Estończyk dał się mocno we znaki holenderskiemu trenerowi. W 2013 roku w meczu eliminacji mistrzostw świata kompromitował bowiem jego piłkarzy. Stefanowi de Vrijovi założył siatkę, a następnie strzelił gola z trzydziestu metrów. Potem lekkim dotknięciem zewnętrzną częścią stopy przelobował bramkarza. Holandia nie była w stanie wygrać ze słabą Estonią (2:2), bo ta miała w składzie swojego maestro.
W tym sezonie ekstraklasy 32-letni Estończyk strzelił już 12 goli, 10 razy asystował. Na ten dorobek składa się już piątkowy mecz z Górnikiem Łęczna (5:0). Owszem, rywal okazał się wybitnie słaby, ale i z takim trzeba umieć grać. Konstantin Vassiljev strzelił dwa gole, dwa razy asystował. A gdy schodził ze sceny, białostocka publika swojemu maestro zgotowała owację na stojąco. Koncert zagrał bowiem wyśmienity.
Nie ma w tym sezonie Jagiellonii Białystok bez niego. Gdy Vassiljev gra słabiej, białostocka drużyna gra słabiej. Umowę ma do końca sezonu i na razie nie wiadomo, co będzie dalej. Fakt jest taki, że Estończyk znalazł w Białymstoku swoje miejsce, jest najważniejszą postacią drużyny Michała Probierza. Jednak wielkiej ligi już nie podbije, wielkiego klubu też nie - z całym szacunkiem. Na pewno jeszcze pod koniec kariery liczy za to na dużo większe pieniądze. Jeśli tak - niech jedzie i zarabia. Zasłużył.
Sześć lat temu Vassijlev dostał w kraju tytuł Obywatela Roku. To wyróżnienie przyznawane przez ministerstwo kultury. Stał się bowiem symbolem integracji z Rosją (jego rodzice pochodzą z tego kraju). Jeśli w Białymstoku też są jakieś wybory mieszkańca roku, to Estończyk powinien być w ścisłej czołówce walczącej o wygraną.
ZOBACZ WIDEO Łukasz Broź: Chcieliśmy wygrać