Lech Poznań stracił legendę. Eugeniusz Głoziński - człowiek instytucja, któremu ufano bardziej niż trenerom

Materiały prasowe / Eugeniusz Głoziński / Foto - Lech Poznań
Materiały prasowe / Eugeniusz Głoziński / Foto - Lech Poznań

- Cieszył się opinią jedynego człowieka w klubie, który naprawdę zna się na piłce - mówi o zmarłym niedawno Eugeniuszu Głozińskim Józef Djaczenko. Doświadczony dziennikarz poznał legendę Lecha Poznań 30 lat temu.

Eugeniusz Głoziński zmarł po ciężkiej chorobie w ubiegłą środę w wieku 63 lat. Nigdy nie był we władzach "Kolejorza", a jako piłkarz grał w nim raczej epizodycznie. Mimo to cieszył się w klubie ogromnym szacunkiem. Był człowiekiem instytucją, lubianym przez wszystkich. Przez wiele lat pełnił funkcję kit managera. Zajmował się sprzętem zawodników i cieszył się u nich ogromnym szacunkiem.

- Miał status członka drużyny. Znał się na piłce lepiej niż niejeden prezes klubu. To była jedna z najbardziej pozytywnych postaci, jakie miałem okazję spotkać na swojej sportowej drodze - wspomina Głozińskiego były obrońca Lecha, Bartosz Bosacki.

Wiedział o Lechu wszystko

- Był trochę skrytym człowiekiem, zamkniętym w sobie i nieprzesadnie wylewnym, ale gdy już kogoś poznał i mu zaufał, nie dało się go nie lubić. Cieszył się opinią jedynego człowieka w klubie, który naprawdę zna się na futbolu. Zapracował na nią na początku XXI wieku, gdy przy Bułgarskiej panowała straszliwa bieda. Nie było pieniędzy na piłkarzy, więc sztab szkoleniowy organizował castingi, na które przyjeżdżało nawet 50-60 zawodników. Zamykano stadion i zaczynały się testy - opowiada WP SportoweFakty Józef Djaczenko, jeden z nestorów poznańskiego dziennikarstwa sportowego, prowadzący serwis kibicpoznanski.pl.

Eugeniusz Głoziński nigdy nie pełnił eksponowanych funkcji we władzach "Kolejorza", mimo to z jego zdaniem liczyli się wszyscy. - Gdy po tych testach Lech decydował się na jakiegoś zawodnika, wiadomo, że działo się to trochę w ciemno. Kandydat jechał z zespołem na obóz, a kiedy przychodziło do ostatecznej decyzji, ludzie z zarządu niekoniecznie rozmawiali z trenerem. Zamiast tego szli po opinię do Genia - dodał Djaczenko.

Decyzje kadrowe w kotłowni

Werdykt zapadał w mocno niecodziennej scenerii. - Geniu działał w kotłowni i magazynie i tam - najczęściej paląc papierosa, a trzeba zaznaczyć, że palił ich mnóstwo - mówił w swój specyficzny sposób: "Z niego będą ludzie, umie zagrać lewą nogą, wycofać...". To były dokładniejsze opinie niż te wypowiadane przez pozornych fachowców. W ogóle mnie to jednak nie dziwiło. Geniu był związany z klubem przez całe swoje życie - zaznaczył dziennikarz.

Głoziński był wychowankiem Lecha. Grał w nim w latach 1970-1980, choć w pierwszym zespole wystąpił w ekstraklasie tylko raz - krótko po 17. urodzinach. - Piłkarzem był akurat krótko, lecz nikt nie widział z bliska tylu meczów co on. Dlatego miał niesamowite wyczucie. Może te jego analizy miały charakter amatorski, ale były trafione, bo wynikały z praktyki. Jakiś czas temu słyszałem żartobliwe głosy, że jeśli Lech ma problem ze znalezieniem jakiegoś zawodnika, powinien wysłać na poszukiwania właśnie Genia - opowiada Djaczenko.

Dres Legii Warszawa na treningu Lecha

Oprócz dobrego oka do oceniania piłkarzy, Eugeniusza Głozińskiego szanowano przede wszystkim za podejście do ludzi. - Kiedyś przez krótki okres w Lechu był Marcin Rosłoń, a to były czasy biedy i dużych problemów ze sprzętem. Treningów nie zamykano tak jak teraz, a z racji dużego zainteresowania oglądało je sporo kibiców. Tymczasem Rosłoń na któreś zajęcia wyszedł w dresie Legii, bo innego po prostu nie posiadał. Nietrudno sobie wyobrazić, że mądre ani bezpieczne to nie było. Geniu do niego podszedł i mówi, że tak nie może być. Zabrał go do magazynu i szybko znalazł jakiś stary strój. Rosłoń w Lechu za długo nie pograł, bo poróżnił się z trenerem Adolfem Pinterem, który kazał zawodnikom czerpać energię z drzew i wymyślał różne inne głupoty - powiedział Djaczenko.

Podobnych historii było więcej. - Ileś lat później, gdy odpowiadałem za magazyn "Kolejorz", czyli oficjalne klubowe pismo, chciałem zrobić sylwetkę Genia. Był najstarszym pracownikiem klubu, miał długi staż, więc pomysł wydawał się oczywisty. Geniu nie chciał, kazał mi sp... i pokazać innych. Któregoś dnia jednak do mnie podszedł i mówi: "Jest taki zawodnik, trochę nieśmiały. Zrób z nim wywiad, żeby nabrał pewności siebie". Nie pamiętam już, o kogo chodziło, ale spełniłem tę prośbę. Takim właśnie człowiekiem był Geniu, poczciwym i z dobrym sercem.

Bieda aż piszczała, ale legenda trwała na posterunku

Przed erą Amiki (zaczęła się latem 2006 roku) "Kolejorz" miał olbrzymie problemy finansowe, które kilka lat wcześniej poskutkowały nawet dwuletnią nieobecnością w ekstraklasie (poznaniacy wrócili do niej w 2002 roku). Eugeniusz Głoziński ani myślał jednak opuszczać swój ukochany klub.

- Łączył tego starego Lecha z nowym. Wielokrotnie podziwiałem go za to, że w sytuacjach, kiedy w klubie naprawdę było niewesoło i 99 procent ludzi na jego miejscu zmieniłoby pracę, Geniu trwał, bo Lech to po prostu było jego życie. Czuję wielki żal, że już go z nami nie ma, odszedł za wcześnie. Wraz z jego śmiercią coś przy Bułgarskiej zgasło. To była jedyna osoba spoza drużyny i sztabu, która zawsze mogła wejść do szatni - wspomina Bartosz Bosacki.

Były obrońca również uważa, że Eugeniusz Głoziński miał znakomite wyczucie. - Wiele razy rozmawialiśmy o piłce, Lechu, reprezentacji Polski. Jego wiedza była ogromna, lubił też otwarcie mówić, co myśli. Przez to skrytykował niejednego trenera. Doskonale potrafił wyczuć potencjał u młodych zawodników.

Gdy z powodu długów w klubie robiło się zimno, Głoziński też miał swoje sposoby. - Dogadał się z innymi pracownikami i piłkarzami, żeby przynosili mu do kotłowni wszystko, co jest zrobione z drewna i właśnie tym palił. Był człowiekiem instytucją - nawet w czasach, gdy długi spłacano bilonem pochodzącym ze sprzedaży biletów - zaznaczył Djaczenko.

Eugeniusz Głoziński zmarł w wieku 63 lat. Jego pogrzeb odbędzie się we wtorek 29 grudnia o godz. 8.50 na cmentarzu na poznańskim Junikowie.

Czytaj także:
Liga Mistrzów: FC Barcelona - Paris Saint-Germain hitem 1/8 finału, znamy pary
PKO Ekstraklasa. Oficjalnie: Rafał Janicki piłkarzem Podbeskidzia Bielsko-Biała

Komentarze (1)
avatar
collins01
19.12.2020
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Prawdziwa legenda! Podobnym człowiekiem byl pan Martyła dla koszykarek poznańskiego AZS-u.Cześć Jego pamieci! Bez takich ludzi,sport jest tylko bieznesem...Jakze czesto szemranym....