Zawodnicy z Warszawy zdominowali wydarzenia na boisku w pierwszej części meczu. To oni dyktowali warunki, to oni stworzyli sobie wiele doskonałych okazji strzeleckich. Na przeszkodzie stawał zwykle jednak golkiper Śląska Wrocław. Brak skuteczności aż raził po oczach. Druga połowa potyczki była już bardziej wyrównana. Wrocławianie niesieni dopingiem publiczności w końcu strzelili bramkę. - Wydaje mi się, że jeżeli w pierwszej części gry zdobylibyśmy dwa gole to byłoby już po meczu. Tak to musieliśmy grać do końca i w drugiej połowie nie wyglądało to już najlepiej - mówił po meczu najlepszy gracz Legii w sobotnim spotkaniu, Maciej Rybus.
Po ostatnim gwizdku sędziego na twarzach graczy z Warszawy widać było sportową złość. Warszawianie byli zdegustowani przede wszystkim tym, że nie wykorzystali doskonałych sytuacji, które sobie stworzyli. - Po takim spotkaniu możemy mieć tylko pretensje do siebie, bo wydaje mi się, że Śląsk nie zasłużył na jeden punkt, a my w dalszym ciągu mamy problemy ze skutecznością. W Krakowie też mieliśmy kilka znakomitych okazji. Na pewno szkoda tego sobotniego meczu, ale w meczu z Ruchem Chorzów damy z siebie sto procent i będziemy walczyć o to drugie miejsce - dodał Rybus.
Młody pomocnik Legii w meczu ze Śląskiem popisał się bardzo ładną asystą przy golu Jakuba Rzeźniczka. Po zawodach żałował on jednak, że nie udało się wygrać spotkania. - Akcja była dobra, ale nic nam to nie dało. Bardzo chcieliśmy zdobyć trzy punkty, a tak pozostaje nam walka tylko o drugie miejsce. Moim zdaniem do zwycięstwa zabrakło tylko skuteczności i takiej gry jak w pierwszej połowie - wyjaśnił piłkarz urodzony w 1989 roku w Łowiczu.
Podopieczni Jana Urbana długo prowadzili z beniaminkiem ekstraklasy. Wrocławianie wyrównali w 69. minucie za sprawą Marka Gancarczyka. Ten gol wzbudził jednak wiele kontrowersji. - Wydaje mi się, że Marek Gancarczyk przyjął piłkę ręką. Tak mówili koledzy, ja tego osobiście nie widziałem. Sadzę, że bramka padła w kontrowersyjny sposób - zaznaczył pomocnik.