W PKO Ekstraklasie nigdy nic nie wiadomo. Niespodzianki zdarzają się praktycznie w każdej kolejce, właśnie dzięki temu najwyższa klasa rozgrywkowa w Polsce jest tak interesująca. Śląsk Wrocław w dalszym ciągu nie zaznał goryczy porażki i rozpoczął 8. kolejkę jako lider.
Jagiellonia Białystok bezbramkowo zremisowała w piątek z Legią Warszawa i wskoczyła na czoło stawki. Wrocławianie swój mecz zagrają jednak dopiero w niedzielę, więc będą mogli wrócić na należne sobie miejsce. Za plecami tej dwójki jest ogromny ścisk, ale akurat tego doświadczamy co roku. Lechia przed pierwszym gwizdkiem sędziego Tomasza Kwiatkowskiego znajdowała się na dziewiątym miejscu (ex aequo z Górnikiem Zabrze). Biało-zieloni mają większe aspiracje, ale muszą poprawić grę przed własnymi trybunami. Pierwsze trzy domowe mecze kończyły się remisami, miało to się zmienić w sobotnie popołudnie.
- Do tego meczu podchodzimy spokojnie, choć zdajemy sobie sprawę że przyjeżdża do nas duża firma. Liczymy, że przyjdzie na ten mecz dużo kibiców, będzie fajne widowisko i będziemy zadowoleni. Lech w tym roku gra ofensywnie. Razem z Cracovią mają po 12 bramek strzelonych, co jest najlepszym wynikiem. W bardzo dobrej formie jest Jevtić, mimo że ostatni mecz mu nie wyszedł. 60 procent bramek zdobywa on albo ma przy nich udział i trzeba zwrócić na niego uwagę. Ja ich obserwowałem, takie było moje zadanie. Wspólnie obierzemy taktykę, wyjdziemy na boisko i chcemy wygrać - mówił przed spotkaniem Maciej Kalkowski, jeden z asystentów Piotra Stokowca.
ZOBACZ WIDEO Ronaldo chce być jak Florentino Perez. "Wyzwanie o którym zawsze marzyłem"
Lech uzbierał jedno "oczko" więcej i plasował się na szóstej pozycji. Drużyna ze stolicy Wielkopolski dobrze spisywała się na wyjazdach, lecz domowymi starciami wyraźnie pogorszyła swoją sytuację. - Przerwa na kadrę sprawiła, że nie mieliśmy okazji do szybkiego rewanżu za ostatnią porażkę, a może lepiej by było, gdyby nadeszła ona dość szybko. Nie uważam, żebyśmy akurat teraz mieli trudniejsze mecze niż do tej pory. Gdy jechaliśmy na ŁKS, był on w gazie po zwycięstwie z Cracovią, a gdy mierzyliśmy się z Rakowem, ten wcześniej pokonał Lechię. W najbliższym czasie zmierzymy się z bardziej doświadczonymi drużynami, jednak one też raz grają lepiej, a raz gorzej - twierdził Dariusz Żuraw, który pełni rolę pierwszego trenera poznaniaków.
Zobacz także: PKO Ekstraklasa: Lechia - Lech. W Poznaniu mniej optymizmu
Początek meczu był bardzo spokojny. Oba zespoły podeszły do rywalizacji z dużym szacunkiem do przeciwnika. Gdańszczanie dwukrotnie mieli okazję do posłania dośrodkowania z rzutu wolnego, lecz we własnym polu karnym bez zarzutu spisali się przyjezdni. Piłkarze Lecha próbowali grać wysokim pressingiem i utrudniali miejscowym konstruowanie akcji. Pierwsza warta odnotowania okazja miała miejsce po kwadransie, gdy Sławomir Peszko popędził w kierunku bramki swojego byłego klubu. Były reprezentant Polski oddał strzał, ale piłkę pewnie złapał Mickey van der Hart.
34-latek stwarzał największe zagrożenie w polu karnym gości. Chwilę później uderzył głową, tylko celność pozostawiała sporo do życzenia. Po raz kolejny sprawdziło się przysłowie "do trzech razy sztuka". Peszko zadał cios rywalom w 23 minucie. Filip Mladenović dośrodkował futbolówkę pod bramkę poznaniaków, a Artur Sobiech obsłużył starszego kolegę, który wykończył piękną akcję strzałem głową. Lechiści szybko chcieli podwyższyć prowadzenie i ta sztuka się powiodła. Mladenović znowu wrzucił piłkę w pole karne zespołu z Poznania, a tam jak rasowy snajper zachował się Michał Nalepa. Dwubramkowe prowadzenie ucieszyło fanów znad morza, którzy głośnym dopingiem wspierali swoich ulubieńców.
Trzecie trafienie umieścić w siatce powinien Żarko Udovicić. Serb miał dwie dogodne sytuacje, ale je zmarnował. Peszko do gola mógł dorzucić asystę, ponieważ dośrodkowanie było przednie. Jeszcze przed przerwą odpowiedzieli goście. Robertowi Gumnemu i Christianowi Gytkjaerowi brakowało jednak precyzji. Duńczyk dostał szansę do rehabilitacji i w ostatniej akcji pierwszej połowy zdobył bramkę kontaktową. Podopieczni Dariusza Żurawia zbliżyli się do gdańszczan, a to tylko zwiastowało ogromne emocje w dalszych fragmentach spotkania.
Zobacz także: PKO Ekstraklasa. Będzie jeszcze większa rywalizacja w ataku Lechii Gdańsk. Jakub Arak wrócił do treningów
Najaktywniejszym zawodnikiem w drugiej połowie był nie kto inny jak Sławomir Peszko. Oddał dwa uderzenia, lecz piłka nie zatrzepotała w siatce holenderskiego bramkarza "Kolejorza". Pomocnik Lechii następnie dopuścił się kilku przewinień, otrzymał żółty kartonik i trener Stokowiec zdecydował się na zmianę. Pojedynku w Gdańsku najlepiej nie zapamięta Wołodymyr Kostewycz. Lewy defensor doznał kontuzji i musiał zejść z boiska.
Gra miejscowych skrzydłami mogła się podobać. Przyjezdni z kolei częściej operowali futbolówką i się odgryzali, ale do czasu. Później brakowało świetnych sytuacji, ponieważ Lechia znowu była wyrachowana i dobrze zorganizowana. Poznaniacy próbowali walczyć o remis, lecz ta misja nie zakończyła się powodzeniem. Szansę miał Paweł Tomczyk. Rezerwowy Lecha nie zmusił jednak Dusana Kuciaka do kapitulacji. Raz zagotowało się w polu karnym biało-zielonych, ale gdańszczanie wyszli z opresji obronną reką. W doliczonym czasie gry z boiska za dwie żółte kartki wyleciał Djordje Crnomarković. Gospodarze wygrali, przeskoczyli Lecha w tabeli i w spokoju mogą oglądać pozostałe mecze PKO Ekstraklasy w tej kolejce.
Lechia Gdańsk - Lech Poznań 2:1 (2:1)
1:0 - Sławomir Peszko 23'
2:0 - Michał Nalepa 33'
2:1 - Christian Gytkjaer 45+1'
Składy:
Lechia Gdańsk: Dusan Kuciak - Karol Fila, Michał Nalepa, Błażej Augustyn, Filip Mladenović - Sławomir Peszko (55' Lukas Haraslin), Jarosław Kubicki, Daniel Łukasik, Maciej Gajos (73' Tomasz Makowski), Żarko Udovicić (79' Rafał Wolski) - Artur Sobiech.
Lech Poznań: Mickey Van der Hart - Robert Gumny, Thomas Rogne, Djordje Crnomarković, Wołodymyr Kostewycz (61' Tomasz Dejewski) - Tymoteusz Puchacz (46' Kamil Jóźwiak), Karlo Muhar, Pedro Tiba, Joao Amaral, Darko Jevtić (75' Paweł Tomczyk) - Christian Gytkjaer.
Żółte kartki: Peszko (Lechia), Crnomarković x2 (Lech).
Czerwona kartka: Crnomarković (za dwie żółte).
Sędzia: Tomasz Kwiatkowski (Warszawa).