Obecna wygasa w 2018 roku i na razie zawodnik nie parafował kolejnej. Problem w tym, że tym razem nie chodzi o kasę z klubu.
Jak zwykle: całkiem inaczej sprawę naświetlają media katalońskie i madryckie. Te drugie utrzymują, że Messi najpóźniej w 2018 roku opuści klub, pierwsze uspokajają, że sytuacja znajduje się pod pełną kontrolą szefów Barcy i nic takiego nie nastąpi.
Netto i brutto
Wedle doniesień "Sportu" na razie pracują oni nad nowymi umowami dla innych zawodników. Gdy wszystkie zostaną podpisane (a pozostali jeszcze: Luis Suarez, Marc-Andre ter Stegen, Andres Iniesta i Ivan Rakitić), pan Josep Bartomeu zasiądzie do rozmów z asem. Przedłużenie kontraktu z Messim ma być formalnością, godnym zwieńczeniem dzieła zapewnienia sobie usług gwiazd na kolejne lata, ma zakończyć cykl renowacji. Leo dostanie ofertę długoletniego kontraktu, ostatniego w karierze. Ale potem także pozostanie związany z klubem, jako jego ambasador na przykład. Z ust prezydenta stale pada tylko jedno sformułowanie: Messi zakończy karierę w Barcelonie. Bartomeu obawia się, że powiedzenie czegokolwiek innego, postawienie przy tej kwestii jakiegokolwiek znaku zapytania byłoby początkiem jego końca w roli prezydenta klubu. A odejście Messiego za jego kadencji do końca życia naznaczyłoby go jako człowieka, który zezwolił na coś takiego.
Sporo jest przesady w takim postrzeganiu sprawy. Kibice katalońscy nie są bowiem głupi i do tego stopnia zaślepieni, by sądzić, iż 35-letniej gwieździe, nawet jeśli byłby nią Messi, należy płacić dwadzieścia kilka milionów euro. Netto rzecz jasna, kwota brutto jest ponad dwa razy większa - przy obecnych 21 milionach koszt jego zarobków wynosi 48.
ZOBACZ WIDEO Sevilla przeskoczyła Barcelonę. Kolejna porażka Valencii - zobacz skrót meczu [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Głos zabrał także niedawno wiceprezydent Barcy, Manel Arroyo. Podczas podpisania umowy na reklamę na koszulkach z japońską firmą Rakuten, która w latach 2017-2021 zapłaci za ten przywilej 55 milionów euro rocznie, a więc 25 więcej niż płaci Qatar Airways, został zapytany, czy jej funkcjonowanie jest związane z pozostaniem na Camp Nou Messiego. - Nie. I nie ma żadnych powodów do obaw. Wkrótce przedłużymy umowę z Messim. Zapewnimy mu takie warunki, by nie miał innego wyjścia, jak tylko złożyć podpis - odparł.
Fiskus złodziej
Tyle że dla Messiego Barca nie jest dziś stroną, z którą musi się jakoś ułożyć. Pomiędzy nim a klubem nie ma żadnych nieporozumień. Stroną ową jest Hiszpania, a z nią zawodnikowi jest coraz mniej po drodze.
Chodzi oczywiście o podatki. Rodzina Messich czuje się bowiem okradana przez kraj, w którym mieszka, i w którym płaci zobowiązania. Opinia publiczna ma o trwającej już kilka lat odysei podatkowej Messiego następujące zdanie: chciwy ojciec piłkarza, wspomagany opiniami doradców, chciał oszukać fiskusa, ale ten się nie dał i obecnie nakłada na familię słuszne kary. Wewnątrz rodziny ogląd sprawy jest jednak całkowicie odmienny: fiskus chce wydoić Messiego do cna, interpretując przepisy tak, by nakładały one na zawodnika dodatkowe zobowiązania.
Na Leo i jego ojcu ciążyły wyroki (w zawieszeniu) w wysokości 21 miesięcy więzienia za orzeczone przez sąd oszustwa podatkowe na sumę ponad czterech milionów euro. Rodzina zapłaciła już znaczną część z tej kwoty, jak i uiściła milionowe kary, czyszcząc swoją sytuację. Ale zadra pozostała i tkwi głęboko.
W familii zawodnika i w gronie jego doradców panuje przekonanie, iż inne osoby, obywatele Hiszpanii, zarabiający wielkie pieniądze na sprzedaży praw do wizerunku - bo o niezgłoszenie kwot pochodzących z tego źródła poszło - są traktowane inaczej. Koronnym przykładem ma być infantka Elena, osoba bardzo popularna w Hiszpanii, siostra obecnego króla, trzecia w kolejce do tronu, która zajmuje się biznesem i wieloma rozmaitymi przedsięwzięciami. Jej mają uchodzić bezkarnie rozmaite tricki księgowe, podczas gdy rodzina Messich jest szykanowana i szkalowana za przestępstwa, których w istocie nie popełniła.
Nie jesteśmy pismem finansowym, więc zostawmy tak sprawę, nie wchodząc w szczegóły. Nie jest tu zresztą istotne, jak wygląda prawda, tylko jak postrzega ją Messi. A on czuje się pokrzywdzony.
Dlatego być może w rzeczywistości pragnie opuścić Hiszpanię. Raczej nie uda mu się tego zrobić przed 2018 rokiem, bo klub z pewnością nie sprzeda go poniżej klauzuli odejścia, a 250 milionów nie wyłoży za prawie trzydziestolatka nawet najbogatszy szejk. Tak czy owak, kierunek jego ewentualnej migracji jest oczywisty: Anglia i Manchester City, gdzie pracują doskonale mu znani ludzie: Pep Guardiola i Txiki Beguiristain. Dostałby tam kontrakt jeszcze lepszy niż w Barcelonie, czułby się dobrze, nie musiałby się nawet uczyć angielskiego. A papa Jorge Messi nie bałby się, że za chwilę znów zostanie oskarżony o przestępstwo podatkowe i przyjdzie mu pozbyć się z konta siedmiocyfrowej sumy. Anglia przedstawiana jest bowiem jego rodzinie jako kraj o bardziej przejrzystej i przyjaznej polityce podatkowej - której to opinii też nie podejmujemy się tu weryfikować.
Leszek Orłowski