O karierze piłkarskiej Leonardo Jardima nie można powiedzieć nic. Gdzieś kopał w piłkę jak wielu przed nim, ale piłkarza o takim nazwisku w światowych kronikach nie odnotowano. Pewnie dlatego, że już zanim wszedł w wiek seniora, zrozumiał, co chce robić w życiu. I zgodnie z powiedzeniem Arrigo Sacchiego, choć nie był koniem, stał się dziś jednym z najlepszych dżokejów nowej generacji. Wiktorem Frankensteinem futbolu, który stworzył potwora z Monaco, wielką sensację tegorocznej Ligi Mistrzów.
Zawodnicy chwalą go za fantastyczne czytanie gry i podejście do zespołu.
- Świetnie wyczuwa potrzeby zespołu i zawodników - mówi o nim Radamel Falcao, napastnik tej nowej pięknej siły europejskiego futbolu.
Do klubu przyszedł w dość trudnym momencie. AS Monaco pod koniec sezonu 2013-14 zajęło 2. miejsce w lidze, ale wiele wskazywało na to, że dominacja Paris Saint-Germain nie skończy się zbyt wcześnie. Zespół ze stolicy Francji, utrzymywany przez katarskich szejków, miał ambicje stworzenia ogólnoświatowej potęgi.
Żeby było jasne, Monaco nigdy nie było klubem biednym, więc trudno mówić tu o historii o kopciuszku. W 2015 roku klub miał budżet w wysokości 250 milionów euro. Wciąż niemal o połowę mniejszy niż PSG. Przez dwa sezony kończył jednak na trzecim miejscu w tabeli Ligue 1. Dopiero teraz przyszło prawdziwe przełamanie.
ZOBACZ WIDEO Primera Division: Atletico postraszyło Real. Nokaut przed Ligą Mistrzów [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Jardim zaczynał bardzo wcześnie, od prowadzenia drużyn młodzieżowych w lokalnym klubiku Santacruzense.
- Już jako chłopak odkryłem swoją pasję w tym zawodzie. Miałem osiemnaście lat, gdy poprowadziłem zespół do lat 10. Od tego momentu zrobiłem kilka dużych kroków. Byłem trenerem młodzieży, asystentem, prowadziłem zespoły w czwartej i trzeciej lidze. I tak dalej. Zawsze mam dwa cele: wyciągnąć z każdego piłkarza to co ma najlepsze i oprzeć metody na ćwiczeniach z piłką. Piłka nożna to piłka nożna. Zawodnicy kochają grać - mówi Jardim.
Szybki początek i start w roli pierwszego trenera w wieku zaledwie 27 lat, sprawił, że w tej chwili, jako zaledwie 42-latek, ma już 15 lat doświadczenia. A to jak mówi, jest bezcenne.
- Doświadczenie pozwala podejmować lepsze decyzje i popełniać mniej błędów - zaznacza.
Jest kolejnym portugalskim szkoleniowcem po Jose Mourinho i Andre Villasie-Boasie, który przebił się do szeroko rozumianej światowej czołówki. Kolejnym ze "stajni" Vitora Frade, wielkiego portugalskiego nauczyciela futbolu, według wielu ekspertów, największego współczesnego teoretyka, wynalazcę periodyzacji taktycznej. Żeby zrozumieć choć trochę Jardima, trzeba zrozumieć choć trochę Frade.
- Mówiąc w dużym skrócie, w metodologii konwencjonalnej, treningi oparte są na szkoleniu linearnym. Ćwiczy się pewne ogólne elementy techniczne czy organizacji gry. Tutaj jest inaczej. Każdy trener ma swój autorski sposób gry, który będzie wprowadzał w życie w określonym środowisku, do którego będzie dążył. Proces treningowy jest podporządkowany stałemu doskonaleniu sposobu gry - mówi Tomasz Tchórz, polski trener młodzieży, który był na stażach w Sportingu i Benfice a obecnie uczy się i pozostaje w stałym kontakcie z Frade.
Jardim mówi: - Nie jest istotne, czy gramy przeciwko PSG, Tottenhamowi czy Manchesterowi City. Najważniejsze jest jak my chcemy grać.
W grze Jardima można na przykład rozpoznać dużo ataków skrzydłami, ale też świetne wykorzystanie napastników, którym urodzony w Wenezueli szkoleniowiec zapewnia dużo swobody na boisku. Zresztą jest to jedna z podstawowych zasad uczniów Frade.
- To tzw. wspólny kompromis. Zawodnik porusza się w pewnych określonych granicach, ale może w nich robić to co uważa za najlepsze. Ma pole do indywidualnej ekspresji - mówi Tchórz.
I to potwierdza Kylian Mbappe, zabójcza broń Jardima, cudowne dziecko francuskiej piłki: - Lubię dużo ruchu na boisku i trener daje mi dużo wolności, z lewej strony, z prawej, po środku - wyjawił piłkarz w rozmowie z uefa.com.
Daje się wyszaleć młodzieży. Już gdy prowadził Sporting Lizbona, całkowicie zmienił koncepcję zespołu. Zespół był po tragicznym, jak na swoje warunki sezonie, gdy zajął siódme miejsce w lidze. Gdy przejął o Jardim, od razu postawił na wychowanków akademii. Drużyna rok później zdobyła wicemistrzostwo kraju. Nie tylko zdobyła o 25 punktów więcej, ale też strzelił o 18 goli więcej i straciła o 16 mniej niż sezon wcześniej.
Miał zostać w Sportingu jeszcze przez jeden sezon, ale nie mógł odmówić Monaco. Choć trzeba pamiętać, że dla Francuzów był wciąż postacią półanonimową.
Dziennik "Le Monde" w 2014 roku powitał go we Francji słowami: "Pojawił się niczym UFO w klubowej konstelacji gwiazd".
Dziś pewnie, patrząc na kosmiczny futbol prezentowany przez zespół, mogliby napisać dokładnie to samo, jednak w zupełnie innym kontekście.
W anonsowanym na mecz z Juventusem przez media składzie, jest zaledwie 3 doświadczonych zawodników, w tym nasz Kamil Glik, oraz aż 8 młodych zawodników, z których najstarszy ma 24 lata.
Pracę Jardima cechuje niesamowita dbałość o szczegóły. Już prowadząc zespoły na poziomie trzecioligowym, zachowywał się, jakby prowadził drużynę mistrzów świata. I to przykuło uwagę pracodawców. Kieruje się zasadą wspólną dla "ewangelistów kościoła Frade", która mówi, że sposób gry jest jak religia, to jemu trzeba wszystko podporządkować, każdy gest, każde słowo. Stąd bierze się "intencjonalność zespołowa", kolejne magiczne sformułowanie. Polega na tym, by zawodnicy w podświadomości, również w momencie obniżonej koncentracji, zachowywali się w określony sposób.
Prowadzone przez Jardima Monaco ma wielką szansę na swój najlepszy sezon w historii. Po pierwsze gra fantastyczną ofensywną piłkę. W 34 meczach ligowych strzelił już 95 goli, w Lidze Mistrzów, w 4 meczach fazy play-off wbił Manchesterowi City i Borussii Dortmund 12 bramek. Że 9 stracił to inna sprawa.
Efekty? Zespół jest bliski mistrzostwa Francji, jest też tylko o krok od finału Ligi Mistrzów. Choć trzeba pamiętać, że w tym momencie każdy krok musi być krokiem milowym.
Oglądaj rozgrywki francuskiej Ligue 1 na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)