Nasz napastnik przywykł do presji, na tym etapie swojej kariery już pewnie nie zwraca na nią uwagi. Krytyka, którą Lewandowski słyszy w ostatnich tygodniach, trochę go zmęczyła i wyprowadziła z równowagi. Sytuacje, w których piłkarz nie zatrzymuje się na pomeczowe rozmowy w mix zonie (po pierwszym spotkaniu z Realem Madryt w półfinale Ligi Mistrzów) czy nie podaje ręki swojemu trenerowi (po spotkaniu z FC Koeln w sobotę) pokazują, że piłkarz czuje się rozczarowany. I to swoją postawą.
Dobrze wie, że ma nad czym myśleć. W Monachium gra już czwarty sezon i poza rozgrywkami w Niemczech nie odniósł żadnych sukcesów. To piłkarz, który w opinii wielu ekspertów zdążył już przerosnąć Bayern. Od takich zawodników wymaga się rzeczy wielkich i to w najtrudniejszych momentach sezonu. A kapitan reprezentacji Polski pod tym względem w tym roku kompletnie zawiódł. To on miał dać Bawarczykom awans do finału Champions League i to jego, absolutnie zasłużenie, powinno się po tych pojedynkach krytykować najbardziej. On to wie i świadomość, że zawiódł, zwyczajnie go wkurza.
Lewandowski to zawodnik, który lubi mieć wszystko pod kontrolą. Od lat chodzi jak w zegarku, poprawia kolejne elementy gry, pracuje nad sylwetką, przestrzega diety, w zasadzie poza boiskiem jest kompletnie niewidoczny, totalnie niekontrowersyjny. Prowadzi się perfekcyjnie. To zawsze dawało mu poczucie panowania nad sytuacją, sprawiało że jest powtarzalny, nie ma spadków formy, a te cech są akurat największą siłą Polaka. Siłą, która w ostatnim czasie utraciła trochę mocy, dlatego z punktu widzenia czysto ludzkiego - frustracja jest w tym przypadku czymś całkowicie ludzkim, zrozumiałym.
Nie podoba mi się jednak, jak na chwilę słabości Polaka reagują Niemcy. Zarzucają mu na przykład, że myśli tylko o sobie. Robi to, owszem, jak każdy piłkarz. Gdyby przecież nie myślał to po pierwsze: do perfekcji nie opanowałby wykonywania rzutów karnych, nie poprawiłby strzałów z dystansu i uderzeń z rzutów wolnych. Nie nadrobiłby również zaległości technicznych na dodatkowych treningach w Borussii Dortmund. A na tym skorzystał chyba także i Bayern.
Absolutnie nie zgodzę się ze stwierdzeniem Paula Breitnera, legendy niemieckiej piłki, który zarzucił Lewandowskiemu brak szacunku do trenera i kolegów z drużyny. Akurat szacunek Lewandowski okazuje jak mało kto w tym środowisku. Najpierw w Borussii Dortmund, gdy strzelał gole jak maszyna, w momencie gdy wszyscy spekulowali, do którego klubu odejdzie po wygaśnięciu kontraktu. Później, gdy wykazał się lojalnością i do Bayernu trafił, mimo że w ostatniej chwili chciał go zakontraktować jego wymarzony Real Madryt. I w końcu przez te wszystkie lata, w których zakłada koszulkę Bawarczyków. Nigdy się nie buntował, nie marudził, że chce z klubu odejść, na boisku zawsze był wzorem, a to, że ma swoje zdanie i czasem pewne kwestie skomentuje na forum, dobrze o nim świadczy. Lewandowski nie jest głupi, wie co robi, i po co. A wyznacznikiem jego klasy niech będą liczby. To trzeci rok z rzędu, w którym strzela przynajmniej czterdzieści goli w sezonie. I to jemu należy się szacunek.
Mateusz Skwierawski
ZOBACZ WIDEO Bayern wygrał, Lewandowski trafił, ale trener na podziękowanie nie zasłużył [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]