Eugen Polanski wspomina Podgoricę: Rzucali nawet telefonami

TVN Agency / Na zdjęciu: Eugen Polanski
TVN Agency / Na zdjęciu: Eugen Polanski

Jakie piekło przeżyli reprezentanci Polski ponad cztery lata temu w Podgoricy i co muszą zrobić, żeby odpowiednio nastawić się na twardy bój z Czarnogórą - opowiada w rozmowie z WP SportoweFakty były kadrowicz, Eugen Polanski.

To nie było normalne spotkanie. Jakub Błaszczykowski nie mógł wykonać przez kilka minut rzutu karnego, ponieważ w jego kierunku z trybun leciały oderwane części krzesełek stadionowych. W taki sposób kibice gospodarzy starali się zdeprymować naszego ówczesnego kapitana. Chwilę po tym, jak Błaszczykowski zamienił jedenastkę na gola, Przemysław Tytoń został ogłuszony petardą hukową. Bramkarz domagał się od sędziego przerwania meczu, opuścił boisko i nie chciał na nie wrócić. Sędzia Kristinn Jakobsson kilka minut dyskutował z przedstawicielami UEFA i postanowił wznowić spotkanie. Tytoń początkowo nie chciał się na to zgodzić, jednak po namowach arbitra wrócił do bramki.

Działo się to we wrześniu 2012 roku podczas meczu eliminacji mistrzostw świata 2014. Kadra Waldemara Fornalika rozpoczynała wówczas kwalifikacje od wyjazdowego starcia z Czarnogórą. Eugen Polanski grał w tamtym meczu 90 minut. Twierdzi, że do dziś nie brał udział w tak dziwnym spotkaniu. - Przede wszystkim byłem zdziwiony postawą sędziego. Jakobsson był niezwykle spokojny, jakby to był mecz towarzyski, rozgrywany na pustym stadionie, a nie o punkty i to w takim kotle. Byłem przekonany, że przerwie mecz. To, co wyczyniali ludzie na trybunach, zaczęło wymykać się spod kontroli - opowiada były reprezentant Polski.

Pomocnik dobrze zapamiętał "dzikie" trybuny. - To nie był mecz, a wojna. Z trybun leciało wszystko, co się tam znajdowało. Butelki, plastik, monety, zapalniczki, skrawki ubrań czy innego materiału. Przy linii bocznej znaleźliśmy po spotkaniu kilka telefonów - wspomina zawodnik TSG Hoffenheim. Dodaje, że ludzie na trybunach robili wszystko, by piłkarze z Polski stracili koncentrację. - Chcieli nas sprowokować. Zaczepiali przy naszych rzutach rożnych lub gdy znajdowaliśmy się w okolicach ich trybuny. To nawet nie był krzyk, oni się po prostu darli, wydawali jakieś dziwne dźwięki, żebyśmy zwracali uwagę na nich, a nie na boisko. Grałem przez wiele lat w różnych meczach, czasem dziwnych, ale przyznaję, że do dziś nie przeżyłem podobnych sytuacji - opowiada Polanski.

W szatni trzeba było zachować spokój. - Trener Fornalik unikał tematu rac, trybun. Nie rozmawialiśmy o tym. Powiedział jedynie, żebyśmy skupili się na grze, bo nie jesteśmy w stanie nic zrobić. Łatwo nie było. Żaden z nas w takich warunkach nie grał wcześniej. Na miejscowych to nawet nie robiło wrażenia. To był ich klimat - kontynuuje piłkarz.

ZOBACZ WIDEO Robert Lewandowski o meczu z Czarnogórą: To nie MMA

I zwraca uwagę na odpowiednie nastawienie przed tego typu pojedynkiem. Inaczej można przegrać go już w szatni. - Trzeba ułożyć sobie w głowie, że to nie będzie zwykłe spotkanie, a walka z wszystkimi dookoła. Po prostu wojna. W innym przypadku rywal cię zdominuje. Sprowokuje, a trybuny wykończą. Trzeba wytrzymać wszystkie te piski, słowne przepychanki, latające telefony i krzesła. W takich sytuacjach należy po prostu włożyć na siebie klosz i grać, jakby nie było tła - radzi Polanski.

Biało-Czerwoni zremisowali tamto starcie z Czarnogórą 2:2. Mecz kończyli w dziesiątkę, czerwoną kartkę otrzymał Ludovic Obraniak. Francuz z polskim paszportem został sprowokowany przez rywala i zaatakował go bez piłki. - Tak gra Czarnogóra. Ostro, ofensywnie, też zaczepnie. Trzeba być czujnym i zachować zimną krew. Obraniakowi puściły emocje, a tamten zawodnik, który go sprowokował, tylko na to czekał - mówi Polanski. Eliminacje MŚ 2014 były wielkim rozczarowaniem. Polska zakończyła je dopiero na czwartym miejscu w tabeli, wyprzedzając San Marino i Mołdawię. - Wynik 2:2 zapamiętałem jako korzystny, to był udany mecz. Nasza obecna reprezentacja jest tam w stanie wygrać. Ciągle pokazuje, że to bardzo dobra i drużyna - kończy zawodnik TSG Hoffenheim.

Źródło artykułu: