W Rosji zapominam o pandemii. Wszystko normalnie tu funkcjonuje, sklepy i restauracje są otwarte. Ludzie się szczepią, chodzą w maseczkach, ale też nie wszyscy. Kibice mogą przychodzić na stadiony, co sprawia, że jesteśmy ogromnymi szczęściarzami. Przecież prawie wszędzie stadiony są puste. Obostrzenia i restrykcje odczuwam jedynie przyjeżdżając na zgrupowania reprezentacji lub wybierając się na mecze w Europie.

Przez restrykcje powstało zamieszanie i nie wiadomo, gdzie zamieszkacie i rozegracie mecze na Euro 2020. Dla pana ma to znaczenie?

Z naszej perspektywy to mało ważne. Istotne, by byli kibice, bo bez nich turniej będzie smutny. Fajnie, gdybyśmy trafili w miejsce, w którym poczulibyśmy obecność naszych fanów.

Ale meczem w Sewilli by pan nie pogardził.

Gdy usłyszałem tę opcję, powiedziałem: super, bajka. A później przypomniałem sobie 40-45 stopniowe upały w tym mieście. Pod tym względem nie jest to najlepsze rozwiązanie, ale generalnie nie będę narzekał, jeżeli przyjdzie nam tam wystąpić.

Jedno jest pewne - o grę w Superlidze mogłoby być panu trudno.

Nie będę się martwił o coś, na co nie mam wpływu. Zobaczymy, co panowie postanowią, a potem będziemy się zastanawiać.

Wszystko wskazuje na to, że te rozgrywki ostatecznie nie powstaną. Wycofały się już niemal wszystkie kluby pod naciskiem protestów kibiców, którzy pragną równego traktowania i rywalizacji zgodnej z duchem sportu. Pan pamięta może, gdzie zakochał się w futbolu?

Na głównym boisku przy polanie w Mrzeżynie. Miało nawet trawę, wszyscy chodzili tam pokopać. Możliwości nie były duże, praktycznie wszędzie, gdzie się dało, ganiałem za piłką. Na ulicy, plaży, po szkole. Później mój brat, Krzysztof, zaprowadził mnie na pierwszy trening do Orła Mrzeżyno i tak to się zaczęło.

Dziś dba pan o każdy szczegół, między innymi o dietę. Jest pan właścicielem marki BioGol - żywności ekologicznej. Ale domyślam się, że pana dieta na początku przygody z piłką wyglądała nieco inaczej.

W młodszych latach były burgery i pizza. Pamiętam, jak po wyjeździe do Bordeaux, miałem wtedy 15 lat, rodzice wysyłali mi z Mrzeżyna do Francji słodycze. "Żebym nie był smutny" - mówili. Jadłem te czekolady i któregoś dnia doznałem kontuzji. W klubie dowiedziałem się, że takie odżywianie mogło mi zaszkodzić.

Z czasem zacząłem przywiązywać ogromną wagę do tego, co jem. To kluczowe dla rozwoju piłkarza. Jestem na diecie bio, zrezygnowałem z mięsa. Połączyłem sport z biznesem, bo chcę uświadamiać ludzi, dzieci. W BioGol robimy to też przez media społecznościowe. Lubię zajmować się rzeczami, które mnie wyrażają.

Wkręciłem się w zdrowe jedzenie. Jestem na etapie, że im zdrowsze, tym bardziej mi smakuje. Szczegóły są kluczowe. Odpowiedni sen i dieta mają ogromne znaczenie dla rozwoju piłkarza.

Ale czekoladę od rodziców czasem pan jeszcze spróbuje?

Wtedy poprosiłem mamę i tatę, żeby już nie wysyłali mi czekolad. I bez nich się uśmiecham, a przy okazji dzielę się wiedzą, co może pomóc.

Znamy plany zaszczepienia sportowców przed Euro i igrzyskami

Marek Wawrzynowski: Upadek Superligi. Stary świat chwilowo uratowany [FELIETON]

Źródło artykułu: