Miał wadę serca, w lutym stracił przytomność. Polski bramkarz zdradza kulisy tragicznej śmierci piłkarza

Materiały prasowe / berlinersc-fussball.de / Na zdjęciu: Damantang Camara
Materiały prasowe / berlinersc-fussball.de / Na zdjęciu: Damantang Camara

Mateusz Mika był na treningu Berlinera SC, gdy Damantang Camara stracił przytomność. Okazuje się, że Gwinejczyk wiedział o problemach z sercem i nie powinien grać w piłkę.

W połowie marca Niemcami wstrząsnęła wiadomość o tragicznych wydarzeniach na treningu szóstoligowego Berlinera SC. Damantang Camara nagle stracił przytomność. Wezwano pogotowie, które zabrało 24-letniego piłkarza do szpitala. Niestety, napastnik pochodzący z Gwinei niedługo potem zmarł. Wszyscy członkowie klubu z Berlina do dzisiaj nie potrafią się otrząsnąć po tej tragedii.

Tak się składa, że w Berlinerze gra polski bramkarz, Mateusz Mika, który w przeszłości był zawodnikiem m.in. Polonii Bytom i Ruchu Radzionków. "Miki" był świadkiem strasznych wydarzeń.

- Natychmiast zatelefonowaliśmy pod numer alarmowy i rozpoczęliśmy reanimację. Po kilkunastu minutach przyjechali strażacy, zaraz potem ambulans ratunkowy. Dami został zabrany do szpitala, ale lekarz nie krył, że jego stan jest bardzo ciężki. Pojechał z nim tylko trener, a my - wszyscy bez wyjątku - czekaliśmy na wieści od niego. Zadzwonił po kilkudziesięciu minutach - z tą najgorszą informacją… - opowiada w dzienniku "Sport".

Najbardziej szokujący jest jednak fakt, że Camara miał poważne problemy zdrowotne i świetnie zdawał sobie z nich sprawę. Wszystko zaczęło się w lipcu 2014 roku. Gwinejczyk grał wówczas w IV ligowej Viktorii Berlin. Przed meczem stracił przytomność, a szczegółowe badania wykazały wadę serca i to na tyle poważną, że lekarze nie zgadzali się na uprawianie sportu.

"Dami" zniknął z futbolu na ponad dwa lata. Od 2016 roku gra w amatorskich ligach. Wada serca jednak o sobie przypomniała w lutym. W meczu ligowym z TSV Rudow był ostatni sygnał ostrzegawczy.

- Wszedł na boisko z ławki, by - po paru minutach - stracić przytomność. Odzyskał ją po kilku sekundach i dograł, na własne życzenie, do końca. Trener długo potem z nim rozmawiał… Ale jak zawsze usłyszał to samo: „Wiem, co robię”. Cóż, Dami dorosły był, trudno mu było zabronić gry i treningów… - opowiada Mika.

Niestety, Camara po raz kolejny zignorował problemy zdrowotne, a kilka tygodni później już nie było szczęśliwego zakończenia.

ZOBACZ WIDEO Thiago Cionek zatrzymał wielki Juventus [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Komentarze (1)
avatar
Pan wszystkich Panów
18.03.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
VI liga...to nasza B klasa?