Tomasz Skrzypczyński: Od cudotwórcy do winnego (komentarz)

PAP / Bartłomiej Zborowski / Na zdjęciu Jacek Magiera
PAP / Bartłomiej Zborowski / Na zdjęciu Jacek Magiera

Po kilku tygodniach pracy z Legią kibice chcieli nosić go na rękach. Po kilku miesiącach doprowadził klub do mistrzostwa, a po kolejnych kilku został zwolniony. Jacek Magiera znów opuścił swój dom, choć raczej na zasadzie eksmisji.

Gdy we wrześniu 2016 roku objął stanowisko trenera Legii Warszawa, wracał do domu. Najpierw jako piłkarz, a potem jako asystent kolejnych trenerów spędził w stolicy blisko 16 lat. Łazienkowska okazała się jednak jego domem tylko na rok - w środę Jacek Magiera został zwolniony z posady pierwszego szkoleniowca Legii.

Gdy przejmował drużynę po Besniku Hasim, ta wyglądała niczym mityczna stajnia Augiasza. Skłócona, nie mówiąca jednym głosem (dosłownie i w przenośni). Po fatalnym początku sezonu w ekstraklasie i wstydliwej porażce z Borussią Dortmund w Lidze Mistrzów (0:6).

Wystarczyło kilka tygodni, a Magiera poukładał zespół po swojemu. Efekty? Przerosły oczekiwania kibiców, bo nikt nie spodziewał się takiego spotkania jak z Realem Madryt. Prowadzona przez Magierę Legia zremisowała 3:3, potem pokonała Sporting i awansowała do wiosennej fazy Ligi Europy, a w lidze dogoniła najgroźniejszych rywali.

Magiera był na ustach wszystkich i nie brakowało głosów, że oto objawił się nam przyszły selekcjoner reprezentacji Polski. Co niektórzy już prognozowali nawet datę ustąpienia Adama Nawałki i postawienia na młodego szkoleniowca. W to, że poprowadzi Legię do mistrzostwa Polski, nie wątpiono.

ZOBACZ WIDEO Kolejny gol Zielińskiego. Zobacz skrót meczu Bologna - Napoli [ZDJĘCIA ELEVEN]

I ostatecznie tytuł wylądował na Łazienkowskiej, choć gra nie była już porywająca. Z kolei z Ligi Europy zespół odpadł już po starciach w 1/16 finału. W większości spotkań Legia męczyła swoją grą i siebie i kibiców, a mecze niejednokrotnie wygrywał jej Vadis Odjidja-Ofoe. Nie było już bowiem Nemanji Nikolicia, Aleksandara Prijovicia, a kontuzja spowodowała obniżkę formy Miroslava Radovicia. W ich miejsce nie sprowadzono NIKOGO wartościowego.

Z kolei po sezonie odszedł i Ofoe. Nowy-stary właściciel klubu Dariusz Mioduski i jego ludzie ociągali się z transferami i piłkarze trafiali do drużyny, gdy ta już rozpoczęła sezon (Armando Sadiku). Inni przybyli do stolicy z widoczną gołym okiem nadwagą (Hildeberto). Było śmiesznie i straszno. "Efekt" tych działań przeszedł jednak najśmielsze oczekiwania - po porażkach z Astaną (Kazachstan) i Sheriffem Tyraspol (Mołdawia) drużyna już w sierpniu pożegnała się z Europą.

O problemie Legii świadczyły jednak nie tylko wyniki, a wypowiedzi piłkarzy. Butni, przekonani o swojej wielkości, obrażeni na dziennikarzy, wręcz aroganccy. Oddający trzy celne strzały na mecz, mówiący w wywiadach że wszystko jest OK. Że to oni wiedzą lepiej, w końcu to oni grali w Lidze Mistrzów, a nie dziennikarze i kibice.

Z kolei na łamach mediów trwała przepychanka między obecnym a byłym właścicielem, z klubu wypływały szczegóły podpisanych kontraktów. To była prowizorka. Wszystko przekładało się na boiskowe wyniki.

W ostatnią sobotę Legia przegrała we Wrocławiu ze Śląskiem (1:2), doznając trzeciej porażki w ósmym meczu. Dariusz Mioduski postanowił zareagować - piłkarze pozostali jednak nietknięci (nie licząc zamrożenia wyjściówek). We wtorek zwolniony został Jacek Magiera oraz pełniący funkcję dyrektora sportowego Michał Żewłakow.

Choć na oficjalnej stronie klubu prezes klubu mówi, że była to bardzo trudna decyzja, wydaje się, że wręcz najłatwiejsza. Łatwiej zwolnić trenera, niż zapewnić mu najlepsze warunki do pracy (czytaj: piłkarzy).

Źródło artykułu: