Limit pecha już wyczerpaliśmy - rozmowa z Mariuszem Muszalikiem, pomocnikiem Piasta Gliwice

- Na pewno poprawimy skuteczność - mówi w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl pomocnik Piasta Gliwice - Mariusz Muszalik. Zawodnik jest przekonany, że niebawem zespół zacznie wygrywać mecze i odbije się od dna tabeli, na którym się znalazł po ostatniej porażce z Cracovią Kraków.

Agnieszka Kiołbasa: W miniony weekend rozpoczęła się piłkarska wiosna w ekstraklasie. Wy gorszego początku zanotować nie mogliście. Porażka z Cracovią i na dzień dobry spadek na ostatnią pozycję w tabeli…

Mariusz Muszalik: - Przegraliśmy i spadliśmy na dno tabeli. Wypadałoby się teraz od niego odbić i iść do góry. Na pewno martwi ta porażka, bo nie zasłużyliśmy na nią w tym meczu. Myślę, że nie wyglądało to najgorzej, mieliśmy swoje sytuacje. Teraz przed nami kolejne spotkanie. Nie ma co rozdrapywać ran. Zmierzymy się w sobotę z Bełchatowem i musimy w końcu zapunktować.

Mecz w Krakowie mógł się zakończyć innym wynikiem, ale po raz kolejny dał o sobie znać ten brak skuteczności. Lepszą sytuację do zdobycia bramki od tej, którą mieliście w 80 minucie tamtego starcia, chyba trudno sobie wyobrazić…

- Miejmy nadzieję, że będziemy stwarzać jeszcze lepsze sytuacje niż ta. Zobaczymy, jak to będzie. Na pewno się poprawi skuteczność. Ona jest naszą bolączką od kilku meczów. Jeżeli nad nią popracujemy, to zaczniemy strzelać bramki. To nie tylko napastnicy mogą strzelać, ale i my pomocnicy. Na pewno musimy to zmienić, bo nie da się wygrywać meczów bez zdobywania bramek.

Nie dość, że przegraliście z Cracovią, to jeszcze w pozostałych meczach padły wyniki, można powiedzieć, nie po waszej myśli. Wasi główni rywale w walce o utrzymanie zdobywali punkty, co jeszcze skomplikowało waszą sytuację…

- Zrobił się ścisk. Widać to po tabeli. Każdy jeden mecz wygrany czy przegrany powoduje, że przesuwa się w górę albo spada się w dół. Tutaj pokazały to wyniki Cracovii czy też ŁKS-u. Będziemy walczyć o to utrzymanie do ostatniego meczu. My sobie z tego zdajemy sprawę. Tutaj nie ma się co oszukiwać, że wygramy dwa mecze i się utrzymamy. Jeszcze przed nami dwanaście spotkań. Zobaczymy, co będzie. My głęboko wierzymy w to, że się utrzymamy.

Jesienią zarzucano wam brak dobrych piłek do napastników. Teraz te podania są, ale brakuje egzekutorów. Coś się w waszej grze zmieniło, ale efekt jest taki sam: tych bramek jak nie było, tak nie ma…

- Ja bym nie powiedział, że brakowało podań. Mieliśmy swoje sytuacje w tamtych poprzednich meczach. Ta bolączka w postaci nieskuteczności już się za nami trochę ciągnie. Ja bym może poszedł w innym kierunku i zostawił to już trochę na boku, bo to nie służy ani napastnikom ani całej drużynie, która musi te bramki zdobywać. Musimy się skupić nad tym, żeby dobrze grać, a te sytuacje przyjdą. Nie da się grać całego sezonu stwarzając bramkowe okazje i ich nie wykorzystując. Jestem optymistą. Myślę, że limit pecha już wyczerpaliśmy.

W sobotę czeka was jeszcze trudniejszy mecz niż ten w Krakowie. W Wodzisławiu Śląskim podejmiecie zespół z ligowej czołówki, GKS Bełchatów.

- Na pewno dla nas w tej rundzie nie będzie łatwych meczów. Musimy sobie zdawać z tego sprawę. Bełchatów to jest czołówka ligi. To będzie z naszej strony spotkanie walki. Oni są spokojni o byt, są w dobrej formie, co pokazał mecz z Lechem. Co prawda przegrali go, ale wcale tak być nie musiało, bo zagrali dobrze, remisowali. Czeka nas ciężkie spotkanie, ale my musimy zacząć wygrywać, zacząć punktować. To jest w tej chwili najważniejsze.

W pierwszym meczu z zespołem z Bełchatowa zdobyliście jeden punkt. Znaleźliście sposób na napastników rywala, ale sami też do siatki nie trafiliście. Czy w sobotę zadowolicie się remisem?

- Na pewno trudno teraz to stwierdzić. Czasami z przebiegu meczu remis jest szczęśliwym wynikiem i można być z niego zadowolonym. My gramy o trzy punkty, bo nam remisowanie nic nie da. My nie możemy gdybać. Zobaczymy z przebiegu meczu, co będzie dla nas dobre. My walczymy o zwycięstwo. Potrzebujemy punktów, bo mamy ich bardzo mało, a jak pokazuje tabela, na dole jest bardzo duży ścisk.

Do sobotniego starcia przystąpicie niejako z nożem na gardle, bo ewentualna porażka jeszcze skomplikuje waszą i tak już trudną sytuację. Do tej pory za każdym razem, gdy w Wodzisławiu Śląskim graliście o tzw. sześć punktów, wygrywaliście, bo tak było starciu z ŁKS-em Łódź i Polonią Bytom…

- I chciałbym, żeby tak było i tym razem. Na pewno chcielibyśmy wygrać. Trzy punkty byłyby dla nas niezwykle cenne i dałyby nam trochę spokoju przed następnym starciem. My już z tym nożem na gardle będziemy grali do samego końca, tak podejrzewam. Każdy chce się utrzymać. Na górze tabeli jak i na dole jest ścisk, są małe różnice punktowe. Tutaj w każdym meczu zagramy z tym nożem na gardle. Chciałbym jednak byśmy ten nóż jak najszybciej od siebie oddalili.

W kwietniu wracacie do Gliwic. Zagracie na własnym stadionie, więc o te punkty teoretycznie powinno być łatwiej. Chociaż z drugiej strony czekają was bardzo trudne starcia, bo nie licząc konfrontacji z Górnikiem Zabrze i Lechią Gdańsk, będziecie walczyć z zespołami ze ścisłej ligowej czołówki…

- Śląsk już pokonaliśmy na wyjeździe i mam nadzieję, że tak będzie i na naszym stadionie. Wracając jednak do początku, my się cieszymy, że wracamy, że w końcu zagramy u siebie, bo jak już mówiłem kiedyś, koledzy tutaj awansowali, dali Gliwicom ekstraklasę, a Gliwice tej ligi jeszcze nie widziały. To jest ważne dla tego miasta, żeby się pokazać. Na pewno będzie pełny stadion. Myślę, że kibice nam pomogą. Bardzo będziemy potrzebować ich wsparcia, ale sami fani nam tego meczu nie wygrają, to będzie należało do nas. Musimy wybiegać te mecze, wygrać. Ja jestem optymistą. Wierzę w nasz zespół. Obyśmy zaczęli punktować.

Komentarze (0)