Słaniający się na nogach Przemysław Frankowski w ostatnim kwadransie meczu łapał powietrze jak świeżo uratowany tonący, a wycieńczony Arvydas Novikovas nie był w stanie dotrwać do końcowego gwizdka. Mecz z Rio Ave kosztował białostockich piłkarzy mnóstwo zdrowia. Podobne spostrzeżenia miał trener zwycięzców Ireneusz Mamrot.
- Było to spotkanie rozgrywane na wyższej intensywności w porównaniu do meczów w Lotto Ekstraklasie. Musieliśmy się sporo napracować, żeby odzyskać piłkę i nie dopuszczać przeciwnika do groźnych sytuacji. Niestety to drugie nie do końca się udawało. W pierwszej połowie rywale stworzyli trzy bardzo dobre okazje, ale na szczęście nie straciliśmy gola. Duża w tym zasługa Mariana Kelemena, który świetnie bronił. Po przerwie Rio Ave - mimo optycznej przewagi - już tych okazji aż tylu nie stworzyło.
W drugiej odsłonie meczu nadarzyła się okazja na drugiego gola, ale Bartosz Kwiecień spudłował z kilku metrów. - Miał wspaniałą sytuację na podwyższenie wyniku. Wiadomo, że 2:0 byłoby lepsze przed rewanżem, ale trzeba szanować to co mamy. Za tydzień przed nami trudny mecz i na taki się nastawiamy - krótko ocenił Mamrot.
Tuż przed starciem nad stadionem przeszła ulewa i piłkarze biegali po wodzie. Na pytanie, czy pogoda pomogła, czy przeszkodziła Jagiellonii jej trener odpowiedział wymijająco. - Ani jedno, ani drugie. Piłka zatrzymywała się na murawie i nam i rywalom. Były miejsca, gdzie woda stała, ale grząsko nie było. Z upływem minut stan boiska się poprawiał i dało się grać. Nie zmienia to jednak faktu, że warunki były trudne.
Po zakończeniu meczu piłkarze Jagiellonii nie wyglądali na zadowolonych z odniesionego zwycięstwa. - To dwumecz i jak to ktoś kiedyś powiedział za sobą mamy dopiero pierwszą połowę. Trudno się w przerwie cieszyć z wygranej. Zdajemy sobie sprawę z trudności rewanżu w Portugalii - zakończył trener.
ZOBACZ WIDEO Jerzy Brzęczek już rozmawiał z reprezentantami. "Lewandowski pozostanie kapitanem"