34-letni Miroslav Radović od wakacji pauzował z powodu kontuzji. Był to jego pierwszy mecz ligowy w tym sezonie. Wszedł na kilka minut za Jarosława Niezgodę i dostał swoją szansę. To właśnie on został wyznaczony do rzutu karnego, który, jak się okazało, dał Legii Warszawa 3 punkty.
- Wiele osób we mnie nie wierzyło, że można w tym wieku wrócić po poważnej kontuzji. chciałem pokazać, że Rado jest w stanie jeszcze coś dać - mówił Radović w rozmowie pomeczowej z reporterką Canal Plus.
To była szalona końcówka meczu z Zagłębiem Lubin. Od 68. minuty Legia prowadziła 2:1, ale w doliczonym czasie gry gospodarze wyrównali. A potem strzelili Wojskowi i było to ostatnie zagranie meczu.
- Można było zwariować. My kontrolowaliśmy sytuację, ale było nerwowo. Mecz na pewno mógł się podobać, było widowisko, liczą się trzy punkty - skomentował Radović.
Pytany o "ciśnienie przy karnym", odpowiedział: - Sędziemu nie udało się utrzymać spokoju. Ale najważniejsze, że się udało. Ja lubię, jak jest trudno, gdy trzeba brać na siebie odpowiedzialność. Lubię brać ciężar na swoje bark - dodał.
ZOBACZ WIDEO Radosław Gilewicz: Kuba Błaszczykowski ma swoją wartość. Będzie świetnie przygotowany