Na takie spotkanie kibice obu drużyn czekali sześć długich lat. W międzyczasie w historii obu z nich wydarzyło się mnóstwo rzeczy. Legioniści zdołali m.in. zagrać w fazie grupowej Ligi Mistrzów, a klub z Łodzi przechodził metamorfozę po tym, jak został zdegradowany do IV ligi. Z pewnością piłkarska Polska tęskni za tymi potyczkami na poziomie ekstraklasy, więc tym lepiej, że Widzew i Legia trafiły na siebie w 1/16 finału Totolotek Pucharu Polski.
Są drużyny, które rozgrywki o krajowe trofeum traktują jako przykry obowiązek i trenerzy wystawiają składy rezerwowe, byle tylko nie stracić sił w rywalizacji ligowej. Absolutnie nie było tak w przypadku Marcina Kaczmarka i Aleksandara Vukovicia. Szkoleniowiec Wojskowych postanowił w wyjściowym składzie posłać do boju dokładnie tych samych graczy, którzy w niedzielę rozbili Wisłę Kraków 7:0. Wyjątek nastąpił jedynie w bramce. Radosława Majeckiego zastąpił Radosław Cierzniak. W Widzewie zmiany były tylko dwie. Do jedenastki wskoczyli Łukasz Kosakiewicz i Christopher Mandiangu.
Już na pół godziny przed spotkaniem trybuny Stadionu Miejskiego przy al. Piłsudskiego w Łodzi były wypełnione po brzegi i było na nich bardzo gorąco. Najwierniejsi sympatycy czerwono-biało-czerwonych nie mogli odpuścić takiego spotkania. Legię wspierała grupa licząca nieco ponad tysiąc osób. Według niektórych źródeł chętnych na przyjazd do Miasta Włókniarzy było około ośmiu razy więcej.
ZOBACZ WIDEO: "Druga połowa". Czy Robert Lewandowski ma szansę na Złotą Piłkę? "Życzę mu tego z całego serca"
Jak można było się spodziewać, to goście wspierani przez liczącą niemal tysiąc osób grupę kibiców chcieli narzucić warunki na boisku i zrobili to, ale dość nieznacznie. Próby stołecznego zespołu były początkowo bardzo niecelne lub nawet blokowane przez obrońców. Emocje zaczęły się dopiero w ostatnich dwudziestu minutach. W 29. lewą stroną urwał się Arvydas Novikovas, którego dostrzegł Jose Kante i zagrał do niego piłkę. Litwin przed sobą miał tylko Wojciecha Pawłowskiego i w sobie tylko znany sposób nie zdołał go pokonać. Pięć minut później Luquinhas zagrał na drugi metr na głowę Kante, a ten trafił w poprzeczkę.
Jeśli akcja miała przynieść zagrożenie, musiała przejść przez lewe skrzydło. Akcje przeprowadzane tamtą stroną stwarzały duże zagrożenia. Ale Legioniści próbowali też indywidualnie. Rajd Pawła Wszołka zakończony strzałem mógł otworzyć wynik, ale do szczęścia zabrakło kilkudziesięciu centymetrów. Gospodarze zdołali odpowiedzieć kilkoma blokowanymi próbami - m.in. Marcina Robaka i Przemysława Kity. Ten drugi miał najlepszą okazję w 40. minucie, kiedy uciekł za plecy defensorów Legii i pokusił się o strzał, ale dobrze ustawiony Cierzniak nie dał się zaskoczyć.
Po zmianie stron ekipa z Warszawy wyprowadziła dwa mocne, efektowne ciosy, które przyniosły dwie bramki. Architektem pierwszego gola był młodzieżowiec Michał Karbownik, który zagrał świetną piłkę do Jose Kante, któremu pozostało jedynie dołożyć nogę. Przy drugim trafieniu także akcję zaczął Karbownik, którego uderzenie odbił Pawłowski. Dobitka Antolicia z dystansu uderzyła w słupek, aż w końcu piłka trafiła do Kante, który w inteligentny sposób odegrał ją do lepiej ustawionego Wszołka, zamiast strzelać.
W międzyczasie kibice gości odpalili świece dymne, które najpierw przysłoniły im sytuację z rzutem karnym dla Widzewa, przy którym faulowany był Daniel Mąka przez Igora Lewczuka, a następnie Marcin Robak zamienił jedenastkę na gola kontaktowego. Od razu arbiter Szymon Marciniak zarządził przerwę w grze, bo mgła opanowała cały stadion na kilka minut.
A gdy opadła, czerwono-biało-czerwoni (grający akurat tego wieczoru w białych strojach specjalnie na Puchar Polski) przystąpili do szarży, która przyniosła gola wyrównującego w 73. minucie. Bartłomiej Poczobut dośrodkowywał piłkę z prawego skrzydła, a do siatki - własnej - skierował ją Artur Jędrzejczyk. Pierwotnie wydawało się, że był to walczący z nim o pozycję Przemysław Kita, którego nazwisko wykrzyczało z radością ponad 16 tysięcy kibiców.
Szczęście zdołało się jednak jeszcze uśmiechnąć do przyjezdnych w 84. minucie. Piłkę dośrodkowywaną z narożnika boiska od razu uderzył Domagoj Antolić, ale był to strzał tak niecelny, że... wyszło z tego podanie do Igora Lewczuka, który strzałem z pierwszej piłki zaskoczył wszystkich łącznie z bramkarzem Wojciechem Pawłowskim i ponownie wyprowadził Legię na prowadzenie.
Szymon Marciniak doliczył aż dziewięć minut w związku z przerwą na "oddymianie" obiektu przy al. Piłsudskiego. Cały ten czas widzewiacy spędzili pod polem karnym rywali, ale nie zdołali pokonać Radosława Cierzniaka, mimo kilku dobrych okazji ze stałych fragmentów gry. Legia po stu minutach gry mogła cieszyć się z efektownego zwycięstwa nad odwiecznym rywalem. Swojego rywala w 1/8 finału pozna 5 listopada podczas losowania w siedzibie PZPN.
Widzew Łódź - Legia Warszawa 2:3 (0:0)
0:1 - Jose Kante 48'
0:2 - Paweł Wszołek 51'
1:2 - Marcin Robak 57' - z karnego
2:2 - Artur Jędrzejczyk 73' - samobójczy
2:3 - Igor Lewczuk 84'
Składy:
Widzew: Wojciech Pawłowski - Łukasz Kosakiewicz, Sebastian Rudol, Daniel Tanżyna, Kornel Kordas - Daniel Mąka, Mateusz Możdżeń, Bartłomiej Poczobut (90+4' Marcel Pięczek), Christopher Mandiangu (58' Konrad Gutowski) - Przemysław Kita (90+2' Rafał Wolsztyński) - Marcin Robak
Legia: Radosław Cierzniak - Artur Jędrzejczyk, Igor Lewczuk, Mateusz Wieteska, Michał Karbownik - Domagoj Antolić, Andre Martins - Paweł Wszołek, Luquinhas, Arvydas Novikovas (58' Valeriane Gvilia) - Jose Kante (88' Jarosław Niezgoda)
Sędziował: Szymon Marciniak (Płock)
Żółte kartki: Gutowski (Widzew) - Lewczuk (Legia)
Widzów: 16 723