Chciałbym grać nawet do osiemdziesiątki - rozmowa z Hermesem, kapitanem Jagiellonii Białystok

Hermes jest legendą żółto-czerwonych, tylko nie tych z Białegostoku, a z Kielc. Zawodnik po aferze korupcyjnej w Koronie zmuszony został do rozwiązania kontraktu. Brazylijczyk opowiada nam o wielu ciekawych rzeczach m.in. szkoleniu młodzieży w jego ojczyźnie oraz w naszym kraju, a także o organizacji brazylijskich i polskich klubów.

Jak to się stało, że zostałeś piłkarzem?

- W wieku dziewięciu lat poszedłem na trening bardzo znanej w Brazylii drużyny [Corinthians Sao Paulo - red.]. Potem krok po kroku wspinałem się coraz wyżej, a w wieku 18 lat podpisałem swój pierwszy zawodowy kontrakt.

Spodziewałeś się, że jako dwudziestolatek zostaniesz mistrzem Świata?

- Nie, na pewno początkowo nie. Później natomiast jak zacząłem trenować poważnie, przyszły także myśli o wyższych celach. Jak dostałem pierwszą szansę w seniorach, gdzie rozegrałem dwa mecze, to szybko otrzymałem powołanie do młodzieżowej reprezentacji Brazylii.

W Brazylii spędziłeś znaczną część swojej kariery. Jak ocenisz okres spędzony w Kraju Kawy jako zawodowy piłkarz?

- Był to bardzo fajny okres w moim życiu. Grałem tam kilka ładnych lat, ale musiałem wyjechać, ponieważ na początku kariery miałem problemy z działaczami, którzy nie byli profesjonalni.

Poziomu piłkarskiej ligi i reprezentacji brazylijskiej do polskiej nie ma co porównywać. A jakbyś porównał szkolenie młodzieży i organizację klubów?

- W Brazylii bardzo dobrze kluby pracują z dziećmi oraz młodymi piłkarzami i uważam, że w niedalekiej przyszłości moja ojczyzna może stać się pod tym względem najlepsza na świecie. Zawodnicy wyjeżdżają z kraju jeszcze jako nastolatkowie i są gotowi do gry. Trenerzy oraz piłkarze są w Brazylii profesjonalistami i podchodzą poważnie do swoich obowiązków. W Polsce natomiast jest jeszcze wiele do zrobienia. Kuleje tutaj szkolenie młodzieży, ponieważ w wieku 18 lat zawodnicy nie są gotowi do gry na najwyższym poziomie. W Brazylii w tym wieku zawodnicy są już przygotowani do gry pod względem mentalnym i fizycznym.

Jak to się stało, że zdecydowałeś się kontynuować karierę w Polsce?

- Na początku w ogóle nie myślałem, żeby grać w Polsce. Marzyły mi się Włochy, Niemcy czy Hiszpania. Okazało się jednak, że tutaj otrzymałem szansę i nie żałuję tego, że do tej pory tu jestem. Dla mnie jest bardzo przyjemnie tutaj mieszkać i grać. Do Widzewa Łódź trafiłem dzięki mojemu menedżerowi, który miał bardzo dobre kontakty ze Smudą [były trener Widzewa, obecnie szkoleniowiec Lecha Poznań - red.]. Dwa lata przed podpisaniem kontraktu z łódzkim klubem przyjechałem do Polski, kiedy występowałem jeszcze w drugiej lidze brazylijskiej i wystąpiłem w sparingu Wisły Kraków, której wówczas trenerem był Smuda. Później mój menedżer polecił mnie Widzewowi, którego szkoleniowcem został Smuda i tak rozpocząłem karierę w Polsce.

Szybko, bo po zaledwie jednej rundzie zmieniłeś klub. Dlaczego tak krótko grałeś w Widzewie?

- Tam, podobnie jak w Brazylii, miałem problemy z działaczami. Na dodatek Widzew był w tamtym okresie w olbrzymich kłopotach finansowych, dlatego rozwiązałem kontrakt i zdecydowałem się na występy w Koronie Kielce.

Grałeś tam 5,5 roku i pewnie myślałeś, że tam zakończysz karierę...

- Tak. Podpisałem tam kontrakt na 3,5 roku, do zakończenia którego zostały mi jeszcze dwa lata, ale wyszło jak wyszło i musiałem rozwiązać kontrakt. Na pewno chciałem tam zakończyć karierę.

Czujesz żal do działaczy z Kielc, że rozstali się z tobą w taki sposób?

- Niestety stało się jak się stało, ale widocznie mój czas się skończył. Podziękowałem za tamte 5,5 roku gry w Koronie, które było dla mnie bardzo przyjemne. W Kielcach uczyłem się po polsku rozmawiać. Poznałem też tam wielu znajomych i przyjaciół... Nie ma co narzekać, trzeba wziąć się za siebie i grać dalej.

Co cię skłoniło do tego, aby zagrać właśnie w Jagiellonii?

- Od początku, gdy rozwiązałem kontrakt z Koroną, Jagiellonia była zainteresowana pozyskaniem mnie i jako pierwsza do mnie zadzwoniła. Przyjechałem tutaj na rozmowy i działacze przekonali mnie, że będzie tutaj lepiej i im uwierzyłem. Widzę, że jest tutaj wiele możliwości, aby Jagiellonia była dobrym klubem, ponieważ atmosfera i kibice są bardzo przyjemni, fajni i należałoby, aby powstała tutaj bardzo dobra drużyna.

W Polsce pracowałeś z wieloma szkoleniowcami. Którego warsztat trenerski cenisz najbardziej?

- Myślę, że każdy trener ma swój sposób szkolenia. Najdłużej pracowałem z Ryszardem Wieczorkiem i uważam go za bardzo dobrego fachowca, który potrafi stworzyć drużynę. Dariusz Wdowczyk kładł natomiast nacisk na atmosferę w drużynie, Franciszek Smuda był charakternym szkoleniowcem, a Jacek Zieliński to bardzo sympatyczny trener, dobry człowiek. Dobrze mi się pracowało z każdym, bo nigdy nie miałem problemów z trenerami i to jest najważniejsze.

W swojej karierze grasz zazwyczaj jako defensywny pomocnik, ale przy twoich warunkach fizycznych [168cm. - red.] występy na stoperze to chyba ewenement na skalę światową...

- W Koronie w pięciu meczach grałem na stoperze, bo mieliśmy kłopoty z obrońcami. Trener Wieczorek ma nos nie tylko do mnie, bo Pawła Golańskiego ustawił jako prawego obrońcę, a on gra teraz w kadrze. Gdy powiedział, że mam zagrać na stoperze to wszyscy się śmiali, ale dobrze zagrałem. Na tych pięć meczów przegraliśmy jeden, trzy wygraliśmy i jeden zremisowaliśmy.

Za dwa lata skończysz 36 lat i co potem?

- Wiadomo jestem w takim wieku, że trzeba grać rok za rok. Chciałbym grać jak najdłużej, bo to lubię. Nawet do osiemdziesiątki. Chcę zaznaczyć, że nie mam zamiaru oszukać kibiców i będę występować do momentu, aż będę się czuł grać na jak najwyższym poziomie.

Jak ci się podoba Białystok?

- Białystok jest pięknym miastem. Ludzie są bardzo sympatyczni. Mojej żonie i dzieciom także podoba się to miasto.

Źródło artykułu: