Marek Motyka wróci do "szarańczy"? "Mam dylematy czy znów się z tego kojarzyć ludziom"

Marek Motyka przez wiele lat znany był z "szarańczy" - charakterystycznego sposobu rozegrania stałych fragmentów gry. 57-letni trener nie wyklucza, że w Rozwoju Katowice wróci do swojego pomysłu.

"Szarańcza" - kibice w Polsce właśnie z nią kojarzą Marka Motykę, który jest pomysłodawcą tego sposobu rozegrania stałych fragmentów gry. Na czym on polega? Zawodnicy ustawiają się w grupie poza polem karnym i w momencie wprowadzania piłki wbiegają w szesnastkę, czym zaskakują formację defensywną rywali.
[ad=rectangle]

Jednak z biegiem czasu sposób ten zaczął być obiektem drwin z samego szkoleniowca. Fakty, a przede wszystkim zdobyte bramki, bronią jednak pomysłu 57-szkoleniowca. - Z tą "szarańczą" to jest tak, że w jakimś sensie sprawiało mi to ogromną satysfakcję, przynosiło to efekty bramkowe. Miałem tę satysfakcję, że byłem pomysłodawcą czegoś, co rzetelnie zawodnicy wypracowali i mieli z tego konkretny efekt bramkowy. Z czasem zaczęto z tego drwić i teraz jak jestem w klubach staram się unikać szarańczy - powiedział Motyka.

Takie zachowania fanów sprawiły, że reprezentant Polski zrezygnował z rozgrywania w ten sposób rzutów rożnych i wolnych. - W pewnym momencie zdarzyło się tak, że kibice zaczęli mnie postrzegać nie jako zawodnika Wisły Kraków, który 12 lat grał w klubie, zaliczył ponad 300 występów i jakiś nieduży epizod w reprezentacji Polski, tylko z szarańczy. Czasami robiło się człowiekowi przykro, że ten cały dorobek był rozmieniany na drobne przez stałe fragmenty gry - stwierdził Motyka.

W ostatnich latach Marek Motyka pracował w niższych klasach rozgrywkowych. W końcówce minionego sezonu prowadził Limanovię Limanowa, a poprzednio pracował w Garbarnii Kraków. I właśnie z tym drugim klubem wiąże się pewna anegdota, którą podzielił się szkoleniowiec. - Z drugiej strony poszedłem pracować do Garbarni Kraków i powiedziałem sobie, że nie będę stosował żadnej szarańczy, a będę próbował innymi stałymi fragmentami zaskakiwać przeciwnika. Wtedy kibice w pewnym momencie ze stadionu krzyczeli "kiedy będzie ta szarańcza". Tak się tego dopominano i mam dylematy, czy tę szarańczę z powrotem przywrócić i znów się z tego kojarzyć ludziom, czy próbować innymi sposobami zdobywać bramki i zaskakiwać przeciwnika - powiedział Motyka.

W nadchodzącym sezonie 57-latek będzie trenerem Rozwoju Katowice i nie wyklucza powrotu do stosowania "szarańczy". Przy okazji Motyka zaznaczył, że najwięcej problemów obrońcom przy tym sposobie rozegrania stałych fragmentów gry sprawia krycie. - Jeżeli zawodnicy mi zaufają i rzetelnie spróbują to wykonywać, to może rzeczywiście wrócimy do tego stałego fragmentu. Nazwa jest bardzo śmieszna, ale każdy zawodnik, który grał przeciwko temu systemowi, to wie, że jest to bardzo twardy orzech do zgryzienia jeśli chodzi o krycie. Sam się o tym przekonałem - przyznał trener Rozwoju.

Kto "szarańczą" wojuje od niej ginie? Parafraza znanego przysłowia mogła mieć zastosowanie w jednym z meczów pomiędzy prowadzoną przez Motykę Polonią Warszawa i Jagiellonią Białystok. - Miałem taki przypadek z Michałem Probierzem, gdzie pojechałem z Polonią Warszawa do Białegostoku. Rywale mają stały fragment gry i nagle układają "szarańczę". Ja jestem w szoku, bo mówię "rany boskie, jak oni strzelą bramkę, to cała Polska będzie ze mnie drwić". Nauczyłem drużynę atakować szarańczą, ale nie nauczyłem bronić. Jakby Jagiellonia strzeliła bramkę, to nie wyobrażam sobie co by się działo. Na szczęście im się nie udało, później już tego nie powielili i się uspokoiłem, bo byłaby to gratka dla dziennikarzy. Wtedy dopiero byłaby jazda, pomysłodawca przegrałby szarańczą. Być może wrócimy do tego, dodamy trochę kolorytu - stwierdził doświadczony szkoleniowiec.

Źródło artykułu: