Pierwsza część rundy była dla Śląska Wrocław jak z bajki. Wprawdzie dwie porażki na samym starcie zepchnęły wrocławian w odmęty strefy spadkowej, lecz zespół błyskawicznie zaczął piąć się w tabeli. Duże nazwiska i pieniądze, lukratywne kontrakty - już dawno nie obserwowano na Dolnym Śląsku takiego przepychu. Największą gwiazdą na piedestale był oczywiście trafiający jak na zawołanie Marcin Robak.
Wychowanek Konfeksu Legnica osiągnął szczyt formy we wrześniu i na swoich barkach pociągnął drużynę do dwóch niezwykle istotnych oraz prestiżowych zwycięstw z Legią Warszawa oraz Lechem Poznań. Śląsk grał nie tylko pięknie, ale i niezwykle skutecznie. Przez długi czas zajmował wysoką lokatę w tabeli, a na większość rywali patrzył z góry.
Sen prysnął jak bańka mydlana po meczu z Wisłą Kraków, który przerwał passę dziewięciu spotkań bez porażki. WKS zaprezentował się wówczas fatalnie i praktycznie nie zagroził Białej Gwieździe. Z czasem Jan Urban miał coraz większe problemy kadrowe - liczne kontuzje i wykluczenia przetrzebiły skład tak skutecznie, iż niezbędne okazały się posiłki z zespołu rezerw.
Niespodziewany marazm dopadł jednak przede wszystkim Marcina Robaka. W spotkaniu z Pogonią Szczecin potrafił po raz ostatni zachwycić wrocławską publikę. Jego dublet wydatnie przyczynił się do efektownego 3:0. Nie możemy jednak zapominać, że Śląsk już wtedy mierzył się z ostatnią drużyną w tabeli, a inny wynik niż zdobycie trzech punktów mógł zostać potraktowany jako sabotaż.
Od tego czasu upłynęło sześć kolejek, a 35-latek zapomniał jak trafiać do siatki. Przeciwko Lechii Gdańsk nie wykorzystał nawet rzutu karnego, co wcześniej zdarzało mu się bardzo rzadko. Zarówno w spotkaniu z Piastem Gliwice, jak i we wtorkowej rywalizacji przeciwko Bruk-Betowi Termalice Nieciecza, miał piłki meczowe i powinien rozstrzygnąć losy rywalizacji na korzyść swojej drużyny. Blokada mentalna okazała się potężniejsza.
Bez goli Robaka Śląsk przestał wygrywać. Nieco szczęśliwe i przypadkowe zwycięstwo w meczu derbowym przeciwko Zagłębiu Lubin wciąż utrzymuje wrocławian na powierzchni i pozwala na zachowanie bezpiecznego dystansu od strefy spadkowej. Jednak kiepskie wyniki, a przede wszystkim regularne wyjazdowe klęski, bardzo zaniepokoiły działaczy, a także głównego "sponsora" klubu, jakim od wielu lat pozostaje miasto. Śląsk jako jedyny w tym sezonie nie zaznał jeszcze smaku triumfu w delegacji. Nie dziwi więc fakt, że negatywne zdanie na temat poczynań drużyny ma nawet sam prezydent miasta Wrocławia Rafał Dutkiewicz.
Sytuację próbuje ratować jak może Arkadiusz Piech. Napastnik WKS-u niejako wyszedł z cienia Marcina Robaka, ale jego bramki pozwoliły zdobyć Śląskowi jedynie punkcik przeciwko Piastowi Gliwice. Posada Jana Urbana wisi na włosku. W kuluarach mówi się o jego zwolnieniu jeszcze przed piątkowym meczem z Jagiellonią Białystok. Zespół miałby poprowadzić mistrz Polski z 2012 roku - Dariusz Sztylka, piastujący dotąd rolę asystenta, a także szkoleniowca rezerw.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: nie do wiary! Rosjanin spudłował z dwóch metrów