Piotr Reiss: Nigdy nie sprzedałem, ani nie kupiłem meczu

Na początku lutego prokuratura prowadząca śledztwo w sprawie korupcji w polskiej piłce nożnej zatrzymała napastnika Lecha Poznań, Piotra Reissa. Symbol Kolejorza jest podejrzany o udział w procederze korupcyjnym i postawione mu zostały trzy zarzuty. - Przyznałem się tylko do części jednego z nich - mówi "Reksio", który zapewnia, że nigdy nie sprzedał, ani nie kupił meczu.

Zatrzymanie Piotra Reissa odbiło się szerokim echem w całym środowisku piłkarskim. 37-letni napastnik uchodzi za ikonę Lecha Poznań. Ludzie powiązani z Kolejorzem byli w szoku. Wrocławska prokuratura postawiła doświadczonemu zawodnikowi trzy zarzuty, ale nie ujawniła, czego one dotyczą. Wiadomo jednak, że jeden z nich powiązany jest z przyjęciem premii od Świtu Nowy Dwór Mazowiecki za wygranie meczu z Górnikiem Polkowice. - Przyznałem się do części jednego zarzutu. Według mnie nie dotyczy on korupcji. Nie mogę mówić o szczegółach, bo groziłby mi areszt tymczasowy - mówił na antenie TVP Poznań Piotr Reiss, który sytuację opisał obrazowo. - Jeśli ktokolwiek chciałby ufundować nagrodę piłkarzom Lecha, na przykład za zwycięstwo, i oni ją przyjmą, to może to być wątek korupcyjny dla prokuratury. Ja nie ukrywałem, że doszło kiedyś do takiej sytuacji. W trudnym momencie zespół otrzymał premię z zewnątrz i to jest sytuacja, która według polskiego prawa mnie obciąża.

Reiss od zatrzymania udzielił tylko jednego wywiadu - dla oficjalnego miesięcznika poznańskiego klubu, oraz wydał specjalne oświadczenie. W czwartek gościł w programie "Kolejorz Gol" w TVP Poznań. Przyznał, że nie może sobie nic zarzucić. - Nie mam wyrzutów sumienia, bo nic złego w życiu nie zrobiłem. Nigdy nie sprzedałem, ani nie kupiłem meczu Lecha. Przepraszałem jedynie kibiców, zarząd i kolegów z drużyny za zamieszanie, które powstało wokół klubu ze względu na moją osobę, przed ważnymi meczami z Udinese - opowiada były kapitan Kolejorza.

37-letni napastnik po złożeniu zeznań został zwolniony do domu, ale musiał wpłacić rekordową kwotę poręczenia majątkowego. Wynosiła ona aż 170 tysięcy złotych. - Nie mogłem się targować, bo taka była decyzja prokuratora. Oczywiście mogłem spędzić jeszcze jedną dobę w policyjnej izbie zatrzymań i wtedy sprawa trafiłaby do sądu, który ustaliłby sumę poręczenia majątkowego - mówi Reiss. - Myślę, że ta kwota była całym systemem działania prokuratury. Moje zatrzymanie odbywało się w taki sposób, jakbym był co najmniej szefem grupy przestępczej, która wymordowała ileś osób. Wyobrażam sobie, przez co musiała przechodzić moja rodzina. Nigdy w życiu nie zrobiłem nic złego, a zostałem przedstawiony jako groźny przestępca. Myślę, że za jakiś czas się okaże, że to wszystko było na pokaz.

Po postawieniu Reissowi zarzutów o charakterze korupcyjnym, poznański klub zawiesił go w prawach zawodnika do czasu wyjaśnienia sprawy. Obecnie "Rejsik" trenuje indywidualnie. - Dużo biegam i ciężko trenuję na siłowni. Piłka nożna to jednak gra zespołowa, więc ciężko sobie podać, strzelić i jeszcze obronić ten strzał - opowiada Reiss i liczy, że jeszcze wybiegnie na boisko. - Chciałbym wrócić do treningów, do zawodu, który kocham wykonywać. To jednak zależy od zarządu klubu. Liczę również, że akt oskarżenia jak najszybciej wpłynie do sądu, abym mógł się oczyścić z zarzutów. Niewykluczone, że śledztwo zostanie umorzone - zakończył Piotr Reiss.

Legendę Lecha wspierają kibice poznańskiego klubu, którzy na początku tegorocznych rozgrywek transparentami oraz głośnymi okrzykami wyrazili swoją solidarność z Reissem i dali wiarę jego niewinności.

Komentarze (0)