Szymon Mierzyński: Lech postawił się pod ścianą (komentarz)

WP SportoweFakty / Jakub Piasecki
WP SportoweFakty / Jakub Piasecki

Na początku rundy finałowej realnym celem Lecha mogła być nawet obrona tytułu. Wystarczyły jednak trzy kolejki, by drużyna znalazła się nad przepaścią. Piłkarze Jana Urbana mają fatalną sytuację w lidze, a ich los może zależeć od jednego meczu!

Przez kilka ostatnich tygodni poznaniacy jak ognia unikali wartościowania celów i deklaracji, że finał Pucharu Polski będzie dla nich pojedynkiem najważniejszym. Tylko trener jeden raz przyznał, że mając do wyboru zwycięstwo z Legią w lidze i krajowym pucharze, wolałby to drugie. Chciano jednak uniknąć sytuacji, w której - choćby podświadomie - zawodnicy skupialiby się tylko na tym, co wydarzy się 2 maja na Stadionie Narodowym.

Dziś jednak sytuacja Kolejorza w Ekstraklasie jest tak fatalna, że uratowanie sezonu może być realne właśnie tylko w Pucharze Polski. W fazie finałowej mistrz Polski wywalczył zaledwie jeden punkt i sam pokrzyżował sobie szyki. Liczby są porażające. Ekipa Jana Urbana zajmuje 7. miejsce w tabeli, ma 14 punktów straty do liderującej Legii Warszawa i cztery oczka mniej od Cracovii, która zajmuje 4. pozycję (a właśnie ona w najlepszym wypadku da możliwość gry w Lidze Europy).

Za kadencji obecnego szkoleniowca Lech odrobił dużą część strat po fatalnym początku, podniósł się mentalnie, lecz progres był widoczny tylko do końca fazy zasadniczej. Od 31. kolejki poznaniacy znów mają ogromne problemy. Pod względem sportowym prezentują się lepiej niż w najgorszym momencie trwającego sezonu, kiepsko jednak znoszą obciążenie psychiczne, jakie wiąże się z walką o uratowanie rozgrywek, a to już niebezpieczna analogia do tego, co działo się latem i wczesną jesienią ubiegłego roku.

ZOBACZ WIDEO Jan Urban: powinniśmy ten mecz przynajmniej zremisować

{"id":"","title":""}

Ogromnym problemem Kolejorza jest też zależność od formy zaledwie kilku piłkarzy. O ile w defensywie - choć i tam nie brakuje szkolnych błędów - trener Jan Urban ma całkiem spore pole manewru, to z przodu opcji jest jak na lekarstwo, bo część zawodników nie gra na miarę oczekiwań i swoich możliwości. Maciej Gajos i Darko Jevtić są nieregularni, Abdul Aziz Tetteh i Łukasz Trałka zdecydowanie lepiej czują się w zadaniach defensywnych, Gergo Lovrencsics w obecnym sezonie nie strzelił nawet jednego gola, zaś Sisi, którego sprowadzono zimą, miewa problemy zdrowotne, a gdy gra, też nie jest w stanie wpływać na losy meczów. Stąd coraz więcej szans dla Kamila Jóźwiaka, choć od tego zawodnika trudno wymagać rychłego stania się pierwszoplanową postacią drużyny, wszak debiutował w Ekstraklasie dopiero tej wiosny.

Kreacja gry w Lechu zależy tak naprawdę od dwóch piłkarzy - Szymona Pawłowskiego i Karola Linettego. Ten pierwszy do momentu złamania kości jarzmowej (w wyjazdowym meczu z Górnikiem Zabrze) był motorem napędowym swojego zespołu i teraz powoli wraca do optymalnej formy. Linetty z kolei nie bez przyczyny dorobił się miana "płuc i serca" mistrza Polski. Jego obecność w środkowej strefie daje pewność, że dobrze będzie funkcjonował zarówno odbiór, jak i rozegranie. Jak wielkim problemem dla Kolejorza jest brak tej dwójki, można się było przekonać 19 marca, gdy poznaniacy podejmowali Legię Warszawa. Przy absencji Pawłowskiego i Linettego przegrali 0:2, stwarzając w całym spotkaniu... jedną klarowną sytuację.

Kibice Lecha już łapią się za głowy na samą myśl o odejściu latem Linettego. Taki scenariusz jest niemal pewny, a to osłabienie spowoduje ogromną dziurę w formacji ofensywnej, której załatanie nie będzie zadaniem łatwym - zwłaszcza gdyby zespół nie wywalczył gry w europejskich pucharach, a to dziś bardzo realna groźba. Jeśli się ona spełni, klub nie będzie raczej szalał na rynku transferowym, a część gotówki pochodzącej ze sprzedaży przeznaczy zapewne na bieżącą działalność, by dopiąć budżet. Właśnie dlatego awans do europejskich pucharów jest dla Lecha tak istotny. Dodatkowy zastrzyk gotówki pozwoli na solidne wzmocnienia, a te - jak pokazują ostatnie spotkania - są po prostu niezbędne.

Szymon Mierzyński

Źródło artykułu: