- Wszyscy widzieli, jak zagraliśmy w pierwszej połowie. Nie byliśmy w stanie odpowiedzieć na styl Arki. Nie mogliśmy poradzić sobie z rywalami - przyznał po spotkaniu w Gdyni Romeo Jozak. Do przerwy Arka Gdynia prowadziła z Legią Warszawa 1:0 i do końca spotkania wynik nie uległ zmianie.
- W przerwie poważnie rozmawialiśmy i zaczęliśmy atakować. Żałuję, że nie udało nam się strzelić gola. Wkradła się panika - analizował bezradność swojego zespołu.
- Przez ostatnie dwa tygodnie mieliśmy kryzys, a ten mecz go tylko powiększył. Musimy z niego wyjść - przyznał.
Nie wiadomo, czy nad chorwackim szkoleniowcem kłębią coraz ciemniejsze chmury, ale trzeba przyznać, że gra mistrzów Polski jest wyjątkowo słaba.
ZOBACZ WIDEO "Damy z siebie wszystko" #18. Wariactwo. Arkadiusz Milik z kibicami na masce samochodu
- Jestem trenerem i jestem odpowiedzialny za wyniki. Nie zamierzam od tego uciekać. Wybieram drużynę, skład, dobieram współpracowników, ale moje słowo jest zawsze ostatnie. Po złej pierwszej połowie w Gdyni bałem się, że będzie gorzej w drugiej. To dla nas światełko w tunelu. Musimy usiąść i porozmawiać o tym, jak wyjść z kryzysu - stwierdził szkoleniowiec.
Dziennikarze poprosili też, by odniósł się do okrzyku kibiców swojej drużyny: "Prawda jest taka, nie chcemy tutaj Jozaka". Nie chciał jednak tego zrobić, stwierdził, że nie słyszał tego okrzyku. Przyznał za to, że drużyna ma kryzys.
- Nie ukrywam tego. Przed nami faza play-off, chcemy wierzyć, że nie wszystko jest stracone. Mamy trochę problemów, w ofensywie i defensywie. Musimy porozmawiać, choć nie czuję radykalnych nastrojów w zespole. Nie możemy uciekać od tego, co się dzieje, ale trzeba ruszyć do przodu - stwierdził.