W dwóch poprzednich meczach Legia Warszawa w Bielsku-Białej przegrywała i również tym razem piłkarze mistrza Polski spodziewali się trudnej przeprawy w potyczce z Podbeskidziem. Od początku spotkania Legioniści ruszyli do ataków, lecz do 24. minuty czujna była defensywa Górali. Pierwszą bramkę gospodarze stracili po błędzie Richarda Zajaca, a wynik meczu otworzył Michał Masłowski.
[ad=rectangle]
Gol ten sprawił, że gościom grało się zdecydowanie łatwiej. Górale otworzyli się, a Legioniści skutecznie kontrowali rywali. - Z tego co pamiętaliśmy, to szykowaliśmy się na trudniejszy pojedynek. Pierwsza bramka na pewno ułatwiła nam to zadanie, bo drużyna Podbeskidzia musiała się bardziej otworzyć i było to widać, że niektóre strefy było wolne. Dzięki temu mogliśmy się utrzymać przy piłce i stwarzać kolejne sytuacje - przyznał Igor Lewczuk.
W drugiej połowie Górale nie wykorzystali rzutu karnego. Strzał Adam Dei obronił Dusan Kuciak. - Później już poszło z górki, chociaż ten karny mógłby troszkę zmienić, bo rywale uwierzyliby bardziej w siebie, złapali wiatr w żagle i być może wydarzyłoby się coś innego. Strzeliliśmy cztery bramki, a mogliśmy jeszcze więcej - ocenił defensor Legii Warszawa.
Przed rewanżem Legia jest w doskonałej sytuacji, ale mistrzowie Polski tonują nastroje. - W piłce chyba nie można niczego być pewnym. Piłkarze Lecha też byli pewni po pierwszej połowie, że inaczej się skończy mecz z Błękitnymi. Trzymamy rękę na pulsie i nie popadamy w hurraoptymizm - zakończył Lewczuk.