Białostoczanie pokonali Białą Gwiazdę, choć do 87. minuty przegrywali 0:1, grali słabo i nie oddali ani jednego uderzenia w światło bramki krakowian. Do wyrównania po centrze Niki Dzalamidze doprowadził Patryk Tuszyński i był to pierwszy celny strzał Jagi w tym meczu, a po chwili gola przewrotką, choć ze spalonego, zdobył Jan Pawłowski. Drużyna Michała Probierza tym razem sama sięgnęła po trzy punkty w ostatniej chwili i po błędzie sędziego.
[ad=rectangle]
- Jestem pod wielkim wrażeniem moich piłkarzy i tego, jak walczyliśmy z przeciwnościami losu. Wszyscy cierpieliśmy: piłkarze, trenerzy, kibice. Dziękuję za wsparcie w takiej trudnej sytuacji. Nie chciałem zmieniać składu, wszyscy byli zmęczeni. Dlatego Dzalamidze trzymaliśmy na drugą połowę i dobrze, że wszedł i zrobił to, czego oczekiwaliśmy. Zawodnicy pokazali ogromny charakter. Dlatego właśnie piłka jest taka piękna. W przyrodzie nic nie ginie, czasami zmienia właściciela i tak samo jest z punktami - komentuje trener Probierz.
Na chwilę przed golem Tuszyńskiego na 1:1 Wisła miała wyborną okazję na podwyższenie prowadzenia, ale akcję zepsuł Łukasz Garguła. - Jak nas nie dobili na 2:0, to cały czas wierzyłem. Gdyby było 2:0, byłoby już raczej po meczu, a jak jest 1:0, to nawet w 90. minucie po stałym fragmencie gry można odwrócić losy meczu. Widziałem, że cierpieliśmy, w szatni widziałem zmęczone oczy, a zawodnicy nie pili whisky tak jak ja... Żaden zespół nie miał takiego planu. Niedziela – Lech, środa – Legia, sobota – Wisła. Graliśmy z urazami: Madera, Pazdan, Mackiewicz. Chwała zawodnikom. Graliśmy z klasowym zespołem, a teraz najważniejsze, że mamy nad nim pięć punktów przewagi i niech on teraz się martwi, a ma mecze z Legią, Lechem i Śląskiem – mówi Probierz.
Opiekun Jagiellonii był po meczu w szampańskim nastroju: - Życzę wszystkim dobrej zabawy. Pijem, bawim się! Życie pisze swoje scenariusze. Zobaczymy, co będzie dalej.
Stempniewski: w obu przypadkach karnego nie było