Swoją posturą, szybkością, gestami i zwodami przypomina na boisku młodego Cristiano Ronaldo. W Madrycie wolą jednak mówić o nim "nowy Raul Gonzalez". Jese Rodriguez, podobnie jak legenda klubu, do Realu trafił bowiem jako nastolatek.
Ma dopiero 22 lata, ale piłkarskie życie pokazało mu już piękne, jak i te brzydsze strony. Kiedy młodzian był w swojej najwyższej formie, doznał najgorszej dla piłkarza kontuzji - zerwania więzadeł w kolanie. Dopiero teraz powraca do formy sprzed urazu.
Perła wyłowiona na Wyspach Kanaryjskich
Jese urodził się w Las Palmas, a skauci utytułowanego klubu znaleźli go w młodzikach Huracan. W wieku 13 lat przeprowadził się do stolicy Hiszpanii i ogrywał się w kolejnych młodzieżowych drużynach Realu Madryt. Na debiut w rezerwach musiał czekać zaledwie 4 sezony, a tam błyskawicznie otrzymał przydomek "Cristiano Valdebebas" (Valdebedas to dzielnica, w której znajduje się ośrodek treningowy klubu).
Pupil Mourinho
W młodzieżowych drużynach dostrzegł go trener pierwszego zespołu, Jose Mourinho, który chętnie dawał szansę wychowankom na debiut w barwach "Królewskich". Młody Jese miał nawet okazję zjeść obiad z gwiazdami pierwszej ekipy tuż po bolesnej porażce Realu z Barcą 0:5 w sezonie 2010/2011. - Początkowo myślałem, że to żart. Mourinho jednak rozmawiał ze mną i powiedział, że jeśli będę robił kolejne postępy, to na pewno mnie powoła - przyznał później Jese.
Na treningi z Realem Madryt nie musiał długo czekać. 18-letni atakujący pojechał na przygotowawcze tournee przed kolejnym sezonem. Już pół roku później w meczu Pucharu Króla zastąpił na boisku samego Cristiano Ronaldo. Co ciekawe, debiut w Primera Division zaliczył również po wejściu za CR7. - Porównują nas, ponieważ gramy na podobnych pozycjach i mamy podobne gesty. Ja jednak muszę jeszcze wiele popracować, aby osiągnąć jego poziom - mówił wtedy Jese.
Następca Raula?
W sierpniu 2013 roku Real Madryt zorganizował oficjalne pożegnanie Raula na Santiago Bernabeu. Jeden z najważniejszych graczy w historii klubu w towarzyskim meczu zagrał jedną połowę w koszulce "Królewskich", a drugą w barwach jego ówczesnego klubu - katarskiego Al-Sadd. Gospodarze wygrali 5:0, Raul jako pierwszy wpisał się na listę strzelców, a za sprawą dubletu w samej końcówce, wynik ustalił Jese. To właśnie on został uznany bohaterem spotkania i po końcowym gwizdku mógł wymienić się koszulką z Raulem.
- Od małego oglądałem jego gole, to dla mnie legenda. Muszę codziennie ciężko ćwiczyć, aby osiągnąć to co on, ale nawet wtedy będzie to bardzo trudne - mówił po spotkaniu Jese.
"Jesemania" zakończona fatalną kontuzją
Rozgrywki 2013/2014 były przełomowe dla młodego napastnika. Zadebiutował w Lidze Mistrzów, zaliczył premierowe El Clasico i właśnie przeciwko Barcelonie zdobył pierwszego gola w barwach Realu. "Królewscy" przegrali spotkanie 1:2, ale 20-latek pokazał, że jest świetnym jokerem i świetnie sprawdzi się na zmęczonego rywala. Był wtedy czwartym wyborem Carlo Ancelottiego w ataku - zaraz po tercecie "BBC".
W lutym 2014 roku karę 3 meczów zawieszenia otrzymał Cristiano Ronaldo. Zastępca mógł być jeden. Jese odwdzięczył się za zaufanie dwoma golami, a madryckie media wywołały "Jesemanię", która opanowała miasto. - Jese ma talent w genach. Może grać na najwyższym poziomie - mówił w tym okresie Ancelotti.
Ten świetny sezon został jednak przerwany w najgorszy możliwy sposób. Już w 2. minucie meczu z Schalke 04 w 1/16 finału Ligi Mistrzów zawodnik musiał opuścić boisko na noszach. Zerwane więzadła w kolanie sprawiły, że do gry powrócił dopiero w grudniu.
595 dni później
Dokładnie tyle czasu Jese czekał na kolejny występ w podstawowej jedenastce Realu Madryt w meczu Ligi Mistrzów (zagra od 1. minuty przeciwko Paris Saint-Germain). Kontuzja jeszcze długo odbijała się u niego czkawką. Po powrocie nie zachwycał. Długo szukał formy, a obawa przed kolejnym urazem wyraźnie wpływała na jego grę.
Widział to Ancelotti, który nie był zadowolony z postawy piłkarza i wypożyczył w styczniu Javiera Hernandeza. Jese, obok Lucasa Silvy, otrzymywał najmniej szans od trenera i coraz głośniej zaczęło się mówić o jego odejściu. Również początek współpracy z Rafaelem Benitezem nie zwiastował poprawy. Dopiero w połowie października Jese zaczął przypominać siebie sprzed kontuzji i za sprawą dobrych występów wywalczył sobie zasłużone miejsce w pierwszej jedenastce.
Poprzedni występ Jese w podstawowym składzie w Lidze Mistrzów zakończył się fatalnie. Teraz, po 595 dniach, ma szansę przypomnieć o "Jesemanii", która została tak brutalnie przerwana.
Igor Kubiak
Krwiożerczy agenci piłkarscy? Raper Duże Pe burzy stereotyp