Michał Mak jest, podobnie jak jego brat bliźniak Mateusz, wychowankiem Wisły. Trafił do klubu jako 12-latek i przez pięć lat przeszedł przy Reymonta 22 wszystkie szczeble piłkarskiej edukacji. W pierwszym zespole Białej Gwiazdy jednak nie zadebiutował - jego pierwsza przygoda z Wisłą dobiegła końca w 2008 roku. W klubie uznano, że bracia mają nikłe szanse na przebicie się do pierwszej drużyny i bez żalu oddano ich do Stadionu Śląskiego Chorzów
Nim wrócił na Reymonta 22, zwiedził pół Polski i zaliczył zagraniczny epizod. W seniorskiej piłce zaistniał w I-ligowym Ruchu Radzionków (2010), z którego trafił do GKS Bełchatów (2012), a następnie przeniósł się do Lechii Gdańsk (2015), z której był wypożyczony do Arminii Bielefeld (2016) i Śląska Wrocław (2018). Odkąd zadomowił się w ekstraklasie, temat jego powrotu do Wisły pojawiał się kilkukrotnie. - Najbliżej było, kiedy odchodziłem z GKS Bełchatów. Spotkałem się z prezesem Gaszyńskim, ale nie doszliśmy do porozumienia i poszedłem do Lechii - wspomina.
Czytaj również -> Novikovas na badaniach w Legii
W minionym sezonie wywalczył z Lechią awans do rozgrywek UEFA, ale gdański klub nie zaproponował mu przedłużenia wygasającego kontraktu. Nie ma jednak tego złego, co na dobre by nie wyszło, bo dzięki temu Mak mógł w końcu wrócić do macierzystego klubu.
ZOBACZ WIDEO Wojowniczka z Polski. Dorota Banaszczyk spłaciła długi i walczy o igrzyska [cała rozmowa]
- To była decyzja trenera i dyrektora sportowego. Odbyliśmy szczerą rozmowę, powiedzieli wprost, że nie przedłużą ze mną kontraktu. Z jednej strony szkoda, bo nigdy nie zagrałem w europejskich pucharach, a z drugiej strony na horyzoncie była Wisła i to osłodziło mi rozstanie z Lechią. Dzięki rozstaniu z Lechią mogłem spełnić marzenie o grze w Wiśle - mówi Mak.
- To dla mnie wielkie przeżycie i nobilitacja. Jestem wychowankiem Wisły i moim marzeniem była gra w pierwszej drużynie. W szatni spotkałem legendy. Dzielić szatnię z Kubą Błaszczykowskim, Pawłem Brożkiem czy Marcinem Wasilewskim i pracować z Radosławem Sobolewskim czy Maciejem Stolarczykiem to wspaniałe uczucie - podkreśla skrzydłowy.
- Kiedy byłem w trampkarzach, był sezon, w którym mój rocznik podawał piłki na meczach pierwszej drużyny. Nie pamiętam, czy wtedy grał Kuba, ale na pewno podawałem piłki Pawłowi Brożkowi czy trenerowi Stolarczykowi. A teraz jestem z nimi w jednej drużynie. I to w Wiśle - ekscytuje się Mak.
Teraz 28-latek w końcu z czystym sumieniem może nucić hymn Wisły. Gdy przyjeżdżał na Reymonta 22 w roli kibica albo zawodnika drużyny gości, nie wypadało mu tego robić: - To jeden z piękniejszych hymnów klubowych w kraju. Gdy przyjeżdżałem na Wisłę z innymi zespołami, to miałem ciarki, kiedy go słyszałem.
Czytaj również -> Transfery. Rok Sirk zagra w Zagłębiu Lubin. Słoweniec ma za sobą udany sezon
Wracając do Wisły, za jednym zamachem spełnił dwa marzenia. O grze dla Białej Gwiazdy i o występach z ulubionym numerem: - Zawsze chciałem grać z "7", ale nie było mi to dane. W Bełchatowie grałem z "8", w Lechii z "9" i "8". Teraz Sławek Peszko zwolnił w Wiśle "7", więc ją wziąłem. W Wiśle to ciężki numer, bo grał z nim trener Sobolewski, ale zrobię wszystko, by to udźwignąć. Gra w Wiśle wymaga dania z siebie wszystkiego.