W Kielcach znów zapanowała moda na Koronę. Pękające w szwach trybuny, rywalizacja z liderem i ostatni przed własną publicznością mecz trenera Macieja Bartoszka - to wszystko sprawiło, że pojedynek z Legią zapowiadał się niezwykle ciekawie. - Mamy swoje cele i zamierzamy podejść na 120 procent. Legia nie dostanie nic za darmo - przekonywał Rafał Grzelak.
Swoje cele mieli również w Warszawie. - Teraz jesteśmy dwa punkty przed wszystkimi. Wszystko w naszych rękach i nogach. Walczymy o to, by zakończyć sezon tak, jak zakładaliśmy i jak marzyliśmy - mówił Jacek Magiera, opiekun najlepiej prezentującej się na wyjazdach drużyny w Lotto Ekstraklasie.
Od samego początku nikt nie odstawiał nóg. Pressing gonił pressing, a temperaturę na murawie podgrzewało nie tylko świecące słońce. Pierwsi blisko zdobycia gola byli kielczanie. W 12. minucie doskonałą okazję do pokonania Arkadiusza Malarza miał Miguel Palanca - uderzenie Hiszpana zablokował Michał Pazdan. Kilkanaście sekund później futbolówka co prawda zatrzepotała w siatce legionistów, ale prowadzący zawody Jarosław Przybył nie uznał tego trafienia.
Koroniarze próbowali przycisnąć, szarpali skrzydłami. W 22. minucie po nieporozumieniu formacji obronnej mogli jednak zostać skarceni. Prawdziwą "setkę" mieli Wojskowi, ale szczęście szybko sobie przypomniało o gospodarzach, ponieważ Thibault Moulin nie zdołał pokonać Milana Borjana. To była zapowiedź kłopotów złocisto-krwistych.
ZOBACZ WIDEO Juventus Turyn wygrał przed finałem Ligi Mistrzów - zobacz skrót meczu [ZDJĘCIA ELEVEN]
Podopieczni Bartoszka bardzo chcieli sprostać oczekiwaniom fanów, lecz nie do końca radzili sobie w środku pola, przez co narażali się na szybkie kontry rozpędzającego się rywala. Po jednej z nich słupek ostemplował Guilherme. Opaczność opuściła Koronę w 35. minucie. To wtedy próbkę swoich nieprzeciętnych umiejętności dał Vadis Odjidja-Ofoe. Podanie 28-latka z zimną krwią wykorzystał Dominik Nagy, dzięki czemu mistrzowie Polski schodzili na przerwę w dobrych nastrojach.
Niewiele brakowało a tuż po wyjściu z szatni mieliby podwójną przewagę. Znów całą robotę wykonał Ofoe, a z kolejnej asysty "okradł" go Miroslav Radović, pudłując w dogodnej sytuacji.
Sztab scyzoryków widząc, że coraz mocniej zaczynają oni odstawać od przyjezdnych postanowił ratować się zmianami - weszli Mrozik i Marković. Czy to coś dało? Długo nie. Korona fragmentami była bezradna w ataku, notując całą masę strat. Taki stan rzeczy odpowiadał lepiej poukładanej Legii, której przedostawanie się pod pole karne Borjana przychodziło ze znacznie większą łatwością. I to właśnie ta swoboda przy operowaniu piłką robiła różnicę.
Wszystko mogło się zmienić w ostatnim kwadransie. Wtedy też Korona zaczęła ryzykować. Po strzale z woleja mógł wyrównać Kiełb, wyciągnięty jak struna Malarz nie dał się zaskoczyć. Piłkarze Magiery nie byli dłużni i mogli "zamknąć" ten mecz - próbowali Hamalainen, Ofoe czy Broź, wszystkim brakowało skuteczności. Ostatecznie ambicja nie wystarczyła i Korona musiała uznać wyższość Legii, która jest o krok od obrony tytułu.
Korona Kielce - Legia Warszawa 0:1 (0:1)
0:1 - Dominik Nagy 35'
Składy:
Korona Kielce: Milan Borjan - Bartosz Rymaniak, Bartosz Kwiecień, Rafał Grzelak, Ken Kallaste (46' Jakub Mrozik) - Miguel Palanca, Mateusz Możdżeń, Jakub Żubrowski, Nabil Aankour (74' Jakub Kotarzewski), Jacek Kiełb - Maciej Górski (55' Vanja Marković).
Legia Warszawa: Arkadiusz Malarz - Łukasz Broź, Maciej Dąbrowski, Michał Pazdan Adam Hlousek - Michał Kopczyński, Thibault Moulin, Vadis Odjidja-Ofoe, Guilherme (89' Jakub Rzeźniczak), Dominik Nagy (80' Daniel Chima Chukwu) - Miroslav Radović (74' Kasper Hamalainen).
Żółte kartki: Rafał Grzelak, Bartosz Kwiecień, Bartosz Rymaniak, Jakub Mrozik, Milan Borjan (Korona) oraz Łukasz Broź, Dominik Nagy, Arkadiusz Malarz (Legia).
Sędzia: Jarosław Przybył (Kluczbork).
Widzów: 15 000.
To jeszcze MASŁO