Cichy bohater Łukasz Piszczek. "Jest legendą tego klubu"

Getty Images / Maja Hitij/Bongarts / Na zdjęciu: Łukasz Piszczek
Getty Images / Maja Hitij/Bongarts / Na zdjęciu: Łukasz Piszczek

W Borussii Dortmund zapracował sobie na status legendy. Choć z reguły pozostaje w cieniu, jest jednym z najważniejszych piłkarzy BVB. - To żywy pomnik i ikona tego klubu - przekonują w stolicy Westfalii.

Lars Ricken: "Jest legendą tego klubu". Carsten Cramer (dyrektor Borussii Dortmund): "To żywy pomnik Borussii". Hans-Joachim Watzke: "Prawdziwa ikona". Prezes BVB miał też powiedzieć, że nikt na ulicach Dortmundu nie może powiedzieć na niego złego słowa. I nie trudno w to uwierzyć.

Tak, Łukasz Piszczek zasłużył sobie na miano legendy klubu ze stolicy Westfalii. Nie tylko znakomitą postawą na boisku, dzięki której był wybierany najlepszym prawym obrońcą Bundesligi. Przede wszystkim sumiennością i charakterem, dzięki któremu wciąż gra w piłkę i nadal jest fundamentem całej drużyny. Był bowiem czas, w którym on sam myślał, że już nie wróci na boisko.

- Obudziłem się po operacji i byłem w szoku, gdy lekarz powiedział mi, jak była poważna. Wynikało z tego, że może być ciężko w ogóle wrócić na boisko. Sam przez moment też miałem czarne myśli - wspominał Piszczek czerwiec 2013 roku. Miał wtedy za sobą jeden z najlepszych okresów w karierze - spisywał się znakomicie i razem z Borussią Dortmund awansował do finału Ligi Mistrzów.

Dopiero po pewnym czasie okazało się, że wiosną reprezentant Polski grał na zastrzykach przeciwbólowych. Wszystko przez kontuzję biodra, która wielu innym zawodnikom nie pozwoliłaby na normalne funkcjonowanie. Piszczek zaciskał jednak zęby i robił wszystko, żeby pomagać drużynie.

Ryzykowanie co tydzień swojego zdrowia miało swoją cenę. Polak zyskał ogromne uznanie wśród kibiców Borussii, jednak powrót do gry po wspomnianej już operacji trwał bardzo długo. Piszczek wrócił na boisko po pół roku, ale walka o odzyskanie wysokiej formy trwała aż kilkanaście miesięcy.

Jak sam mówi, przeżywał wtedy najtrudniejszy czas. - Nie potrafiłem odnaleźć w sobie radości z gry w piłkę nożną - wspominał. Bardzo pomogła mu wówczas współpraca z psychologiem, Kamilem Wódką. - To wszystko było niesamowicie trudne, ale udało mi się wrócić do równowagi. Dzięki naszej pracy znów cieszę się z gry - mówił wiosną ubiegłego roku.

Wytrwałość się opłaciła. Piszczek był jednym z liderów reprezentacji Polski w eliminacjach do EURO 2016, na samym turnieju, a także podczas eliminacji do zbliżających się mistrzostw świata w Rosji. Adam Nawałka nie wyobraża sobie bez niego podstawowej "11", podobnie jak inni zawodnicy, dla których jest nie tylko gwarantem solidności na boisku, ale przede wszystkim autorytetem poza nim.

Bo choć niewiele mówi, jest jednym z liderów w szatni, a z jego opinią liczą się bez wyjątku wszyscy. Piszczek to przykład, że uznanie i charyzmę można zyskać nie tylko krzykiem i byciem w centrum uwagi. On trzyma się w cieniu, przemawia rzadko, ale tak, że wszyscy słuchają. Jak ujawnił "Przegląd Sportowy", także selekcjoner.

To Piszczek był jednym z tych, którzy najmocniej radzili Nawałce, by ten nie podejmował zdecydowanych decyzji po aferze alkoholowej, jaka miała miejsce jesienią 2016 roku. Trener zaufał zawodnikowi, sprawa została załatwiona w szatni, a zespół odwdzięczył się szkoleniowcowi wywalczając awans do mistrzostw świata z pierwszego miejsca w grupie.

Podobnie jest w klubie. Trenerzy się zmieniają, szatnia ulega zmianie, ale Piszczek wciąż pozostaje jednym z liderów Borussii Dortmund. Gdy był jednym z trzech naszych rodaków występujących na Signal-Iduna Park, pozostawał w cieniu Jakuba Błaszczykowskiego i Roberta Lewandowskiego. Obu już jednak tam nie ma, on jest. Choć nie brakowało chętnych na jego pozyskanie.

Hiszpańska prasa wielokrotnie wymieniała jego nazwisko w kontekście transferu do Barcelony, a w głosowaniach kibiców na najlepszego kandydata do gry na prawej obronie tego klubu, zawsze zajmował wysokie miejsce. Z kolei na Wyspach Brytyjskich łączono go z Arsenalem Londyn.

Chciał go też Real Madryt prowadzony wówczas przez Jose Mourinho. Królewscy zgłosili się w tej sprawie do klubu, jednak prezes BVB Hans-Joachim Watzke miał powiedzieć mu osobiście: "do żadnego Realu Cię nie puszczę".

Dzisiaj przekonuje, że absolutnie nie żałuje pozostania w Dortmundzie. W tym mieście czuje się znakomicie, jest bardzo szanowany przez kibiców, u których ma status legendy klubu, na który zapracowało sobie w ostatnich latach bardzo niewielu piłkarzy.

W marcu Piszczek przedłużył kontrakt z Borussią do 2020 roku i zapowiedział, że w tym miejscu chce zakończyć karierę. Watzke był zachwycony decyzją zawodnika i już szykuje mu miejsce na pracę w klubie w innej roli. Polak ma jednak inne plany. Zapowiedział, że po wygaśnięciu umowy z BVB najpierw wróci do swojego pierwszego klubu z Goczałkowic, którego wiceprezesem wciąż jest jego ojciec.

- Będę tam grał dla własnej satysfakcji - przekonuje. W małej wsi na południu Polski już i tak nie mogą się go nachwalić. Piszczek bardzo pomaga finansowo w funkcjonowaniu klubu a wkrótce planuje wybudować tam akademię piłkarską dla najmłodszych. Fundacja jego imienia sfinansuje nowe boiska, trybuny, budynek główny i całe zaplecze dla wychowanków.

Koszt budowy kompleksu (sześć milionów złotych) a także utrzymanie akademii (rocznie ponad pół miliona) również weźmie na siebie jego fundacja. Wstępne umowy już zostały podpisane.

Pytany o ten gest Piszczek odpowiada, że on tylko pomaga. Tak jak od 2010 roku pomaga Borussii Dortmund, a od 11 lat reprezentacji Polski. Tak się tworzy historię.

ZOBACZ WIDEO Robert Lewandowski: Sami nie wiemy na co nas stać

Źródło artykułu: