Pogoń świetnie rozpoczęła mecz w Łęcznej. Już w 3. minucie Takuya Murayama dobrym podaniem obsłużył Mateusza Lewandowskiego, który nie zmarnował tej okazji. 26-letni Japończyk dopiero po raz czwarty w tym sezonie zagrał w podstawowej jedenastce i zaprezentował się z niezłej strony. - Murayama bardzo dobrze wyglądał na treningach. Bardzo cieszę się, że ma asystę. Zagrał przyzwoicie, ale było widać też, że od pewnego momentu umierał. To nie do końca jego wina, bo jak zawodnik nie gra regularnie, nawet jak trenuje, to brakuje "gorączki startowej" - ocenia swojego podopiecznego Czesław Michniewicz.
Po kwadransie było już 2:0 dla Portowców, a wkrótce Adam Frączczak dobił gospodarzy trafieniem z rzutu karnego. Mimo wszystko Górnik Łęczna próbował odrobić straty. - W pierwszej połowie popełniliśmy sporo niewymuszonych błędów, stąd zespół Górnika miał kilka okazji do tego, żeby strzelić nam bramkę. Mieliśmy troszeczkę szczęścia i ten gol nie padł - przyznaje 45-letni szkoleniowiec.
Pomimo wysokiego prowadzenia Pogoni druga połowa dostarczyła kibicom wielu emocji. Górnik zabrał się do roboty i zdobył dwie bramki. Goście mieli szanse, by po raz czwarty trafić do siatki, ale ta sztuka im sie nie udała, przez co końcówka była niezwykle nerwowa. - Patryk Małecki miał najlepszą okazję na to, żeby zakończyć ten mecz. Remis w takim spotkaniu, gdzie prowadziliśmy 3:0, to byłaby olbrzymia trauma. Zabrakło nam troszeczkę spokoju. Prowadząc 3:0 mogliśmy lepiej rozwiązać wiele akcji, spokojnie pograć. Nie zrobiliśmy tego i zespół z Łęcznej na pół godziny wrócił do gry - zauważa Michniewicz.