Gdy trafiał do "Kolejorza" w styczniu 2016 roku, to miał być transferowy hit. Poznaniacy pozyskali zawodnika, który miał za sobą 242 mecze w zachodnich ligach i całkiem niezły dorobek - 66 goli i 22 asysty. Grał też nie byle gdzie - w kilku klubach hiszpańskich i włoskich, a także m.in. w Evian Thonon Gaillard i Rosenborgu Trondheim.
600 tys. euro - tyle wyniosła suma odstępnego. Niemało, ale wydawało się, że to będą całkiem dobrze zainwestowane pieniądze. Wskazywał na to zresztą udany debiut. W meczu z Bruk-Bet Termalicą Nieciecza, wygranym przez lechitów 5:2, Nicki Bille Nielsen zdobył efektownego gola.
Takich wzlotów było jednak niewiele. Później zaczęły się problemy z kontuzjami, a przez dwa lata występów w stolicy Wielkopolski Duńczyk zebrał 43 spotkania i zaledwie 8 bramek. Jan Urban i Nenad Bjelica, którzy prowadzili drużynę w tamtym okresie, próbowali jakoś ratować napastnika, lecz te zabiegi niewiele dawały, bo jego forma była daleka od ideału.
Rozrabiał już wcześniej
Zatrudniając Bille Nielsena, Lech wiedział o jego wybuchowym charakterze, bo kłopoty z prawem piłkarz miał już w 2014 roku. Został wtedy skazany na 60 dni więzienia w zawieszeniu i 80 godzin prac społecznych. To efekt zajścia w Kopenhadze, gdy po pijanemu wywołał rozróbę na ulicy, gryząc jeszcze w ramię policjantkę.
ZOBACZ WIDEO Dorota Banaszczyk o Annie Lewandowskiej: Nigdy nie chciałam w nią uderzać. Uprawiamy inne dyscypliny
Przy Bułgarskiej wierzyli jednak, że zawodnika uda się poskromić. W raporcie, który przygotowali klubowi skauci, podkreślano, że choć Bille Nielsen jest "ekscentrykiem o bardzo silnym i wyrazistym charakterze", to po narodzinach syna Milasa spoważniał, a mimo trudnej przeszłości (wychował się w biednej dzielnicy), w aklimatyzacji w Poznaniu miała mu pomóc biegła znajomości kilku języków obcych (m.in. angielskiego i hiszpańskiego).
Czas pokazał, że skauci "Kolejorza" okrutnie się pomylili. Duńczyk nie spełnił oczekiwań sportowych, a jeszcze przed odejściem znów pojawiły się u niego kłopoty pozaboiskowe. W październiku 2017 roku wypadł z gry z powodu złamania nosa. Oficjalnie klub informował, że do tego urazu doszło na treningu, ale fakty były takie, że piłkarz wdał się w bójkę "na mieście" i to ona spowodowała jego przerwę w grze.
Cała seria przestępstw
Z Lecha Nicki Bille Nielsen odszedł w styczniu 2018 roku i od tamtego czasu grał jeszcze w Panioniosie Ateny oraz Lyngby BK. Z tym ostatnim klubem rozstał się w październiku i do teraz pozostaje bez zatrudnienia, co biorąc pod uwagę jego liczne wybryki, nie może dziwić.
->Szymon Mierzyński: Dariusz Żuraw może mieć w Lechu Poznań trudniej niż Ivan Djurdjević (komentarz)
W czerwcu 2018 Duńczyk został skazany za pobicie kobiety i uprawianie seksu oralnego na jednej z ulic Monako. Znaleziono przy nim kokainę. Wyrok - miesiąc pozbawienia wolności, 750 euro grzywny i 3000 euro tytułem zadośćuczynienia na rzecz ofiary.
Po czterech kolejnych miesiącach piłkarza aresztowano raz jeszcze. Tym razem miał grozić innej osobie i być agresywny. - Jeśli to co podają media okaże się prawdą, myślę, że to koniec kariery Nickiego. Na pewno nie będzie miał przyszłości w Lyngby, swoim obecnym klubie. Jemu trzeba pomóc i musi to być pomoc profesjonalna - mówił wtedy załamany agent Bille Nielsena, Nikola Juric.
Tymczasem Duńczyk nie spuszczał z tonu. Grudzień 2018. Trzy dni po tym jak uderzył w głowę bramkarza jednego z klubów nocnych w Kopenhadze, został postrzelony w przedramię we własnym mieszkaniu.
W kwietniu 2019 roku Bille Nielsen stanął przed sądem, gdzie odpowiadał za wspomniane pobicie, a także zastraszanie pielęgniarki w szpitalu. Skazano go na cztery miesiące więzienia, a także zapłacenie równowartości ponad 30 tys. zł tytułem odszkodowania dla ofiar.
->Krzysztof Biegański odchodzi z Warty Poznań. Dwóch piłkarzy przedłużyło umowy
To jednak wciąż nie był koniec! W końcówce czerwca, a więc niespełna dwa tygodnie temu były zawodnik Lecha brał udział w wypadku samochodowym, w którym prowadzony przez niego Mercedes wjechał na autostradzie w inny pojazd. Na szczęście obyło się bez ofiar, choć pięć osób trafiło do szpitala w wyniku obrażeń.
Przez ostatnie półtora roku Nicki Bille Nielsen brylował w nagłówkach duńskich mediów, ale wszędzie, tylko nie w rubryce sportowej. Dziś trudno sobie wyobrazić, by jeszcze wrócił do profesjonalnego grania w piłkę. A był czas, w którym jego potencjał oceniano całkiem wysoko. Gdy w 2010 roku przechodził z FC Nordsjaelland do Villarrealu, Hiszpanie zapłacili za transfer 1,75 mln euro. Jeszcze więcej, bo 2 mln kosztował cztery lata później, gdy opuszczał Rosenborg Trondheim, przenosząc się do Evian Thonon Gaillard. Obecnie te kwoty brzmią jak odległe wspomnienie.