Szymon Mierzyński: Trenuje pan z Wartą od niemal dwóch tygodni. Jak pan ocenia swoją obecną dyspozycję?
Piotr Reiss: Nie da się ukryć, że wciąż muszę pracować nad dojściem do optymalnej formy. Miałem przecież półroczną przerwę i przez ten czas nie uczestniczyłem w normalnych zajęciach z zespołem. Był oczywiście trening indywidualny, ale on ma zupełnie inną specyfikę i jest mniej intensywny. Obecnie odczuwam zmęczenie, lecz trener pozwala mi nieco odpocząć. Myślę, że w ciągu tygodnia dojdę do właściwej dyspozycji.
Jak się pan czuje jako rozgrywający, bo taką rolę przewiduje dla pana szkoleniowiec?
- Grywałem już na tej pozycji i dlatego nie powinno być źle. Kibice, których spotykam na ulicy, życzą mi tytułu króla strzelców I ligi, ale nie będąc głównym egzekutorem, trudno raczej liczyć na tak dużą ilość goli. Ja mam skupić się na dobrym rozegraniu akcji i wykonywaniu ostatnich podań. Myślę, że nie będzie to stanowić dla mnie problemu. Doskonale wiem, że znajdę się pod presją. Gdy wyjdę na boisko, niejednokrotnie usłyszę niemiłe epitety pod swoim adresem. Skupiam się jednak na tym, by nie zawieść ludzi, którzy zaprosili mnie do gry w Warcie. Chcę być realnym wzmocnieniem zespołu.
Co do oceny pańskiej osoby, zdania są podzielone. Nie brakuje pozytywnych opinii, zwłaszcza że nie unika pan rozmów z mediami, czego nie można powiedzieć o innych piłkarzach, którzy byli zatrzymywani w związku z aferą korupcyjną...
- Twierdzę, że nic złego nie zrobiłem, więc dlaczego miałbym się chować. Uwielbiam grać w piłkę nożną, to moja wielka pasa. Warta dała mi szansę uprawiania zawodu, który z satysfakcją wykonuję od lat. Dzięki temu pozostałem w Poznaniu. Poza samą grą, chcę także promować sport wśród młodzieży, odciągnąć ją od komputerów i zaprosić na boisko. W przyszłości pomyślę o otworzeniu szkółki dla dzieci.
Tuż po pierwszych doniesieniach o pańskiej grze w Warcie, mało kto wierzył, że dojdzie do podpisania kontraktu. Jak pan to odbierał?
- Wielu ludzi życzyłoby sobie pewnie, żebym zakończył karierę w Lechu. Nie ukrywam, że ja też o tym marzyłem, ale niestety nie dano mi takiej szansy. Nie pamiętam nawet swojego ostatniego występu w barwach Kolejorza. Wszystko zostało ucięte nagle. Gdy pojawiła się propozycja z Warty, nie podejmowałem decyzji od razu. Dużo nad tym myślałem, ale ostatecznie uznałem, że podpiszę umowę. Chcę dalej uprawiać w futbol i sprawić, by mój syn zapamiętał mnie z boiska jako uśmiechniętego człowieka. Być może nie wszystkim podoba się mój wybór, ale Lech i Warta nigdy nie były do siebie wrogo nastawione i sądzę, że ludzie wyrozumiali nie będą dziwić się mojej decyzji. Czuję się dobrze pod względem fizycznym i nie muszę jeszcze wieszać butów na kołku.
Wyobraźmy sobie derby Poznania i pański występ na stadionie przy ul. Bułgarskiej przeciwko Lechowi. Myślał pan o tym?
- Nie ukrywam, że chodzi mi to po głowie. Nigdy nie wyobrażałem sobie, że mógłbym zagrać przeciwko Kolejorzowi, ale jak wiadomo ostatnio wiele się zmieniło.
Czy mając szansę na gola, zawahałby się pan w momencie oddawania strzału?
- Szanuję Lecha i jego kibiców, ale obecnie jestem zawodnikiem Warty. Na Bułgarskiej pożegnano się ze mną w taki sposób, że miałbym coś do udowodnienia i zapewniam, że gdyby pojawiła się stuprocentowa sytuacja, nie zawahałbym się jej wykorzystać (śmiech).
Oprócz Warty, w kontekście pańskiej osoby wymieniało się także ŁKS Łódź i GKP Gorzów Wlkp. Czy miał pan jeszcze inne propozycje?
- Ofert było kilka. Oprócz tych dwóch klubów, pojawił się temat gry w Arce Gdynia i Cracovii Kraków. Nie zastanawiałem się jednak długo. Wybrałem Wartę, bo to klub szanowany w Poznaniu, także przez fanów Lecha. Poza tym nie chciałem zmuszać rodziny do zmiany miejsca zamieszkania.
Jak długo jeszcze będziemy oglądać Piotra Reissa na ligowych boiskach?
- Na razie o tym nie myślę. Zdaję sobie sprawę, że lata uciekają, lecz będę grał dopóki moja forma fizyczna będzie zadowalająca, a uprawianie futbolu będzie mi sprawiało przyjemność. Gdy pojawią się kontuzje albo zacznę odstawać od kolegów, wtedy zakończę karierę.
Czy zgodzi się pan z tezą, że w ostatnim czasie na piłkarską emeryturę odchodzi pokolenie solidnych piłkarzy, takich jak choćby Jacek Dembiński, czy Dariusz Gęsior, a na horyzoncie nie widać ich następców? Trudno wśród młodych zawodników znaleźć osobowości, o których można powiedzieć, że na długie lata wpiszą się do historii ligowej piłki.
- To nie jest tylko kwestia osobowości, ale także wyszkolenia. Ci piłkarze, mimo czasem bardzo zaawansowanego wieku, prezentowali się świetnie i odgrywali czołowe role w swoich zespołach. Faktycznie nie możemy doczekać się zbyt wielu godnych następców i trudno znaleźć racjonalne wytłumaczenie tego stanu rzeczy. Przecież warunki do treningów są dużo lepsze niż kiedyś. Gdy ja byłem młody i zaczynałem przygodę z piłką, zajęcia odbywały się wyłącznie na boiskach piaszczystych. Być może to sprawiało, że łatwiej było nauczyć się techniki.
Jaki ma pan obecnie stosunek do Lecha? Ten klub wciąż jest panu bliski, czy też na dzisiaj numerem jeden jest Warta?
- Zdecydowanie to drugie. O Kolejorzu nie chcę zbyt dużo mówić, bo na chwilę obecną ten temat jest dla mnie zamknięty. Zacząłem nowy rozdział, a dalszy scenariusz napisze życie.
Co musi się stać, żeby Piotr Reiss znów był związany z Lechem?
- (śmiech) Jeszcze nie czas, by publicznie poruszać tą kwestię.