Tylko przez przypadek uniknął śmierci w wieku 11 lat, ukrywał się przed mordercami, spędził lata w sierocińcu. Dziś jest jednym z czołowych piłkarzy mistrza Anglii i liderem reprezentacji, która mierzy w sukces na mistrzostwach świata w Rosji. Victor Moses przebył bardzo długą drogę, aby osiągnąć sukces.
Dzisiaj jest podstawowym zawodnikiem Chelsea Londyn i ulubieńcem kibiców ze Stamford Bridge. Zasłużył sobie na ich uznanie przede wszystkim znakomitą grą w ubiegłym sezonie, gdzie był czołowym skrzydłowym całej Premier League. Nigeryjczyk był jedną z sił napędowych The Blues, która sięgnęła po mistrzostwo.
A jeszcze kilka lat wcześniej wydawało się, że londyński klub to dla niego za wysokie progi. Trafił tam w 2012 roku po udanym sezonie w Crystal Palace, jednak nie udało mu się wywalczyć miejsca w podstawowej "11". Był jednak pełnoprawnym członkiem drużyny, co zmieniło się po przyjściu Jose Mourinho.
- On w ogóle ze mną nie rozmawiał, nie mieliśmy żadnego kontaktu - wspomina ten czas Moses. Portugalczyk nie widział dla niego miejsca w klubie, który oddawał go kolejno na wypożyczenia - Liverpoolu, Stoke City, West Ham United. W 2016 roku wrócił do Chelsea, z niewielkimi nadziejami na grę.
ZOBACZ WIDEO Tomasz Frankowski: Krychowiak fundamentem kadry. Bardziej niż Lewandowski!
Jego sytuację zmienił jednak Antonio Conte. Włoch postawił na Mosesa, który idealnie pasował mu do systemu gry z wahadłowymi pomocnikami. - Trudno mi pojąć, dlaczego wcześniej nie dano mu tutaj szansy. To świetny zawodnik, doskonale pasujący do tej roli - oceniał menedżer Chelsea.
34 mecze w Premier League, gole, asysty i wielki udział w zdobyciu oczekiwanego tytułu przez fanów The Blues. - Jest dla mnie wyjątkowy. Jego oddanie i poświęcenie to wielka sprawa - po kilku latach, w których nikt go tu nie chciał, nie poddał się i teraz cała drużyna czerpie z tego korzyści - nie mógł się go nachwalić Ian Wright, były znakomity angielski napastnik, gdy Chelsea sięgała po tytuł.
Determinacja i poświęcenie to cechy, bez których Moses nigdy nie zaistniałby w futbolu. A gdyby nie szczęśliwy zbieg okoliczności, od 16 lat nie byłoby go na świecie.
Tego dnia wyszedł pograć z kolegami w piłkę na ulicach Kaduny. Dzień zaczął się typowo, jednak zmienił całe jego życie. Gdy wrócił, jego dom był splądrowany, a rodzice leżeli martwi na podłodze. Jego ojciec Austin był katolickim pastorem i został zamordowany wraz z żoną Josephine przez muzułmanów. Gdyby nie piłka, spotkałby go ten sam los.
Jeszcze przez kilka tygodni 11-latek ukrywał się u znajomych, ponieważ mordercy jego rodziców szukali i jego. Wkrótce dzięki pomocy otrzymał bilet i wsiadł w samolot do Londynu. Jako nastolatek ubiegający się o azyl trafił do sierocińca. Gdy zaczął naukę w szkole w dzielnicy Norwood, szybko okazało się, że piłka nożna może kolejny raz odmienić jego los.
W rozgrywkach juniorskich bił rekordy, występował także z powodzeniem w reprezentacji Anglii. Jego nazwisko trafiło wkrótce do notesów skautów Crystal Palace. I gdy Moses miał 17 lat, trafił do tamtejszej akademii. Reszta historii jest już znana.
Mimo występów w drużynach juniorskich reprezentacji Anglii, jego jedynym wyborem jeśli chodzi o grę w dorosłej kadrze mogła być Nigeria. Od kilku lat jest podstawowym graczem Super Orłów, a po odejściu starszych zawodników jest dzisiaj jednym z liderów swojej drużyny, która jak burza przeszła przez eliminacje do MŚ w Rosji.
Tam Nigeryjczycy chcą nawiązać do sukcesów z lat 90-tych, gdy pokolenie Rashida Yekiniego potrafiło sprawiać problemy największym z największych. Młodzi kibice nie chcą już wspominać spotkań z Włochami (1994) czy Hiszpanią (1998), tylko być świadkami nowej historii.
Jeśli ktoś ma ich poprowadzić do sukcesów, to właśnie Moses, który mimo koszmarnych wspomnień nigdy nie wyparł się swojego kraju. Regularnie podróżuje do Nigerii, gdzie zachęca najmłodszych do poświęcenia się piłce. On sam jest najlepszym przykładem, że futbol może uratować życie.