El. ME 2020. Polska - Łotwa: "łotwo" to już było. Wymęczone zwycięstwo Biało-Czerwonych

PAP / Piotr Nowak / Na zdjęciu: Robert Lewandowski
PAP / Piotr Nowak / Na zdjęciu: Robert Lewandowski

Miał być niedzielny spacerek w pierwszych dniach wiosny, był momentami wyciskający łzy "spacer farmera". Polska kadra męczyła się przeokrutnie z Łotwą w meczu eliminacji Euro 2020. Wygraliśmy 2:0 po golach Roberta Lewandowskiego i Kamila Glika.

Z murawy długi czas zalatywało sensacyjnym remisem, nad Stadionem Narodowym unosił się duch historycznej, łotewskiej wpadki z eliminacji Euro 2004. Kilkukrotnie próbował Krzysztof Piątek, strzelał Kamil Grosicki. Swoje sytuacje miał też Robert Lewandowski i to on sprawił, że polskim kibicom mógł spaść kamień z serca. W 76. minucie po dośrodkowaniu Arkadiusza Recy dynamicznie nabiegł na piłkę i głową umieścił ją w bramce. Prowadzenie i przełamanie serii meczów w kadrze bez zdobytego gola. Uff! Sześć minut przed końcem spotkania gola po rzucie rożnym strzelił jeszcze Kamil Glik.

Selekcjoner Jerzy Brzęczek rzuci pewnie na konferencji coś w stylu: "w Europie nie ma już słabych drużyn". Że spodziewał się trudnego spotkania, rywal miał postawić i postawił wysoko poprzeczkę. Cóż, obserwując niedzielne starcie Polaków z Łotyszami trudno było nie odnieść wrażenia, że jeśli na kontynencie nie ma już słabych, to na Stadionie Narodowym zagrali najsłabsi z silnych. Faworyzowani Biało-Czerwoni szczególnie w pierwszej połowie razili nieporadnością, wszystko co wykreowali w ofensywie było wynikiem symbiozy przypadku i chaosu. W drugiej części spotkania walili głową w mur, stworzyli pod bramką Pavelsa Steinborsa kilka świetnych okazji strzeleckich, ale aż do wysokiego wyskoku i celnego uderzenia Lewandowskiego nie potrafili pokonać bramkarza gości.

El. ME 2020: niespodzianka! Izrael powalił Austrię na łopatki

Jerzy Brzęczek zaskoczył przede wszystkim w przypadku obsady lewej strony defensywy. Selekcjoner zdecydował się na posłanie do boju Arkadiusza Recy, człowieka który w trwającym sezonie 2018-19 zaliczył w swoim klubie ledwie dwa "ligowe ogryzki". Łącznie na boisku w Serie A spędził 18 minut. I nawet biorąc pod uwagę fakt, że problemy zdrowotne wykluczyły z meczu z Łotwą Bartosza Bereszyńskiego, decyzję można określić mianem... ciekawej. Choćby dlatego, że na ławce rezerwowych usiadł Artur Jędrzejczyk, który za kadencji Adama Nawałki zaliczył sporo występów w tej strefie boiska. Jedyne usprawiedliwienie: klasa rywala. Łotwa, ekipa trzeciego, jeśli nie czwartego europejskiego sortu, nie miała nam sprawić wielkich kłopotów. To mógł i powinien być poziom w sam raz dla piłkarza totalnie poza meczowym rytmem. Brak ogrania widać jednak było u niego gołym okiem. Nie zmienia tego faktu nawet asysta przy golu "Lewego".

ZOBACZ WIDEO Lewandowski o współpracy z Piątkiem. "Będzie coraz lepiej. Mamy trochę inny sposób grania"

Względem meczu w Wiedniu zobaczyliśmy trzy zmiany w polskim składzie. Nie było wspomnianego już Bereszyńskiego. W meczowej kadrze nie znalazł się również chory Jan Bednarek, którego na boisku zastąpił Michał Pazdan. Na ławce usiadł Arkadiusz Milik. To akurat nie była żadna niespodzianka, bo przecież inaczej być nie mogło: po boisku musiał biegać ulubieniec tłumów, będący w niesamowitym gazie polski bohater z Wiednia Krzysztof Piątek. Od dawna chcieliśmy go zobaczyć w duecie z Robertem Lewandowskim. Łotwa miała być idealnym poligonem do przetestowania ofensywnej mocy, współpracy naszych strzelb, no i przy okazji przełamania się napastnika Bayernu Monachium. "Lewy" ostatniego gola w kadrze strzelił przecież w czerwcu ubiegłego roku, przed wyjazdem na mundial. Z kim więc się przełamywać strzelecko, jeśli nie z rywalami, którzy sami o sobie mówią: "jesteśmy w okresie przejściowym, eliminacje Euro będą dla nas czasem budowania drużyny"?

Pierwsza połowa rozpoczęła się od strzałów Denissa Rakelsa i Vladislavsa Gutkowskisa, dobrze nam znanych z występów w polskiej ekstraklasie. Zaczęliśmy słabo, ale im dalej w las, tym miało się to zmieniać na naszą korzyść. Od oglądania pierwszej połowy można było jednak nabawić się bólu głowy. To był bardzo słaby występ Biało-Czerwonych, nawet mimo kilku akcji, po których powinniśmy prowadzić. Choćby po strzale Roberta Lewandowskiego w słupek w 35. minucie.

W drugiej części gry swoje dwie okazje miał Krzysztof Piątek, Piotr Zieliński, strzelał też Kamil Grosicki, ale piłka jak zaczarowana nie chciała wpaść do bramki. Aż do momentu, gdy sprawy w swoje ręce wciął Lewandowski. Niedługo później drugie trafienie dorzucił Kamil Glik. To było wymęczone zwycięstwo, tym bardziej, że przecież rywal też mógł zrobić nam krzywdę. W 58. minucie w sytuacji sam na sam z Wojciechem Szczęsnym mógł się znaleźć Arturs Karasausks, ale zabrakło mu dynamiki i szybkości, przez co jego strzał nie zakończył się golem.
Styl, w jakim Biało-Czerwoni odnieśli zwycięstwo z Łotyszami, na kolana nie powalił. Na osłodę zostają nam trzy zdobyte punkty i komplet "oczek" po dwóch marcowych meczach eliminacji ME.

Polska - Łotwa. Lewandowska, Radwańska, Olejnik, Grosicka. Celebryci na meczu el. do ME 2020

Kolejny mecz w eliminacjach Euro 2020 reprezentacja Polski rozegra 7 czerwca w Macedonii Północnej.

Polska - Łotwa 2:0 (0:0)
1:0 - Robert Lewandowski 76'
2:0 - Kamil Glik 84'
Składy:

Polska: Wojciech Szczęsny - Tomasz Kędziora, Kamil Glik, Michał Pazdan, Arkadiusz Reca - Kamil Grosicki (83' Przemysław Frankowski), Grzegorz Krychowiak, Mateusz Klich (62' Jakub Błaszczykowski), Piotr Zieliński - Krzysztof Piątek (87' Arkadiusz Milik), Robert Lewandowski.

Łotwa: Pavels Steinbors - Kaspars Dubra, Marcis Oss, Vitalijs Maksimenko, Olegs Laizans - Deniss Rakels, Vjaceslavs Isajevs, Arturs Karasausks, Janis Ikaunieks - Vladislavs Gutkovskis (70' Roberts Uldrigis), Roberts Savalnieks (79' Vladislavs Gabovs).

Żółte kartki: Piątek - Dubra, Maksimenko, Ikaunieks.

Widzów: 51112.

Sędzia: Aliyar Aghayev (Azerbejdżan).

Źródło artykułu: