[b]
Fakt, że Legia wiosną nadal będzie grała w europejskich pucharach odbierasz jako niespodziankę, sensację, czy może cud, który w oparciu o wyłącznie logiczne przesłanki po wylosowaniu tak mocnej grupy nie miał prawa się zdarzyć?
[/b]
[tag=6299]
Michał Żewłakow[/tag]: - Myślę, że to niespodzianka. Gdyby tuż po wylosowaniu Realu Madryt, Borussii Dortmund i Sportingu Lizbona ktoś powiedział, że Legia wydostanie się do Ligi Europy, więcej znalazłoby się takich osób, które deklarację o trzecim miejscu w tak silnej stawce odebrałyby...
... jako żart...
- ... może nie jako żart, czy dowcip, ale w kategorii odległego marzenia, a nie realnego planu. Byliśmy nowicjuszami w Lidze Mistrzów, ale okazaliśmy się bardzo pojętnym uczniem, który skrzętnie pobierał nauki z meczu na mecz. Real i Borussia okazały się zupełnie poza naszym zasięgiem, natomiast ostatni mecz grupowy, kiedy na szalę trzeba było rzucić wszystkie siły i całe pokłady determinacji pokazał, że jesteśmy teraz drużyną lepszą, i to znacznie, od tej, która zaczynając rywalizację w Champions League była zupełnie bezradna w premierowym spotkaniu z zespołem z Dortmundu.
W którym momencie zaczął się tworzyć zespół z prawdziwego zdarzenia?
- To był proces, a nie moment. Taki, u którego podstaw legła odwaga Jacka Magiery - trener nie bał się grać w sposób otwarty z wyżej notowanymi przeciwnikami. Mimo tego, że znajdą się ludzie, którzy powiedzą, że nie wypada stracić ośmiu goli, nawet w meczu Ligi Mistrzów, podjęte w Dortmundzie ryzyko nie było pozbawione logiki. Wszystko odbywało się w myśl zasady, że jeżeli mamy dostać baty, to po to, żeby się czegoś nauczyć. I lekcja na pewno nie poszła na marne.
Bądźmy jednak poważni - mecz zakończony wynikiem 8:4 na tym poziomie nie powinien się zdarzyć. Obu stronom.
- Zgoda, myślę nawet, że wytrawni krytycy futbolu niemieckiego, po końcowym gwizdku mogli być zdania, że to Borussia powinna bardziej się wstydzić straty czterech goli na własnym boisku niż znacznie niżej notowana Legia ośmiu. Szczególnie biorąc pod uwagę punkt wyjścia, z jakiego oba zespoły wystartowały we wrześniu do Champions League.
ZOBACZ WIDEO Bóg, futbol, Borussia. Polak, który zatrzymał papież
Kluczowe dla odmiany Legii było zastąpienie Besnika Hasiego Magierą. To nie jest pytanie, to stwierdzenie faktu.
- Trener Magiera na pewno dał Legii drugie, o wiele lepsze życie. Patrząc na krótki okres, w którym pracował, drużyna zrobiła bardzo szybki postęp. Dostała nowy kształt, jakość i wiarę, że może walczyć z najlepszymi. Besnika już nie ma, więc o nim nie chciałbym mówić.
A ja - i owszem. Mam bowiem nieodparte wrażenie, że gdyby Magiera przyszedł od 1 lipca, musiałby się potykać o te same rafy, o które rozbił się Hasi. Nie było pieniędzy na transfery do momentu sprzedaży Ondreja Dudy, później trzeba było czekać na powrót z urlopów uczestników finałów Euro 2016, a dopiero potem przyszedł czas na zakupy.
- Z pewnością jest to prawdziwa teza. Gdyby Jacek zaczynał u nas od pierwszego dnia przygotowań, zapewne miałby w Legii trudniej. Tyle że dziś trudno oceniać, jak on by sobie z tymi problemami poradził. Może zrobiłby coś dobrego szybciej, może nie, lecz tego już nigdy się nie dowiemy. Moment, w którym przyszedł też nie był łatwy, ale kiedy w zespole dzieje się naprawdę źle, piłkarze są bardziej otwarci na uwagi, lepiej słuchają i szybciej podporządkują się zaleceniom trenera niż wówczas, kiedy przystępują do zajęć jako świeżo kreowani zdobywcy dubletu. Wówczas mają więcej swoich wizji i bardziej krytycznie patrzą na poczynania szkoleniowca. Od początku sezonu awans do Ligi Mistrzów był celem nadrzędnym, nie spodziewaliśmy się jednak, że rozgrywki ekstraklasy zostaną zaniedbane. Potencjał w drużynie był bowiem taki, że nawet gdyby skład pisała sprzątaczka, to z drużynami, z którymi graliśmy w tamtym okresie i tak powinniśmy wygrywać bez problemu.
Problem jednak był. Gdzie konkretnie?
- Przede wszystkim Vadis Odjidja-Ofoe był innym Vadisem niż jest dziś. Zawodnicy drugiego planu, którzy teraz wyszli przed szereg, a mam na myśli przede wszystkim Michała Kopczyńskiego i Aleksandara Prijovicia, jeszcze nie byli w tym miejscu, w którym są teraz. Trener ma jednak o tyle trudniej, że wszystko musi właściwie ocenić już przed meczem. Natomiast ci, którzy oceniają pracę szkoleniowca mają wyłożone na tacy wszystko już po końcowym gwizdku.
Tyle że Hasi nie pomylił się w jednym meczu, tylko w serii spotkań. I to wcale niekrótkiej.
- Nie ulega wątpliwości, że Jacek Magiera znalazł sposób o wiele bardziej skuteczny i wiele szybszy od Hasiego, żeby trafić do drużyny i wyciągnąć z niej to, co najlepsze.
Co jednak nie zmienia faktu, że zatrudnienie Magiery było związane z podjęciem ryzyka. Podobno w Legii macie ankietę służącą weryfikacji zatrudnianego szkoleniowca i Jacek spełniał tylko siedem punktów na czterdzieści widniejących w formularzu.
- Ryzyko istniało, oczywiście, ponieważ okres, w którym Jacek przychodził był bardzo trudny i gorący. Jeśli jednak mam być szczery, to ja nie widziałem żadnej ankiety. Magiera był traktowany jako człowiek z klubu, który realia Legii zna najlepiej ze wszystkich. No, może z wyjątkiem Lucjana Brychczego. Był piłkarzem, potem asystentem, aż wreszcie został pierwszym trenerem. W Sosnowcu był krótko, ale zapracował na sukces. Gdyby szybko nie pozbierał zespołu Legii, dostałoby się jemu, ale i tym, którzy go zatrudnili. Że za wcześnie dostał szansę. I w złym momencie. Skoro bowiem nie nadawał się wcześniej, to niby z jakiego powodu teraz miałby się nadać? Przecież nie zdobył wielkiego doświadczenia od kiedy prowadził drugi zespół w naszym klubie. Tyle że mieliśmy przeświadczenie, że na tamten moment był najlepszy. I prawda jest taka, że chyba nikt inny nie natchnąłby zespołu tak szybko i pozytywnie, a w każdym razie ja nie znam nikogo takiego. Jacek wycisnął maksa. Nie tylko z drużyny, także ze sztabu. Bo ławka to nie tylko Magiera, ale i znakomicie dobrany zespół współpracowników, który pierwszy trener potrafił sobie zjednać. Jest Aco Vuković, jest Tomasz Łuczywek, który przyszedł do Legii po tym, jak Magiera poznał się na jego jakości w Sosnowcu. To dwie prawe ręce Magica.
Z zaciągu Hasiego został jeszcze ktokolwiek?
- Pożegnaliśmy się już ze wszystkimi współpracownikami Besnika, Geert Emmerechts odszedł jako ostatni, miesiąc później niż zasadnicza część sztabu polecona przez poprzedniego trenera. Teraz ludzie, którzy pomagają Magierze to jego autorski pomysł. Miał do tego prawo. Wszedł przecież do pokoju, w którym był totalny bezład i porozrzucane meble, a tak je poukładał i poprzestawiał, że teraz wszystko wygląda jak ekskluzywny penthouse.
Z pracą Hasiego przy Łazienkowskiej związane są nie tylko minusy. To przecież on wprowadził Legię do Ligi Mistrzów. No i pozostawił po sobie sporo udanych transferów.
- Z dzisiejszej perspektywy można popatrzeć już na wszystko szerzej. I tak jak wspominasz, Besnik pracował w Legii przez 3 miesiące i nie był to tylko czas nieszczęść. Tyle że plusy, czyli sprowadzenie piłkarzy, którzy dziś są wiodący, takich jak Vadis, czy Thibault Moulin oraz wprowadzenie zespołu do Ligi Mistrzów, zostały zepchnięte w cień przez odpadnięcie z Pucharu Polski i kiepską postawę w lidze. Z drugiej strony tak już w piłce jest, że nieszczęście jednego powoduje, że ktoś inny dostaje szansę. Krótka kadencja Hasiego wypromowała Jacka Magierę będącego osobą, bez której w tym momencie nikt Legii sobie nie wyobraża.
Rozstanie z Albańczykiem było trudne?
- Właściwie to tylko jednej rzeczy nie chciał zrobić. Mianowicie - podać się do dymisji. Mówił mi szczerze: - Zdaję sobie sprawę, że wyniki nie pozwalają mi zostać w Legii. Nie mogę być odbierany jako człowiek, który prowadzi Legię do góry, skoro z najlepszą drużyną w kraju z dwudziestu siedmiu możliwych punktów zdobyłem tylko dziewięć. Ale z drugiej strony - ja wciąż ten zespół poznaję... Wiadomo, to stara śpiewka wśród ludzi futbolu, zawsze pojawia się, kiedy ktoś chce jeszcze zyskać na czasie, ale Hasi nie miał złudzeń, że powinien odejść. Chciał tylko, żeby wszystko przebiegło w odpowiednim klimacie. Koniec końców rozstaliśmy się, choć żadne rozstanie nie jest przyjemne, w zgodzie. On w stronę Legii też zrobił pewien gest. Jestem z nim w kontakcie. Tak jak kolegami byliśmy zanim przyszedł do Legii, tak kolegami jesteśmy i dziś.
Pewien gest, czyli?
- Mógł upierać się, żeby zrealizować zapisy kontraktowe, natomiast ustaliliśmy inną formę rozliczeń finansowych, zrezygnował z części swoich wynagrodzeń. Znaczącej dla Legii, nawet bardzo, ale z czystego szacunku dla Besnika o szczegółach nie będę mówił, nie drążmy dłużej tego tematu.
Co Legii dała Liga Mistrzów?
- Jeśli idzie o poziom zespołu, nie prezentujemy jeszcze takiej jakości, że możemy myśleć o następnej edycji tych rozgrywek, nie wspominając o pierwszym miejscu w grupie, natomiast jesteśmy teraz mądrzejsi i silniejsi. A na pewno zaczęliśmy być postrzegani jako drużyna, która może robić w Lidze Mistrzów niespodzianki.
[nextpage]
W obecnym składzie. Pytanie zatem jak długo uda się utrzymać ten zestaw personalny, który pobrał lekcje w Lidze Mistrzów?
- Legia nie jest jeszcze takim klubem, który może zaoferować warunki konkurencyjne wobec zespołów z najbogatszych lig. I pewnie jeszcze długo nie będzie. Na pewno jednak w tym momencie nie będziemy chcieli rozmontowywać drużyny. Na horyzoncie jest przecież walka o tytuł mistrza Polski i Liga Europy.
Domyślam się jednak, że kiedy na stole pojawi się pięć, siedem milionów euro za Odjidję, to długo nie będziecie się wahać.
- Jeśli idzie o Vadisa, rozmawiałem z nim kilka razy na temat planów. Jest szczęśliwy w Warszawie, dobrze się u nas czuje. Na tyle, że o żadnych przenosinach zimą nawet nie myśli. Dlatego zakładam, że jeśli mamy zrobić dobry deal z osobą Vadisa to będzie lato, a być może nawet dopiero następne zimowe okienko. Nie jest to tani piłkarz w utrzymaniu, ale jeśli idzie o całą transakcję - a jest przez dwa lata w stu procentach zawodnikiem Legii Warszawa, bez klauzul i procentów dla poprzedniego klubu - na pewno do niej nie dołożymy. Zwłaszcza zważywszy na fakt, że przyszedł do nas bez sumy odstępnego. To oczywiście nie jest niespodzianka. Pamiętam, że kiedy jeździliśmy do Belgii oglądać co prawda innych zawodników, z drużyn rywalizujących z Brugge, on od razu rzucał się w oczy. Umiał grać na tyle dobrze, że dla Evertonu w pewnym momencie był wart 10 milionów funtów. Nie był w naszym zasięgu, orientował się na transfer do Anglii, ale do Liverpoolu - choć był już o krok - w końcu nie trafił. Po przyjściu do nas musiał się więc tylko odbudować. To była kwestia czasu.
Chętnych zapewne jednak nie brakuje na wyrwanie takiej perełki z LOTTO Ekstraklasy?
- Jestem w stałym kontakcie z menedżerem Vadisa, który prowadzi kariery innych poważnych piłkarzy - Kevina Mirallasa, Yannicka Ferreiry-Carasco, czy Thibauta Courtoisa. I nawet nie wyobrażam sobie, że miałby zajmować się transakcjami niepoważnymi, po zaledwie półrocznym udanym pobycie w jakimś klubie. Christophe Henrotay na co dzień mieszka we Francji, konkretnie w Monaco. Nie dziwne więc, że zapytania w sprawie Odjidji-Ofoe płyną przede wszystkim z tamtego kierunku. Tyle że na razie Vadis naprawdę nie zawraca sobie tym głowy. Chciałby w Legii w pełni się odbudować. A przede wszystkim zdobyć mistrzostwo Polski. To jego priorytety na najbliższe pół roku.
Którzy piłkarze, oprócz oczywiście Vadisa, w twojej ocenie najmocniej zbudowali się w Lidze Mistrzów?
- Kilka dobrych słów trzeba powiedzieć o Bartku Bereszyńskim. Z dużej niewiadomej stał się zawodnikiem, który daje jakość i regularność. Jesienią został mocnym kandydatem do reprezentacji. Michał Pazdan stracił przez kontuzje sporo tygodni, ale potwierdził poziom. Guilherme, Prijović, Arek Malarz - także.
Tyle że Malarza już jednak nie sprzedasz.
- Arek dopiero na koniec kariery robi karierę. I tak się tym cieszy, że nie wiem, czy chciałby jeszcze gdzieś się stąd ruszać. Reprezentował dotąd chyba siedemnaście klubów, i na koniec wreszcie znalazł swoją Itakę. A na pewno oazę, w której czuje się dobrze. Jest na tyle zadowolony, że bardziej myśli o tym, jak może związać się z Legią po zakończeniu kariery, niż o ewentualnej przeprowadzce. Aha, nie zapominajmy, że Moulin też jest piłkarzem, który się napędził w Champions League. Patrzyliśmy na niego jak na kogoś, kto ma przynieść jakość. Początek miał rewelacyjny, ale potem zgasł. Pierwszy raz musiał grać co trzy dni, na dodatek od razu z tak poważnymi przeciwnikami. Zespół długo nie prezentował się okazale, zwłaszcza w polskiej lidze, co też miało wpływ na jego odbiór. Mecz na 3:3 z Realem pozwolił jemu, i kilku innym naszym piłkarzom, w pełni uwierzyć w siebie.
Przede wszystkim Kopczyńskiemu.
- Prawdę mówiąc, to już Besnik na niego postawił, nie chciał go wypożyczyć do innego klubu, choć propozycji latem nie brakowało. Michał mimo zmiany trenera nie stracił pewności siebie, nie stracił tożsamości. To w ogóle jedno z większych odkryć w całej naszej lidze w tym sezonie. Piłkarz skromny, sumienny, rzetelny. Zobaczymy jak dalej będzie się rozwijał, ale bez wątpienia zaliczył bardzo mocne wejście.
Szkoda tylko, że jak na nowicjusza nie jest ze cztery lata młodszy.
- Trochę tak. Zasadne jest więc pytanie, czy gdybyśmy postawili na niego wcześniej, to czy też odpłacałby się tak samo pięknie, jak odpłaca teraz? Ten chłopak przeżywał naprawdę trudne momenty, był na granicy pierwszej i drugiej drużyny. Zawsze był lojalny wobec klubu, ale jesień to dopiero pierwszy okres, kiedy dostał szansę. Na pewno ją wykorzystał.
Steeven Langil chce sprowokować Legię do rozwiązania kontraktu? Ostentacyjnie chwali się imprezowaniem, a dorośli faceci tak się nie zachowują.
- Też mi się wydaje, że te fotki w mediach społecznościowych dają jego obraz jako człowieka, a nie tylko piłkarza. Nie wiem, czy to działanie umyślne, czy nieświadome, ale z pewnością dające świadectwo jego niedojrzałości. Nie wiem, czy on w ogóle wie, w jakim miejscu jest, i czego od niego się oczekuje. Nie można przecież pozytywnie oceniać wspomnianych zachowań, mocno skomplikował sobie sytuację.
Skomplikował? Myślałem, że wyjaśnił, bo nie zechcecie kontynuować współpracy.
- Jesteśmy po poważnej rozmowie ze Steevenem. Wie, że jeśli dostanie interesującą ofertę, nie będziemy mieli nic przeciwko, żeby z niej skorzystał.
Ile kontrahent będzie musiał za niego zapłacić?
- W tym biznesie jedna zasada jest stała - bierze się tyle, ile ktoś chce zapłacić. Legię kosztował 450 tysięcy euro, chcielibyśmy zatem odzyskać zainwestowane pieniądze. Obciąża budżet kosztami utrzymania, a zachowaniem, nie tylko formą piłkarską, udowodnił, że będzie mu w Warszawie ciężko. Ma podejście do zawodu, którego nie zaakceptujemy. Zatem dla obu stron to dobre rozwiązanie, żeby znalazł klub, w którym będzie czuł się lepiej niż w Legii.
Michaił Aleksandrow i Waleri Kazaiszwili też grywali niewiele. Zimą podzielą los Stojana Vranjesa, z którym Legia już rozwiązała kontrakt?
- Nikogo nie chcemy na siłę żegnać, ale rzeczywiście jest kilku zawodników, którym uważnie się pod tym kątem przyglądamy. Konkretnych nazwisk nie będę wymieniał, bo runda jeszcze się nie skończyła. Będziemy jednak chcieli podjąć decyzje korzystne dla obu stron. Jeśli idzie o Gruzina, to nie miał zbyt wielu okazji, żeby pokazać paletę niemałych możliwości. Gra innych piłkarzy także temu nie sprzyjała. W pewnym momencie zespół zaczął prezentować się tak dobrze, że ciężko było trenerowi rozdawać szanse kolejnym zawodnikom. W pełni to rozumiem, zadaniem szkoleniowca jest dbałość o drużynę. Zawsze więc na pierwszym miejscu postawi interes zespołu, a nie pojedynczego piłkarza. Kazaiszwili też musi to zaakceptować. Jest mu o tyle trudniej, że chyba nigdy dotąd nie musiał walczyć o miejsce w składzie. Dokąd przychodził, od razu grał.
Miroslav Radović miał układać szatnię, tymczasem okazał się wzmocnieniem wyjściowej jedenastki. Zaskoczył was wysoką formą, którą osiągnął w dojrzałym wieku?
- Zdawaliśmy sobie sprawę z sytuacji Rado, przed jego powrotnym transferem mówiłem, że jeśli gdzieś ma jeszcze odzyskać życiową formę, to tylko w Legii. I tak właśnie się stało. Zna specyfikę klubu i życie w Warszawie, nie jest księdzem, więc doskonale nadawał się też do ogarnięcia szatni. Do tego jednak - dopiero w drugiej kolejności. Atmosfery na pewno nie rozbija, jeśli już to buduje. Renoma pozostała, młodzi piłkarze patrzą nadal na niego z otwartą buzią. Mimo tego, że wywodzi się z Partizana, to mam odczucie, że jest bardziej legionistą niż belgradczykiem. Wie, że tu poniżej pewnego poziomu zejść nie może, więc musi się pilnować. I robi to z powodzeniem.
Za to Nemanja Nikolić nie nawiązał do osiągnięć z poprzedniego sezonu.
- Patrząc na statystyki możemy powiedzieć, że nie strzela tyle co w ubiegłym roku. Tyle że rekord miał tak okazały, że naprawdę trudno to powtórzyć. Drugi sezon zawsze zresztą jest trochę trudniejszy, rywale znają go przecież, mają rozpracowanego. Poza tym walczyliśmy z lepszymi drużynami, wzrosła też konkurencja w drużynie. No i zawodnicy, którzy wcześniej nie pokazywali pełni możliwości, teraz wystrzelili. To wszystko wpływa na postrzeganie i ocenę Nemanji.
On pierwszy zimą dostanie zielone światło na transfer?
- Jesteśmy po rozmowie w tej kwestii. Jasno sobie powiedzieliśmy, że jeśli przyjdzie oferta, która będzie pasowała Legii i będzie z niej chciał skorzystać Nikolić, to nie jesteśmy klubem, który chciałby być więzieniem dla piłkarzy. Nie będziemy nikogo trzymać na siłę. Nemanja zadeklarował, że jeśli znajdzie się coś fajnego, będzie chciał tego spróbować. Ale też nic na siłę.
Ktoś z Chicago już kontaktował się w jego sprawie? Procedura transferowa została rozpoczęta?
- Odzywał się dyrektor sportowy Chicago Fire. Oceniam, że to było badanie sprawy, ocena szans na pozyskanie reprezentanta Węgier. Kluczowe będzie to, kiedy sam Nemanja dogada się na tyle, żeby z Legią przejść do konkretów. Czekamy, kiedy Nikolić przyjdzie do nas i powie: chciałbym zmienić klub, właśnie na ten. Wytransferujcie mnie.
Na ile dziś oceniasz szanse jego wyjazdu do MLS?
- Pięćdziesiąt na pięćdziesiąt. Na razie jest jeszcze za wcześnie, żeby cokolwiek przesądzać. Także dlatego, że zainteresowanie jest nie tylko ze strony Fire. Wróciły zapytania z kierunku chińskiego. Są też kluby rosyjskie, które obserwują Nikolicia.
Kto konkretnie z Premier Ligi?
- Nie wiem, czy nie jest zbyt wcześnie, żeby ujawniać nazwy.
Skoro poważnie pytają, to...
- Anżi Machaczkała. Ale zastrzegam, że nie wiem, jakim kierunkiem zainteresowany jest sam Nemanja. Czy Rosja w ogóle wchodzi w grę, czy wolałby wyjechać do Ameryki. To typowy snajper, musi przypasować drużynie. Wcale jednak nie musi być to słaba drużyna, bo Hull City bardzo chciało Nikolicia pozyskać. Agent i Nemanja nie dogadali się jednak z Anglikami w sprawie wysokości kontraktu.
Do Legii przed fazą grupową Ligi Mistrzów trafili Jakub Czerwiński i Maciej Dąbrowski. Spłacają się już?
- Czerwiński grał więcej niż Dąbrowski, szybciej przesiąkł atmosferą Łazienkowskiej. Prawda jest jednak taka, że w przypadku piłkarzy przychodzących do Legii z polskiej ligi nigdy nie spieszę się z ocenami. Zawsze powtarzam, że wskazany jest sześciomiesięczny okres ochronny. Weryfikacja, ta prawdziwa, tych zawodników zacznie się dopiero od przyszłej rundy. Poznali już szatnię, boisko i wymagania. I teraz będą musieli odpowiedzieć na pytanie: dadzą radę, czy nie?
Z tego duetu może wywodzić się godny następca Pazdana?
- Wierzę, że tak. Bo gdybym nie wierzył, żaden nie trafiłby do Legii. Pytanie tylko, ile będziemy musieli jeszcze poczekać.
Pazdan może odejść już zimą? Podobnie jak Nikolić?
- Legia wzbogaciła się na udziale w Lidze Mistrzów, stać nas na utrzymanie zawodników z tego poziomu sportowego i finansowego, ale staramy się patrzeć także na ambicje piłkarzy. Jeśli zgłosiłoby się po Michała Schalke Gelsenkirchen to wiadomo, że nikt by nie powiedział: nie, bo u nas dostałeś godną podwyżkę. Z niewolnika nie ma pracownika, a poza tym w Bundeslidze mógłby przecież podpisać nawet milionowy kontrakt. No i Legia także na pewno nie straciłaby na takim transferze. Prawda jest taka, że Pazdan nie jest dwudziestolatkiem, żeby czekać na transfer. Jeśli przez dwa najbliższe okienka nie wydarzy się coś dużego, to potem może być już ciężko z jego wyjazdem. Tyle że nie oszukujmy się - Michał w Legii ma teraz tak dobrze, że ofertami takimi jak z Pescary, która ostatnio go oglądała, nie musi sobie w ogóle zaprzątać głowy.
Nie za wcześnie pozbyliście się Tomasza Brzyskiego, nie załatwiając zastępstwa dla Adama Hlouska na lewą obronę?
- Tomek padł ofiarą tego, co działo się na początku sezonu w zespole. A tak naprawdę winowajcami byli wszyscy dookoła. Nie chcieliśmy, żeby w ostatnim roku obowiązywania kontraktu czuł się w Legii osobą zbędną. Zadecydował głos trenera Hasiego, nie umiem powiedzieć, jak na Tomka patrzyłby trener Magiera. Teraz rozglądamy się za nowym lewym obrońcą, bo ostatnie mecze pokazały, że nie ma alternatywy dla Adama. Po desygnowaniu na tę pozycję Guilherme, Łukasza Brozia, czy Kubę Rzeźniczaka drużyna nie funkcjonuje tak dobrze, jak z Hlouskiem w pełni formy. Te poszukiwania to spore wyzwanie, ponieważ klasowych zawodników na tę pozycję naprawdę trzeba szukać ze świecą.
Twój budżet transferowy będzie inny niż przed Ligą Mistrzów?
- Na pewno, klub osiągnął przecież stabilizację finansową. Ale z dnia na dzień nie zaczniemy opływać w luksusy. Będziemy szukać jak najlepszych piłkarzy, o kolejny kąsek typu Vadis będzie jednak ciężko. Nie zaczniemy przecież nagle sprowadzać zawodników z najlepszych lig.
Kiedy i jak klub skorzysta z pięknej przygody młodej Legii w UEFA Youth League?
- Odpowiedź jest prosta - zadecyduje o tym trener Magiera. Zna tych chłopaków bardzo dobrze, mogą więc mieć nadzieję, że doceni jak nikt inny. Już w zimowym okresie przygotowawczym powinni zacząć dostawać zaproszenia do pierwszego zespołu, to najlepsza forma nagrody. Szansę pokazania się dostaną na pewno. A na ile wykorzystają - wszystko w ich nogach. Komplementy pod adresem młodzieżowców są zasłużone, ale nie spodziewam się falowego ataku tej grupy na pierwszy zespół. Jeszcze nie teraz.
Wywiad został przeprowadzony: 9.12.2016
Rozmawiał Adam Godlewski