Piotr Tafil: Po meczu z Polonią Słubice, długo siedział pan z piłkarzami w szatni. Podejrzewam, że było gorąco…
Janusz Kudyba: Zgadza się. Po takim widowisku można stracić wszystkie chęci i ochotę na podejmowanie jakichkolwiek decyzji odnośnie dalszej gry zespołu. To była kompromitacja. Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek jako piłkarz grał w takim meczu, jak ten z Polonią Słubice.
To może pokusi się pan teraz o przeanalizowanie przyczyn tej kompromitacji?
- Polonia pod wodzą nowego trenera zagrała bardzo agresywnie, a my nie podjęliśmy walki. Zabrakło przede wszystkim charakteru. O ile w meczu z Elaną, ten charakter był, to w sobotę zawodnicy odpuścili. Jeżeli nie zostawia się na boisku zdrowia, to trudno liczyć na zwycięstwo, szczególnie z tak dobrze zmotywowanym zespołem, jakim była Polonia. O ile pierwsza połowa jeszcze jako tako wyglądała, to w drugiej goście zupełnie nas zdominowali.
Ten brak ambicji to chyba najpoważniejszy problem piłkarzy Zagłębia. Zresztą sami to po meczu przyznali. Z trybun słychać było, że kibice też mają tego świadomość.
- Przede wszystkim dlatego zostałem z piłkarzami dłużej w szatni. Tak dalej być nie może. Uważam, że walka i determinacja to podstawowe cechy, jakimi powinien legitymować się piłkarz. Bez nich nie ma czego szukać w tym sporcie. Nie dziwię się kibicom, a wręcz przeciwnie, jestem pełen podziwu, że wytrzymali tak długo i prawie do samego końca dopingowali zespół, bo to spotkanie było antyreklamą futbolu.
Czy w tym zespole jest lider? Piłkarz, który potrafi w takich meczach zmobilizować kolegów, ewentualnie swoją postawą pociągnąć grę zespołu w trudnych momentach?
- Właśnie o to chodzi, że brakuje kogoś takiego. Tą rolę ze względu na wiek i doświadczenie stara się pełnić Tomek Łuczywek. Niestety, brakuje mu tych cech przywódczych. Ale niezależnie od tego, zespół pod względem zaangażowania i charakteru nie może tak wyglądać. Jeszcze raz powtarzam, grałem w różnych meczach, ale coś takiego… Tak mogą grać piłkarze, którzy dzień przed meczem bawili się na weselu. Nie może być tak, że jedynym wartościowym piłkarzem, któremu autentycznie zależy na zwycięstwie w tak ważnym meczu jest Krzysiek Myśliwy.
Tragicznie wygląda środek pola. Tomek Szatan skarży się, że nie ma siły na cały mecz, Michał Skórski też gra słabo.
- Zgadza się. W meczu z Polonią obaj zagrali bardzo źle. Nie dogrywali piłek napastnikom, a linia defensywna też nie miała z nich wielkiego pożytku. Przez cały mecz ze środka pola poszły może ze dwie - trzy piłki do skrajnych pomocników. Poza tym przegrywaliśmy tam walkę "wręcz". Doskonale wiem o tym, że Tomek Szatan jest po kontuzji i brakuje mu sił, co zresztą doskonale było widać w meczu. Będę musiał przed następnym spotkaniem mocno przemeblować całą pomoc. Na szczęście wracają Arek Kłoda i Rafał Pietrzak.
Kłoda i Pietrzak raczej w środku pola nie zagrają. Nie widzę alternatywy dla Szatana. Chyba, że zrezygnuje pan z systemu 4-4-2 i wzmocni środek pola kolejnym pomocnikiem.
- Właśnie to chcę zrobić. Przez ten tydzień na treningach będziemy próbowali nowego ustawienia. Cofnę Michała Filipowicza, który w Piaście Gliwice, a przez jakiś czas także w Odrze Opole grał jako pomocnik. W środę mamy gierkę wewnętrzną, zobaczymy czy to wypali.
W meczu z Polonią szybko ściągnął pan z boiska Piotra Smolca, który wprawdzie nie grał wielkiego meczu, ale wypracował bramkę i jako jedyny zawodnik stwarzał zagrożenie na skrzydłach. Czy nie był to błąd?
- Rzeczywiście, Piotrek miał duży udział przy bramce i kilka razy szarpnął na skrzydle, ale też kilka razy bardzo pechowo tracił piłkę. To po jednej z jego strat poszła kontra, Michał Wróbel miał sytuację dwa na jeden i straciliśmy bramkę. Wprowadziłem Krzyśka Bodzionego. Liczyłem na to, że przynajmniej przez te 20 minut uda mu się obsłużyć kilkoma dobrymi piłkami napastników. Niestety, w jego wykonaniu wypadło to bardzo słabo.
W pewnym momencie graliście już czterema napastnikami. Niestety, nadal potwierdza się to, że jedynym pełnowartościowym strzelcem jest Myśliwy. Wierzy pan w to, że z takich piłkarzy, jak Socha czy Hustava, Zagłębie będzie jeszcze miało pożytek?
- Napastnicy praktycznie nie otrzymywali piłek. Krzysiek Myśliwy to piłkarz obdarzony dobrą szybkością i starał się wygrywać pojedynki jeden na jeden, natomiast Michał Filipowicz jest typem piłkarza, który piłkę powinien otrzymywać do nogi. Pozostali napastnicy prezentują się nieźle i strzelają bramki, ale na treningach. Niestety nie znajduje to przełożenia na mecze ligowe.
Zawodnicy nie wierzą już w awans na zaplecze ekstraklasy. A pan?
- Powiem tak… Ten awans od początku był celem dość odległym. W tej chwili doszło do tego, że mamy problemy sami ze sobą. Przynajmniej na razie sprawę awansu trzeba odłożyć ad acta i skupić się na najbliższym meczu. Po takim spotkaniu jak ostatnio musimy się podbudować mentalnie, bo najłatwiej jest usiąść, spuścić głowę i powiedzieć, że jest źle.
Jeżeli nie awans, to środek tabeli, czy walka o utrzymanie?
- Nie jestem człowiekiem, który po jednej, czy dwóch porażkach od razu się załamuje i patrzy przez jakieś ciemne szkło. Nadal uważam, że ten zespół personalnie stać na to, by grać dobre mecze i zdobywać punkty. Liczę na to, że nie będziemy zaabsorbowani grą o utrzymanie.
Ten sezon trzeba dograć do końca, a co później? Bez rewolucji kadrowej chyba się nie obejdzie.
- Zagłębie ma duże tradycje, w tym klubie zawsze będą oczekiwania i to jest normalne. W tym zespole jest jednak wielu dobrych zawodników, szczególnie tych młodszych, którzy niezależnie od tego, czy będą grali o awans, mogą dać z siebie dużo dobrego. Nie można całej winy zwalać na zawodników, bo powtarzam, że wygrywają i przegrywają piłkarze i trener. Cały czas widzę w tych piłkarzach duży potencjał. Gdy wrócą Arek Kłoda, Rafał Pietrzak i Grzegorz Dorobek, to myślę, że będziemy grać piłkę na dobrym poziomie.
Drużynę z Królewskiej Woli zostawił pan na pierwszym miejscu w tabeli, mimo tego, że było tam fatalne boisko, brak warunków do przygotowań i po 100 kibiców na meczu. W Zagłębiu to wszystko jest, ale brakuje wyników. Dlaczego?
- Z Gawinem graliśmy dobrą, ofensywną piłkę. Przez trzy sezony byliśmy w ścisłej czołówce drużyn, które strzelały najwięcej bramek. Większość piłkarzy z Królewskiej Woli miała mniejsze umiejętności od zawodników, którymi dysponuję w Zagłębiu. Mieli natomiast jedną cechę, która pozwalała nam wygrywać. Charakter. A jak kilka meczów uda się wygrać charakterem i ambicją, to rośnie wiara w swoje siły i piłkarz staje się coraz lepszy. Kluczem do sukcesu jest więc charakter. I oczywiście bramkostrzelni napastnicy.